**Jesień przebaczenia**
— Natalio Tomaszówna, po co pani to?! Niech Wójcik ją operuje! — głos pielęgniarki Asi drżał ze zdenerwowania. Ledwo nadążała za ordynatorką oddziału chirurgicznego, jedną z najlepszych w szpitalu.
— Asia, niech przygotują salę operacyjną. Potrzebna krew do transfuzji. I natychmiast skontaktuj się z Markiem — będzie mi potrzebny przy operacji — rzuciła Natalia, nie zwalniając kroku.
Na noszach w izbie przyjęć leżała kobieta — około trzydziestki, cała w czerni, jedna noga bez buta. Nieprzytomna.
— Potrącona na pasach. Kierowca był pijany — gwałtownie zameldował ratownik. — Ciśnienie spada, podejrzenie krwotoku wewnętrznego.
— Na salę! Natychmiast! — rozkazała Natalia, a nosze natychmiast podnieśli dwaj sanitariusze.
— Natalia! Natusiu! — rozległ się za jej plecami krzyk. Poznała ten głos od razu. Krzysztof. Jej były mąż. Ten sam, który odszedł do tej kobiety.
— To prawda? — chwycił ją za ramiona. — To Martę potrącili?
— Krzysztof, robimy, co możemy. A teraz — przepraszam, muszę pracować.
— Ty?! Ty ją będziesz operować? Nie! Nie pozwolę! Chcesz ją zabić?! — w jego głosie było więcej strachu niż złości. Natalia skinieniem przywołała pielęgniarkę i kazała podać mu środek uspokajający.
Gdy weszła na salę operacyjną, rozmowy natychmiast ucichły. Poczuła na sobie spojrzenia. Poczuła osąd. Ale się nie zachwiała.
— Tak, to ta kobieta. Tak, ja ją zoperuję. Bo jestem chirurgiem. Jednym z najlepszych w mieście. jeżeli ktoś uważa, iż sobie nie poradzę — niech powie teraz. jeżeli nie — pracujemy. Ratujemy jej życie. Wszystko jasne?
Operacja trwała trzy godziny. Dwa razy stan pacjentki się pogarszał. Ale Natalia walczyła, jak mogła. I wyciągnęła ją. Marta przeżyła.
„Kilka dni w intensywnej terapii — i będzie jak nowa” — napisała do Krzysztofa, który czekał pod drzwiami.
— Natusiu… Wybacz. Jestem idiotą. Będę ci wdzięczny do końca życia! — całował jej dłonie, płakał, klęczał.
— Krzysiu… Dość. To już przeszłość. Idź do domu. I tak nie możesz jej teraz widzieć. Dam znać, jeżeli coś się zmieni.
Natalia zaparzyła sobie tanią kawę, usiadła w pokoju lekarskim na sfatygowanej kanapie z bułką i pierwszy raz tego dnia poczuła głód. Ledwo przymknęła oczy, gdy do pokoju weszła Asia.
— Jest pani bohaterką! Jestem pod wrażeniem! Ale po co? Po co ratowała pani tę wężownicę? To ona zrujnowała pani życie…
— Asia, jestem lekarzem. Pacjentka miała krwotok. A to, co mówisz… Krzysztof i ja sami wszystko zniszczyliśmy. Nie jestem choćby pewna, czy naprawdę go kochałam.
— Pani jest po prostu wspaniała! — szepnęła Asia i mocno przytuliła Natalię.
Kilka dni później Martę wypisywano. Krzysztof przyszedł z dwoma bukietami — okazałe burgundowe róże i skromne polne kwiaty.
— To dla ciebie, Natusiu. Nie zapomniałem…
— Nie trzeba było. — Ale bukiet wzięła.
— Natalio… Wybacz mi. Dziękuję, iż mnie pani uratowała… — Marta ledwo mogła spojrzeć w oczy kobiecie, którą zdradziła.
— To już przeszłość — cicho powiedziała Natalia. Przede wszystkim — samej sobie.
Zmiana się skończyła. Do domu nie miała ochoty. Tam było pusto i cicho. Natalia poszła na spacer po starówce. Uwielbiała to miejsce. Uwielbiała grę: zgadywać, czym ktoś się zajmuje. Zwycięzca fundował sobie kawę.
Na ławce siedział mężczyzna. Płaszcz, drogie zegarki, teczka. Adwokat? Najpewniej.
— Przepraszam… — Natalia nie zauważyła, kiedy podeszła. — Pan… przypadkiem nie jest prawnikiem?
— Trafione — uśmiechnął się. — A pani, jak mniemam, lekarzem?
— Skąd pan… — roześmiała się, zaskoczona.
— Co więcej — chirurgiem. I ma pani na imię… Natalia?
— Zaraz, jak?… Pan jest jasnowidzem?
— Nie, po prostu umiem czytać. Ma pani identyfikator na piersi — zaśmiał się. — A tak przy okazji, jestem Tomasz.
— No to stoi pan nie tylko za kawę, ale i za rogalika! — odpowiedziała śmiechem.
Pierwszy raz od wielu lat Natalia śmiała się naprawdę. Jakby serce przypomniało sobie, czym jest radość. Jesień za oknem nie miała znaczenia. Wiosnę miała w sobie.