Sanki z dziećmi przywiązał do haka holowniczego. Pasażer pociągu zareagował od razu. "Przerażające"

gazeta.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Kierowca ścigał się z pociągiem. Z tyłu na sankach ciągnął dzieci Marcin Stępień/Agencja Wyborcza


Pierwsze opady śniegu zachęcają do zabaw na białym puchu. W końcu można też wyciągnąć i wytrzeć z kurzu sanki. Do mediów trafiło nagranie, na którym pasażer pociągu pokazuje, co zobaczył za oknem. - Sam jestem rodzicem. Uważam to za brak wyobraźni - mówi.
Z TVN24 skontaktował się mężczyzna, który chciał się podzielić nagraniem, jakie zrobił w trakcie podróży pociągiem relacji Poznań-Warszawa. Podczas postoju przy stacji dworca w Słupcy zobaczył samochód, który ciągnął sanki, na których jechały małe dzieci.


REKLAMA


Sanki były przymocowane do haka holowniczego dzięki sznurka. Samochód zaczął w pewnym momencie ścigać się z pociągiem


- poinformował pan Zbigniew. - To był przerażający widok. Sam jestem rodzicem. Uważam to za brak wyobraźni. Naraził dzieci na utratę zdrowia, już nie mówiąc o życiu. Dzisiaj się udało, a jutro będziemy mieć tragedię - dodał. Zapewnił też, iż ma zamiar przekazać filmik policji, ponieważ takie zachowania są niedopuszczalne.


Zobacz wideo Drifty i kulig za autem, czyli niebezpieczne zimowe zabawy


Śmierć podczas kuligów
Od lat mówi się o tym, jak niebezpieczne mogą być kuligi, w których sanki są ciągnięte za samochodem. Głośno było o tragedii, do której doszło w 2021 roku pod Elblągiem. Wówczas jeden z mężczyzn zorganizował taką zabawę. Niestety w trakcie jedna para sanek wypadła z drogi i uderzyła w drzewo. Na skutek obrażeń zginęła 15-latka, córka kierowcy.


Taka lekkomyślna zabawa może skończyć się poważnymi obrażeniami, a choćby śmiercią uczestników kuligu, który wymknie się spod kontroli. A żeby tak się stało, naprawdę nie trzeba wiele. Wystarczy chwila nieuwagi, ciut za duża prędkość i jakaś nierówność, kamień lub konar drzewa ukryty pod śniegiem, żeby doszło do tragedii, której można było uniknąć


– powiedział wówczas Jakub Sawicki z elbląskiej policji. Mimo takich historii i licznych apeli służb mundurowych, kuligi za samochodami wciąż są organizowane. Kilka dni temu w Myśliborzu doszło do wypadku. Jeden z mężczyzn, jadący na sankach uderzył w drzewo. Niestety, chociaż na miejscu gwałtownie wylądował śmigłowiec LPR i podjęto reanimację, nie udało się go uratować.


Kierowcy, którzy zgadzają się na tego typu zabawy, muszą liczyć się z konsekwencjami. - jeżeli podczas kuligu za samochodem dojdzie do wypadku, którego skutkiem będzie ciężki uszczerbek na zdrowiu lub śmierć, sprawcy grozi kara więzienia choćby do 8 lat (...) Apelujemy o rozwagę i przypominamy, iż w wielu przypadkach to my sami stanowimy o swoim bezpieczeństwie. Przyczepianie do samochodu worków, sanek czy też innych urządzeń, na których siedzą dzieci czy dorośli, jest niczym innym jak tylko brakiem wyobraźni, która może się skończyć tragicznie - napisała nadkom. Aneta Sobieraj na stronie łódzkiej policji.
Idź do oryginalnego materiału