**Dziennik, 15 maja**
Znalazłem zgubiony telefon i oddałem go właścicielowi. Gdy jednak zobaczył wiszący na szyi dziewczynki medalion, zesztywniał
Kasia! rozległ się ochrypły głos ojczyma z głębi mieszkania.
Obudź się, pomyślała smutno. Znowu to samo
Szybko rozejrzała się, złapała bluzę z kapturem, narzuciła ją na ramiona i wybiegła na podwórko.
Kasieńko, dokąd? zawołała słabo babcia. Nie na długo, babciu!
W bramie dwóch sąsiadów obserwowało ją z niepokojem: Znowu sprawia kłopoty?
Kasia tylko skinęła im głową bez złośliwości. Może gdzieś na ulicy przeczeka jego poranną złość.
Szła powoli chodnikiem w stronę sklepu, kopiąc co jakiś czas kamyki. W głowie kołatała jej się jedna myśl: Gdyby mama żyła on nie traktowałby mnie tak.
Matka Kasi, Agnieszka, zginęła rok temu. Pijany kierowca zasnął za kierownicą i uderzył w przystanek autobusowy. Agnieszka i trzy inne osoby zginęły na miejscu. Sprawca ocknął się dopiero, gdy otoczyli go ratownicy.
Po pogrzebie pojawiło się pytanie: kto zajmie się dziewczynką? Dziadkowie stanowczo odmówili.
Jesteśmy za starzy na wychowywanie nastolatki powiedziała babcia. Dzisiejsze dzieci to niełatwy materiał. A nasze zdrowie już nie to
Dmitrij, mąż Agnieszki, formalnie adoptował Kasię po jej narodzinach. Ale nigdy nie uważał jej za swoją. Nie krzywdził jej, po prostu ignorował. Pewnego dnia powiedział jej stanowczo:
Nie jestem twoim tatą. Mów do mnie wujku Dima, rozumiesz?
Gdy Kasia skończyła siedem lat, nie dało się uniknąć szkoły.
Większość mojej pensji idzie na ciebie warknął ojczym, rzucając nowy plecak z książkami na łóżko. Teraz twoja kolej, żeby pomagać. Gotujesz, sprzątasz dom należy do ciebie.
Kasia tylko skinęła głową, by uniknąć awantury.
Tego dnia znów szła do sklepu, przecinając parking. Kątem oka dostrzegła coś błyszczącego. Telefon.
O rety! zdziwiła się. choćby nie porysowany!
Nacisnęła przycisk cud! Ekran się odblokował. Dziewczynka usiadła na ławce i otworzyła listę kontaktów. Większość to firmy, aż w końcu znalazła: Żona. Zadzwoniła.
Dzień dobry! Znalazłam telefon państwa męża powiedziała spokojnie.
Po chwili odezwał się męski głos:
To mój telefon! Dziękuję, iż zadzwoniłaś. Jak się nazywasz? Kasia.
Słuchaj, Kasiu, nie oddawaj go nikomu. Zaraz tam będę.
Nie minęło pół godziny, gdy podjechał czerwony samochód. Wysiadł wysoki mężczyzna o ciemnych włosach. Spojrzenie miał bystre, ale i ciepłe.
Dziękuję powiedział, wyciągając rękę po telefon. Nagle zastygł. Jego wzrok przykuł wiszący na szyi Kasi medalion mały klonowy liść zatopiony w żywicy z biedronką u nasady.
Skąd to masz? spytał, dotykając go ostrożnie. Jego głos był zimny, ale ręce drżały.
Mama mi dała Muszę już iść! Kasia poderwała się z ławki.
Zaczekaj! zawołał. Nazywam się Roman Kowalski. Jak mogę ci podziękować?
Nie trzeba. Do widzenia.
Kasia odeszła, dziwiąc się jego reakcji. Przypomniała sobie, jak mama zawiesiła jej medalion, gdy miała pięć lat:
Niech ci przyniesie tyle szczęścia, co mnie. Jaki szczęście ci przyniósł? Ty, głuptasie! Ty jesteś moim szczęściem!
Nie zauważyła, iż Roman idzie za nią w bezpiecznej odległości. Gdy weszła do klatki, podszedł do siedzących na ławce babć:
Przepraszam, czy wie panie, w którym mieszka ta dziewczynka?
A pan co, z urzędu? zapytała jedna podejrzliwie.
Znajoma zgubiła pieniądze, chcę oddać
Babcie zmiękły i opowiedziały o rodzinie Kasi. W tej chwili z góry dobiegł wrzask i brzęk tłuczonego szkła.
Roman wbiegł po schodach. Drzwi otworzył pijany Dmitrij.
Wynoś się! warknął.
Roman wszedł bez słowa. W kącie kanapy skuliła się Kasia. Wziął ją za rękę i wyprowadził. Dmitrij próbował ich zatrzymać, ale Roman delikatnie odsunął go, a ten osunął się na podłogę.
Zabiłeś go? szepnęła przerażona Kasia.
Nie tak łatwo się zabija uśmiechnął się. Wyśpi się. Zrobił ci coś?
Pokręciła głową. Dmitrij nie był złym człowiekiem. Po prostu nie potrafił poradzić sobie z bólem.
Dom Romana i jego żony Olgi zrobił na Kasi wrażenie. Był przytulny, jasny, jak z magazynu. Olga przywitała ich chłodno.
To twój pokój powiedziała, wskazując drzwi.
Słowo tymczasowy zabolało Kasię. A potem co? Dom dziecka?
Później Roman zadzwonił do przyjaciółki matki Kasi, Lidii. Spotkali się w kawiarni.
Znałaś Agnieszkę? spytał.
Byłyśmy blisko odparła Lidia.
Roman opowiedział jej historię sprzed lat o kobiecie, którą kochał, o medalionie z klonowym liściem. Lidia słuchała w milczeniu, a gdy skończył, powiedziała:
Agnieszka kochała innego mężczyznę. Był starszy, ale czuły. Dał jej ten medalion Potem zaszła w ciążę. Jej matka zmusiła ją do małżeństwa z Dmitrijem.
Roman zbladł.
Więc Kasia to moja córka?
Wtedy zadzwoniła Olga:
Gdzie jesteś?! Ta dziewczyna zniknęła!
Roman i Lidia ruszyli szukać. Znaleźli Kasię na klatce schodowej u Lidii. Dziewczynka wybuchnęła płaczem.
Kasia powiedział Roman stanowczo. Jest coś, co musisz wiedzieć. Jestem twoim ojcem.
Dziewczynka oniemiała.
Nie oddam cię do domu dziecka dodał szybko. Chcę, żebyś była moją córką.
Po kilku tygodniach Roman oficjalnie uznał ojcostwo. Zapytał Kasię:
Chcesz nosić moje nazwisko?
Tak odpowiedziała cicho.
Później rozwiódł się z Olgą. Po roku oświadczył się Lidii. Teraz we trójkę siedzieli