Z nadejściem wiosny do polskich miast wkroczyły dziki. Przenoszą się na osiedla i cmentarze, niszczą trawniki. W mieście czują się bezpieczne. To ludzie się ich boją.
Stale przybywa zdarzeń z udziałem dzików. Niedawno zwierzę zaatakowało na ulicy mieszkankę Gdyni, przecięło jej tętnicę udową, kobieta w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Do domku na łódzkim osiedlu Złotno pies „przyprowadził” ze spaceru olbrzymią lochę. Właścicielka domu uciekła w popłochu do garażu, bo chociaż willę odgradza od ulicy druciana siatka, była przekonana, iż biegnące zwierzę ją staranuje i wpadnie do ogrodu. Dzik się wycofał.
Zniszczony park
We Wrocławiu podobna sytuacja skończyła się walką. Dzik przeskoczył przez furtkę, wbiegł do domu i złamał lokatorce nos. Na bramie cmentarza w Zielonej Górze wisi tabliczka „Proszę zamykać, bo na teren wchodzą dziki”. W Polanicy-Zdroju dziki biegają po kurorcie całymi stadami, robiąc szkody i płosząc kuracjuszy ku rozpaczy samorządu, który z trudem zdobył środki na remont parku Zdrojowego. Wyremontowana część parku już jest zniszczona, choć wieczorem odgradza ją od lasu „pastuch elektryczny”.
Nikt nie może zareagować
W Łódzkiem trasy migracji zwierząt ograniczyła budowa autostrad A1 i A2 oraz dróg szybkiego ruchu S8 i S14, ale dziki i tak wędrują, potrafią pokonywać dziennie kilkanaście kilometrów. Naczelnik Wydziału Zarządzania Lasami z Zarządu Zieleni Miejskiej w Łodzi Marcin Ogrodzki mówi, iż wędrówkom sprzyjają coraz cieplejsze zimy i postępująca urbanizacja, która narusza miejsca naturalnego bytowania dzików. Wabią je na obrzeża miasta liczne w aglomeracji łódzkiej uprawy jednego z ich ulubionych pokarmów, czyli kukurydzy. W ubiegłym roku na terenie Łodzi zanotowano 47 interwencji dotyczących dzików. Jak mówi Kamil Polański, który kieruje Ośrodkiem Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Łodzi, w zeszłym roku do ośrodka zgłoszono ponad pół setki grasujących na ulicach dzików, z miasta ośrodek odłowił aż 192 sztuki. Winę za ich bezkarność często ponoszą właściciele psów, którzy szczują je na przybyszów z lasu. Przynętą są wyrzucane za płot odpadki jedzenia. O ile dziki nie znajdą żołędzi w osiedlowym lasku, podejdą pod posesję. Służby miejskie kilka mogą zdziałać, bo zgodnie z ustawą są one własnością Skarbu Państwa. Policję można wezwać, jeżeli zwierzę stwarza zagrożenie dla ludzi, ale policjanci nie mają ani prawa, ani odpowiedniej broni do interwencji (policyjna broń krótka 9 mm jest za słaba).