Zabrał syna ze sobą — ale to był tylko sen…

twojacena.pl 15 godzin temu

Zabrał syna ze sobą — a to był tylko sen…

Katarzyna poznała Jacka na potańcówce w lokalnym klubie. Od razu zwrócił na nią uwagę — wysoka, szczupła, roześmiana dziewczyna o żywych oczach. Cały wieczór nie odstępował jej na krok, a potem zaproponował, by odprowadził ją do domu.
— Przyjdę jutro wieczorem, może pójdziemy na spacer? — zapytał, gdy się żegnali.
— Przyjdź — odparła cicho, czując, jak serce zaczyna bić szybciej.

Tak zaczęła się ich historia. Na wsi plotki rozchodzą się błyskawicznie — wszyscy gwałtownie się dowiedzieli: Katarzyna ma adoratora. Szeptano:
— To niedługo będzie wesele. Za nią chodzi, jak cień. No i dobrze, oboje porządni ludzie, do pary.

Jacek niedługo oświadczył się. Wesele było huczne, z całym sąsiedztwem. Młodzi zamieszkali w domu, który Jacek sam wybudował — był złotą rączką, od dziecka jeździł z ojcem na budowy. Niedługo potem urodził im się syn. Wszystko było piękne. Ale tylko na początku.

Z czasem Jacek coraz częściej zatrzymywał się u sąsiadów — niby pomóc, coś naprawić. Często częstowano go. Hojnie. Z początku niewinne spotkania przerodziły się w nałóg.
— Jacek, może już dosyć tych wizyt? — mówiła Katarzyna. — Zmęczyło mnie, iż ciągle wracasz podpity.
— Co złego w tym, iż pogadam z ludźmi? Przecież w domu wszystko ogarniam.

Syn podrósł, Katarzyna wróciła do pracy, zostawiając chłopca z babcią. A Jacek przez cały czas „pomagał”. Ale z dnia na dzień coraz rzadziej wracał trzeźwy. Małżeństwo zaczęło się rozpadać. Częściej się kłócili. Raz choćby rozeszli się na tydzień, ale dla syna mu wybaczyła. Obiecał, iż się zmieni. I przez jakiś czas było lepiej. Aż znów wrócił do starych nawyków.

Katarzyna nie raz myślała o odejściu. Ale syn kochał ojca. Gdy Jacek był trzeźwy, spędzał z nim czas, uczył go, bawił się, majsterkował. Dla syna Katarzyna znosiła wszystko. I wciąż miała nadzieję: może się opamięta? Może wróci ten troskliwy mężczyzna, za którego wyszła?

Lecz lata i zmęczenie robiły swoje. Jacek zaczął słabnąć, tracić siły.
— Chodźmy do lekarza — namawiała żona.
— Głupoty. Odpocznę i przejdzie. Jeszcze jestem młody.

Zgłosił się do lekarza dopiero, gdy nie mógł wstać z łóżka. Diagnoza była okrutna. Lekarz tylko pokiwał głową:
— Czemu tak późno? Obawiam się, iż czasu zostało niewiele…

Katarzyna opiekowała się nim do końca. Ból, bezsilność, łzy — wszystko się pomieszało. A potem Jacka zabrakło. Cała wieś przyszła na pogrzeb. choćby ci, którzy nie znosili jego pijaństwa — szanowali go jako człowieka i fachowca.

Czterdziestego dnia Katarzyna miała sen. Mąż stał w cieniu i mówił:
— No i jak ci beze mnie? Ciesz się, póki możesz… Tylko pamiętaj: syna zabiorę ze sobą.

Obudziła się zlana zimnym potem. Pobiegła do pokoju dziecięcego. Jedenastoletni Tomek spokojnie spał. Nikomu nie opowiedziała o tym śnie. Ale odtąd chroniła syna jeszcze bardziej. Pilnowała, sprawdzała, martwiła się o każdy drobiazg. Mąż już się nie pojawiał. Sen jakby zbladł… ale niepokój został.

A pół roku później Tomek nie wrócił ze szkoły. Wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.

Katarzyna nie wytrzymała — ból rozdzierał jej serce, dusił, odbierał sen. Po pogrzebie prawie nie mówiła. Dopiero po miesiącach znów zaczęła oddychać. Potem — powoli — wróciła do życia.

Wyszła za wdowca z dwoma córkami. Starała się być dobrą matką, później urodził im się wspólny syn. Wydawało się, iż wszystko się ułożyło. Ale serce już nigdy nie było takie samo. Tomek został w niej na zawsze. Jej pierwsze dziecko. Zabrane przez ojca. Tego, który kiedyś był jej całym światem.

Dziś Katarzyna ma wnuki. Przyjeżdżają, bawią się, biegają po podwórku. I ona się uśmiecha. Ale gdy nocą śni jej się Tomek — płacze. Bo teraz wierzy. Prorocze sny istnieją. I może właśnie w nich dostajemy ostrzeżenie. Tylko zmienić — prawie nigdy się nie da. Pozostaje pogodzić się z losem. I żyć… dalej.

Idź do oryginalnego materiału