Spacer po chmurach
Z szarego nieba sypał drobny deszcz. Mikołaj podniósł twarz, a jego skórę natychmiast pokryła wodna mgiełka. Z rozkoszą wciągnął wilgotne powietrze pełną piersią.
Za jego plecami z metalicznym zgrzytem zatrzasnęły się więzienne bramy. Poprawił rzemień sportowej torby zwisającej na ramieniu i szybkim krokiem ruszył wzdłuż wysokiego, ceglanego muru…
***
Dwa i pół roku wcześniej
Mikołaj pędził samochodem przez miasto, próbując stłumić w sobie gniew i złość. Gdzie podziała się miłość? Dlaczego on i jego żona przestali się rozumieć? Na siedzeniu pasażera porzucony telefon dzwonił uparcie, a melodyjka dzwonka rozbrzmiewała jak irytujący szloch.
Nagle umilkł.
— Lepiej — warknął przez zęby Mikołaj.
Ale nie zdążył dojechać do następnych świateł, gdy telefon znowu się odezwał.
— Czego jeszcze? — warknął i chwycił słuchawkę.
— Mikołaj, nie mogę tak dalej. Uciekłeś, nie skończyliśmy rozmowy…
Kaśka mówiła i mówiła, kontynuując kłótnię rozpoczętą w domu. Jej słowa wwiercały się w mózg, utrudniając myślenie i patrzenie na drogę. Mikołaj chciał krzyknąć: „Zamknij się!”
— Dlaczego milczysz? — podniosła głos żona.
— Wiem, co chcesz ode mnie usłyszeć. Zgadzam się. Lepiej się rozejść, niż dalej się męczyć. — Wdepnął hamulec, ledwie nie przejeżdżając na czerwonym świetle. Telefon wyślizgnął mu się z dłoni, ale cudem złapał go w locie.
— Tatusiu… — w słuchawce rozległ się płaczliwy głos córki. — Nie odchodź, tatusiu!
— Co ty, Haniu? Nie odchodzę, nie płacz. Zaraz wracam do domu…
Z tyłu rozległ się ostry klakson.
— Jadę, już jadę! — odkrzyknął zirytowany Mikołaj niecierpliwemu kierowcy.
Dodał gazu i rzucił telefon, na ułamek sekundy spoglądając na fotel pasażera. W tej samej chwili samochód uderzył w niewidzialną przeszkodę, a potem kolejny cios — auto z tyłu — popchnął je do przodu. Pas bezpieczeństwa wpił się w klatkę piersiową, gdy Mikołaj uderzył w kierownicę.
— Cholera! — zaklął i wyskoczył na ulicę.
Na mokrym od deszczu asfalcie, przed kołami jego samochodu, leżała twarzą w dół nastolatka…
— Wezwijcie karetkę! — krzyknął do zgromadzonego na chodniku tłumu, sam pochylając się nad dziewczyną.
Tak skończyło się jego normalne życie — z pracą, żoną, córką…
Skazano go na dwa lata. Uważał, iż wyszedł na tym lekko. Gdyby ktoś potrącił jego Hanię, zabiłby kierowcę własnymi rękami na miejscu.
Żona od razu wniosła o rozwód, po pół roku wyszła za mąż i wyjechała z córką do innego miasta. Teraz rozumiał, iż miała kochanka na długo przed wypadkiem. To było powodem, dla którego prowokowała kłótnie.
***
Mikołaj
Wszedł na czwarte piętro i zadzwonił do drzwi własnego mieszkania, wiedząc, iż nikt go nie czeka. Potem nacisnął dzwonek u sąsiadki.
— Mikołaj?! Wróciłeś? — zakrzyknęła starsza sąsiadka. — Twoi wyjechali, wiesz?
— Wiem. Kluczy nie zostawili?
— Owszem, zaraz przyniosę. — Kobieta powłóczyła nogami do pokoju, by wrócić z pękiem kluczy. — Masz. Zaglądaj, jak coś — zawsze jestem w domu.
Mieszkanie przywitało go przytłaczającą ciszą. W pokoju dziecięcym na kanapie siedział zapomniany przez Hanię pluszowy miś, który Mikołaj podarował jej na piąte urodziny. Przycisnął misia do twarzy, wdychając znajomy zapach córki, tłumiąc jęk.
Długo moczył się w wannie, a potem położył spać. Wydawało mu się, iż przespał dobę, ale gdy się obudził, zegarek wskazywał wpół do siódmej. Strasznie chciało mu się jeść.
Z zaświadczeniem o zwolnieniu nie przyjmowali go do normalnej pracy. Zatrudnił się jako magazynier w pobliskiej piekarni. Na początek wystarczy.
Dawniej przeglądał filmy, wiadomości, pisał ze znajomymi w mediach społecznościowych. Gdyby miał komputer, mógłby spróbować zarabiać online. Ale laptop zabrała żona.
Mikołaj dobrze zarabiał, odkładał na czarną godzinę. Samochód ciągle pochłaniał pieniądze, a Kaśka kłóciła się o każdą zbędną wydatek. Nie wiedziała o jego oszczędnościach. Przeszukał skrytkę i ucieszył się, znajdując ukryte pieniądze. Rozwiązanie problemu. Następnego dnia kupił niedrogi laptop.
Teraz wracał z pracy i siadał do komputera. Przeglądał wiadomości, oferty pracy, zaglądał też do mediów społecznościowych. Gdy odnalazł profil Hani, omal nie podskoczył z radości. Wpatrywał się w zdjęcia na jej stronie, zdumiony, jak bardzo urosła.
Nie pisał. Nie wiedział, jak zareaguje była żona. Jeszcze zabroni córce z nim rozmawiać. Ale codziennie sprawdzał jej profil, śledząc życie Hani. Przyjdzie czas, napisze i poprosi o spotkanie. Ale nie teraz.
Pewnego dnia wpadł na pomysł, by odnaleźć dziewczynę, którą potrącił. Wtedy miała piętnaście lat. Śledztwo, sąd, dwa lata więzienia… Teraz powinna mieć osiemnaście. Jej imienia nigdy nie zapomni, ale twarz pamiętał niewyraźnie. Gdy przewracali ją na nosze, była cała w błocie. Rozpoznałby ją?
Wpisał jej dane w wyszukiwarkę i przeglądał zdjęcia znalezionych dziewczyn. Jedna wydała mu się mgliście znajoma. Uśmiechała się, ale jej oczy były poważne i surowe. Dostęp do profilu był zamknięty dla obcych.
Mikołaj napisał do niej i wysłał prośbę o dodanie do znajomych. Skłamał, iż przypomina jego córkę, którą żona zabrała po rozwodzie i nie pozwala mu się z nią widywać. Co innego mógł napisać trzydziestodwuletni mężczyzna do osiemnastolatki?
Musiał znaleźć punkty wspólne. Więc opowiedział, iż długo leżał w szpitalu po wypadku, nie mógł chodzić. Naskrobał całą masę bzdur, by ją zainteresować. Pisał jako „Zapukał do drzwi pokoju Zosi, trzymając w dłoni list od Hani i świadomość, iż teraz musi wyznać całą prawdę, choćby jeżeli to oznacza utratę jedynej osoby, która wciąż w niego wierzyła.