Tegoroczny sezon dla ratowników z Bieszczadzkiej Grupy GOPR, był trochę bardziej intensywny od poprzedniego – na akcje ruszali 80 razy, w 12 pomagał im śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. – Wakacje mają turyści, my jesteśmy do dyspozycji cały rok – mówi Krzysztof Szczurek, naczelnik Bieszczadzkiej Grupy GOPR.
Na szczęście w tym roku na bieszczadzkich szlakach, spektakularnych akcji ratowniczych nie było. Goprowcy pomagali przeważnie osobom z urazami – złamaniami czy skręceniami lub udarami i zawałami serca.
– To taki nasz chleb powszedni – mówi naczelnik Szczurek.
Ratownicy na akcje ruszają najczęściej quadami, w trudno dostępne miejsca muszą dojść na nogach. Nie zawsze jest też możliwość by na miejsce wypadku doleciał śmigłowiec LPR.
- POLECAMY: Edward Marszałek: nie da się przewidzieć, kiedy z połonin przyjdzie wołanie o pomoc…
Jak wylicza naczelnik – ratownicy, którzy w tym roku dyżurowali w czterech stacjach: Cisnej, Ustrzykach Górnych, Sanoku i sezonowej w Dukli, ogółem wyjechali na 80 akcji. Pomogli w ich trakcie 83 osobom. 12 razy do akcji wzywany był też śmigłowiec.
Turyści w Bieszczadach. Czasem w klapach lub szpilkach
Ratownicy oceniają jednak, iż turyści przemierzający Bieszczady z roku na rok w góry wychodzą lepiej przygotowani.
– Sprzyja temu coraz powszechniejsze korzystanie z nowoczesnych technologii, chociażby aplikacji pogodowych czy aplikacji Ratunek. Są lepiej przygotowani sprzętowo, aczkolwiek dalej zdarzają się szpilki czy klapki – mówi naczelnik.
Niestety w okresie wakacyjnym, na szlakach wciąż można spotkać osoby, które w góry wychodzą pod wpływem alkoholu, lekceważąc obowiązujące w Bieszczadzkim Parku Narodowym przepisy.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Leśnicy wycięli w Bieszczadach prawie 300-letnie drzewo?
Bardzo ważne jest też to, by przed wyjściem w góry w telefonie zainstalować bezpłatną aplikację Ratunek. Dzięki niej, w razie wypadku wyślemy sygnał do ratowników, którzy będą mogli dokładnie namierzyć miejsce, w którym się znajdujemy.
W GOPR brakuje nowych ratowników
Bieszczadzka Grupa GOPR działa już 62 lata, ma 141 czynnych ratowników, w grupie jest też około 8 pań. Natomiast emerytowani ratownicy od kwietnia do września oprowadzają turystów po wystawie GOPR w sanockim Skansenie.
– Z roku na rok przybywa ratowników starszych, a coraz mniej jest nowych chętnych. To bolączka nie tylko GOPR-u, ale też i Ochotniczych Straży Pożarnych czy WOPR-u. Ale jak jest akcja, to sporo osób się aktywizuje i przyjeżdża – podkreśla naczelnik.
Urlopy spędzają w górach
Każda z osób pracujących ustawowo ma zapisane 26 dni urlopu, z czego ochotnik 12 dni powinien przeznaczyć na dyżury.
– A strasznej zachęty do takiej działalności nie ma. Ratownicy za dyżury nie dostają pieniędzy, jedynie ustawową delegację w wysokości 45 zł za dobę i sprzęt, jeżeli wyrobią powyżej 1200 godzin – dodaje naczelnik.
Ratownicy z GOPR nie mają też wakacji.
– Wakacje mają turyści. Jesteśmy do dyspozycji cały rok. Ten rok był rzeczywiście trudniejszy od poprzedniego, bo turystów było więcej. Od początku roku mieliśmy 201 akcji, a w czasie samych wakacji 80 – podsumowuje.