Ochroniarze mieli budzić pijaną nastolatkę paralizatorem. Były policjant reaguje na incydent

natemat.pl 1 tydzień temu
Ochroniarze w McDonald's na Dworcu Centralnym w Warszawie mieli budzić paralizatorem pijaną 19-latkę. Świadkini zdarzenia opisała, iż użyto go wobec dziewczyny sześć lub siedem razy. – To jest przestępstwo. Budzenie kogoś paralizatorem w ogóle nie wchodzi w grę – mówi naTemat były policjant.


Chodzi o zdarzenie, do którego doszło w nocy z 5 na 6 listopada na Dworcu Centralnym w Warszawie. Sprawę opisała Zofia Oleksiak, z którą rozmawiała "Gazeta Wyborcza". Kobieta zamieściła też własną relację w mediach społecznościowych.

"Byłam naocznym świadkiem, jak ochrona potraktowała młodą dziewczynę kilkukrotnie paralizatorem. Tylko dlatego, iż nie była w stanie samodzielnie wstać, żeby opuścić restaurację McDonald's na antresoli w gmachu głównym" – czytamy.

– Kiedy czekałam na swoje zamówienie, zobaczyłam, iż w jej kierunku idzie dwójka ochroniarzy. Jeszcze zanim do niej podeszli, zaczęli krzyczeć: "Dziewczyno, wstawaj!" – relacjonowała Oleksiak dla "Wyborczej".

Z 19-latką podobno nie było żadnego kontaktu, nie reagowała na polecenia. Wtedy ochroniarze mieli użyć wobec niej paralizatora. Porazili dziewczynę w ramię, a później w brzuch – w sumie podobno sześć lub siedem razy.

Mieli też wulgarnie zwracać się do 19-latki, mówili "babo, kur***a, wstawaj!" i między sobą komentowali "ja pier***lę, ale się naje***ła".

"Zadzwoniłam po karetkę. Koniec końców przyjechała straż miejska i zabrała dziewczynę na izbę wytrzeźwień, jednak uwierzcie mi państwo - to i tak lepsze rozwiązanie, niż wystawienie wpół przytomnej dziewczyny o 3 w nocy na mróz. Bo planowali to pracownicy ochrony" – podkreśliła świadkini zdarzenia w swoim poście.

Ostatecznie 19-lata trafiła na izbę wytrzeźwień. – Miała 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu – potwierdził Jerzy Jabraszko, referat prasowy Straży Miejskiej, którego wypowiedź cytuje "GW".

Były policjant o używaniu paralizatora


O incydent z Dworca Centralnego w Warszawie zapytaliśmy byłego policjanta, który mówi wprost, iż opisany przebieg zdarzenia trzeba traktować jak przestępstwo popełnione przez ochroniarzy.

– Natomiast oczywiście ochroniarze mogą używać paralizatora, on musi mieć dopuszczalne normy. To jest jedno z wyposażeń, środków przymusu bezpośredniego ochroniarza – mówi naTemat Dariusz Nowak, były funkcjonariusz i rzecznik Komendanta Głównego Policji.

Jak zauważa, paralizator może być użyty, jeżeli zawiodą środki przymusu bezpośredniego. – To może być założenie kajdanek, użycie pałki czy gazu łzawiącego. Te środki powinno się stopniować, jeżeli oczywiście jest na to czas – wylicza.

Z opisu sytuacji z 19-latką wynika, iż nie było z nią żadnego kontaktu, a mimo to doszło do użycia paralizatora. – Tu już powinno być prowadzone postępowanie. Moim zdaniem jest to przekroczenie uprawnień. Za to ochroniarz może po pierwsze być pozbawiony licencji, a po drugie, podlegać odpowiedzialności karnej – wskazuje były policjant.

– To jest po prostu niedopuszczalne. Człowiek, który jest pijany, o ile nie stwarza żadnego zagrożenia, to jemu trzeba pomóc, a nie atakować. o ile to rzeczywiście tak wyglądało, iż ona spała, a oni ją budzili, nie mogli użyć paralizatora – wyjaśnia nasz rozmówca.

Gdyby wobec 19-latki interweniowali policjanci, a nie ochroniarze, zasady byłyby podobne – Tylko w policji częściej używane są tasery (paralizatory strzelające na odległość - red.). Taser ma jeszcze większą moc, ale zasada jest zawsze ta sama. Kiedy inne środki przymusu zawiodą, a ktoś zachowuje się agresywnie i zagrożone jest czyjeś życie, wtedy możemy go użyć – tłumaczy Dariusz Nowak.

Co dalej ze sprawą 19-latki?


"Na podstawie wstępnych analiz i oglądu monitoringu dworca oraz monitoringu restauracji McDonald's nie stwierdzono nadużyć ze strony pracowników agencji ochrony, nie zostały również użyte żadne środki przymusu bezpośredniego" – to reakcja biura prasowego PKP odnośnie zdarzenia z 19-latką. Ich stanowisko opublikowała "Wyborcza".

Ochroniarze mieli interweniować "na prośbę pracownika najemcy McDonald’s" – tak wynika z odpowiedzi PKP. Z kolei przedstawiciele McDonald’s w komentarzu dla "GW" stwierdzili: "Interwencja została przeprowadzona przez ochronę dworca niezależnie od naszej restauracji".

"Wiem, co widziałam. Jeszcze w rozmowie z konsultantami służb powiedziałam o użyciu paralizatora. Wtedy ochroniarze się speszyli, ale nie zaprzeczyli. Teraz nagle zaprzeczają" – podkreśliła w swoim poście świadkini zdarzenia na dworcu.

Idź do oryginalnego materiału