Rowerzystka opuściła przejazd rowerowy i wjechała na ślepo pod nadjeżdżający samochód, wykonując manewr włączenia się do ruchu. Następnie wygłosiła tyradę o tym, iż to wina kierowcy. Widzę tu pewien powtarzający się wzorzec zachowań.
Tak, będzie film, ale potem będzie też do niego rozbudowany komentarz, więc najpierw można sobie obejrzeć, a potem przeczytać.
Oboje rowerzystów wjeżdża na jezdnię wymuszając pierwszeństwo na kierowcy samochodu, który zupełnie słusznie trąbi żeby ostrzec ich o niebezpieczeństwie. Powinien był oczywiście trąbić wcześniej, widząc że
Czy rowerzyści złamali przepisy?
Tak, ponieważ włączyli się do ruchu bez upewnienia się iż mogą to zrobić, tym samym wymuszając pierwszeństwo. Powstaje pytanie, czy skoro wjeżdżali na jezdnię z przejazdu rowerowego, to nie powinni mieć pierwszeństwa. Nie, nic takiego w przepisach nie występuje. Zastosowanie ma art. 27 ust. 1 ustawy Prawo o ruchu drogowym.
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe.
Skoro rowerzyści nie byli na przejeździe, to nie mieli pierwszeństwa. Łatwe do zrozumienia. Trudniejsze do zrozumienia jest dla mnie wyjechanie na jezdnię bez rozejrzenia się czy nic nie jedzie, tzn. mnie nie pozwoliłby na to instynkt samozachowawczy, który na co dzień pozwala nam bronić się przed głupią i przypadkową śmiercią.
Jak więc należy przejeżdżać przez taki przejazd rowerowy jak widać na filmie? jeżeli chcemy mieć choć minimalną ochronę, to należy najpierw rozejrzeć się czy nie nadjeżdżają żadne pojazdy, a potem przejechać w poprzek jezdni po wyznaczonych liniach przejazdu. Wtedy rzeczywiście chronią nas przepisy ruchu drogowego i kierowcy będą musieli pozwolić nam dokończyć nasz manewr.
Teraz będę się bawił w psychologa
Obstawiam, iż pani będąca głównym źródłem agresji doskonale wie, iż zrobiła źle, tylko nie mogła się do tego przyznać. Musiała zwalić winę na kogoś innego, choć prawdopodobnie zdawała sobie sprawę, iż wjechała na jezdnię bez rozejrzenia się. To jedna z hipotez. Druga jest taka, iż pani była przekonana o swojej racji i nie przyjmowała do wiadomości, iż mogła popełnić jakiś błąd. Gdyby zapytać ją o umocowanie tego przekonania w przepisach, nie umiałaby go podać, ponieważ ludzie ogólnie bardzo rzadko znają szczegółowe przepisy ruchu drogowego. Powiem, iż zasadniczo znają kilka znaków drogowych i sygnałów świetlnych, i na tym koniec. Temat pierwszeństwa na przejazdach rowerowych, włączania się do ruchu czy skrzyżowań równorzędnych już ich przerasta. Oczywiście gdy pojawia się sytuacja konfliktowa, każdy staje się specjalistą od przepisów w swoim własnym mniemaniu.
Wysoce prawdopodobny jest też mechanizm typu „ja tu poszłam w weekend na rower [ergo: robię coś dobrego], a tu jakiś cham mi przeszkadza w celebrowaniu mojego roweryzmu”. Niestety droga pani – nie włączamy się jednak do ruchu bez patrzenia, a tym razem skończyło się tylko nieprzyjemną rozmową, następnym razem skończy się pod ciężarówką. Propsy dla kierowcy, który próbował to wszystko spokojnie wytłumaczyć, mimo zalewu agresji ze strony kobiety na rowerze. Ostatecznie odpuścił w obliczu ściany krzyku, podsumowując tylko iż „pani się zapluła”.