Zamieniła wnuki na starego psa, a potem w milczeniu chowała swoją winę.

newsempire24.com 4 dni temu

**Dziennik Daryi**

„Zamieniła wnuki na starego psa, a potem w milczeniu grzebała swoją winę.”

— Daria, zabierz tego swojego urwisa! Mój biedny Benio dostaje przez niego białej gorączki! — syknęła z irytacją Halina Pawłowska, wskazując na trzęsącego się kundelka w fotelu. — Mówiłam wyraźnie: natychmiast zabierz tego diabła!

Daria, blednąc, odciągnęła małego Bartka na bok i szepnęła: „Przepraszam, kotku.”

Z sypialni wyszedł Bartosz, przecierając zmęczone czoło:

— Co się znowu dzieje? Krzykami nie pozwalacie mi pracować!

— Ojej, przeszkadzamy mu w pracy! — zaśmiała się gorzko matka. — A mój Benio, niech ci będzie wiadomo, może lada dzień odejść, a wy tu z waszym wrzeszczeniem i pieluchami! Koniec! Wynoście się! Nie myślicie chyba, iż będziecie mnie ciągnęli za kieszeń do końca życia?

— Mamo, no nie przesadzaj! Przecież pomagamy! Robimy zakupy, Daria sprząta…

— Mam to gdzieś! Ja już swoje odżyłam, a wy sobie życie urządzajcie sami! Pakujcie się. Macie trzy dni!

Bartosz spojrzał ze złością na starego psa i w milczeniu wyszedł. Daria podeszła do łóżeczka, gdzie spały jej półroczne bliźniaki, usiadła obok i nie powstrzymała łez.

— Wyjedziemy dziś — oznajmił mąż, obejmując ją.

— Ale dokąd, Bartek? Nie mamy ani grosza, ani mieszkania…

— Krzysiek zostawił mi klucze. Wyjechał w delegację. Będziemy tam mieszkać, a ja znajdę dodatkową pracę. Damy radę, obiecuję.

Skinęła tylko głową i zaczęła pakować rzeczy. Na pożegnanie Halina Pawłowska choćby nie wyszła — tylko krzyknęła z kuchni:

— Więc się wyprowadzacie? No to szczęśliwej drogi!

Ale los, niestety, przygotował im zupełnie inną drogę. W taksówce, która wiozła ich do znajomego, uderzył samochód. Bartosz i dzieci zginęli na miejscu. Daria przeżyła, ale trafiła do szpitala w ciężkim stanie.

Leżała w śpiączce niemal dwa miesiące. Aż pewnego pochmurnego, deszczowego dnia jej powieki drgnęły i otworzyła oczy. Pierwszą osobą, którą zobaczyła, była Halina Pawłowska.

— Daria, moje słoneczko! Boże, wróciłaś do nas… — szeptała, całując jej dłonie.

— A… pani jest? — wyszeptała ledwo słyszalnie Daria.

— Mama… — skłamała teściowa, tłumiąc drżenie.

Halina ukryła prawdę. Powiedziała lekarzom, iż Daria straciła pamięć, i poprosiła, by nic jej nie mówili. „Jeszcze nie czas” — postanowiła. Rzeczy Bartosza i dzieci wyrzuciła, zdjęcia schowała w pudle na szafie. Chciała cofnąć czas. Cokolwiek naprawić.

Darię wypisano. W domu powoli wracała do zdrowia. Jedyną osobą, przy której czuła się bezpiecznie, był masażysta Olek. Tylko on potrafił wywołać jej szczery uśmiech. A Halina? Daria czuła w jej dotyku coś obcego, zimnego.

Pewnego dnia Halina, wycierając kurz, wspięła się na krzesło. Noga się poślizgnęła, krzesło się złamało, a kobieta złamała nogę. Daria zawiozła ją na pogotowie, ale dokumenty zostały w domu.

Wróciła po nie i zauważyła zakurzone pudełko na szafie. Otworzyła je. Zdjęcia. Ona, Bartosz, bliźniaki… Wszystko wróciło w jednej chwili. Ból przeszył głowę jak igła. Krzyknęła.

Wpadła na pogotowie, ściskając fotografie.

— Proszę mi powiedzieć prawdę… Gdzie są moje dzieci? Gdzie Bartosz?!

Halina rozpłakała się. Po raz pierwszy szczerze. Łzy były wyznaniem, winą, żalem. Milczenie ciąło jak nóż. Daria zemdlała na progu.

Ocknęła się i wybiegła ze szpitala. Biegła przez deszcz, przez wiatr, ślepo, bez celu. Dotarła do mostu. Patrzyła na rzekę jak na wybawienie. „Skoczę… Będzie cisza. Zapomnienie…”

Nagle — czyjeś ręce. Mocne, pewne. To był Olek.

— Daria… Nie pozwolę ci spaść. Płacz. Tylko nie milcz, nie umieraj, nie uciekaj. Jestem przy tobie.

Wtuliła twarz w jego gród i płakała jak nigdy dotąd. A on milczał i gładził jej włosy.

Czekało ich jeszcze wiele — przebaczenie, odbudowa, nauka życia od nowa. Ale w tamtej chwili, wśród zimnego wiatru i szarego nieba, zaczęło się nowe rozdanie. Bez dawnego szczęścia, ale z nadzieją na światło.

Idź do oryginalnego materiału