Do zdarzenia doszło 10 listopada na osiedlu Kurdwanów w Krakowie. Jeden z mieszkańców skontaktował się z policją po tym, jak usłyszał dramatycznie brzmiące odgłosy wydawane przez katowane zwierzę. Kiedy funkcjonariusze dotarli na miejsce, zastali tam pobitego i pokrytego krwią kota w krytycznym stanie. Zwierzę trafiło do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (KTOZ).
REKLAMA
Zobacz wideo Damian ma 20 lat i został bez dachu nad głową. "Ojciec wyrzucił mnie z plecaczkiem". Trafił pod skrzydła fundacji "Po drugie"
"Kot ukradł plaster boczku, właściciel postanowił wymierzyć mu karę. Okaleczone, pocięte zwierzę, z odciętą połową języka zostało zabezpieczone przez policję, a my zostaliśmy wezwani na miejsce" –przekazali wówczas w mediach społecznościowych przedstawiciele KTOZ.
Pandek znalazł nowy dom
Kot trafił do specjalistycznej lecznicy, gdzie przeszedł wielogodzinną operację. Lekarzom udało się uratować jego życie. W poniedziałek KTOZ podzieliło się dobrymi wiadomościami: "Pandek jest gotowy na opuszczenie szpitaliku i podróż do nowego domu. Ze wzglądu na wyjątkową sytuację wymagania stawiane nowemu opiekunowi były znacznie wyższe, niż w przypadku w pełni zdrowego zwierzęcia".
W nowym domu nie mogło być innych zwierząt ani dzieci. Właściciele musieli być mieszkańcami Krakowa, ponieważ Pandek wciąż wymaga codziennych wizyt u weterynarza. Mimo tych restrykcji, w ciągu 24 godzin znaleźli się opiekunowie gotowi zapewnić zwierzęciu kochający dom.
Były właściciel poniesie konsekwencje
Jak przekazał w rozmowie z TVN24 komisarz Piotr Szpiech, oficer prasowy krakowskiej policji, 57-letni mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. - Ustawa o ochronie zwierząt przewiduje w takim przypadku choćby do pięciu lat pozbawienia wolności. Ponadto wobec tego mężczyzny został zastosowany policyjny dozór - dodał.