Pościg za pijanym kierowcą jest zbyt długi, żeby go oglądać. Streszczę go

spidersweb.pl 1 rok temu

Pościg za pijanym kierowcą powinien być pełen emocji, szybkich manewrów, a przede wszystkim powinien trwać jak najkrócej. Ten, który dzisiaj omówię, dzieje się w dwóch aktach.

Autor nagrania zatrąbił na kierowcę, który wyprzedził go z dużą prędkością na łuku drogi. Jak powszechnie wiadomo, trąbienie na kogoś jest współczesną wersją rzucenia rękawicy, dlatego rycerze naszych czasów nie mogą przejść obojętnie obok wyzwania na pojedynek. Otrąbiony zjechał na pobocze, wyszedł do trąbiącego wyjaśnić sytuację. Ten drugi doszedł do wniosku, iż coś jest nie tak, więc odjechał i wezwał numer alarmowy z prośbą o interwencję. Poproszono go o jazdę za kierowcą, ale ten zjechał gdzieś w boczne uliczki i tyle było z pierwszego aktu pościgu. Ciemno, wąska uliczka – to sposób rodem z GTA na uniknięcie konsekwencji.

Pościg za pijanym kierowcą rozpoczął się ponownie 2,5 h później

Nie wiemy, co kierowca robił przez ten czas, ale wiemy, iż nagrywający był wtedy na parkingu marketu. Zauważył, iż jego przeciwnik znów się pojawił na drodze, więc ruszył w pogoń. Tutaj mam pewne zastrzeżenia, bo widzę na nagraniu, iż bardzo się podekscytował, tak mocno, iż nie dość, iż jechał szybko, to choćby specjalnie nie zwalniał przed ubytkami i nierównościami jezdni, bo jak to stwierdził „wygrał życie, a zawieszenie kiedyś się zrobi”. Moim zdaniem to niepoważne, bo zwykły kierowca nie jest od przeprowadzania pościgów. Zwłaszcza gdy nie ma nic poza własnymi podejrzeniami. W pewnym momencie pada prędkość, z jaką jedzie nagrywający: 120 km/h. Brawo, to tylko 30 km/h więcej niż dozwolona prędkość w terenie niezabudowanym.

Nagrywający się znów podekscytował i stwierdził, iż czas dzwonić na policję (użył innego określenia, ale jestem kulturalny, więc nie powtórzę). Jak powiedział, tak zrobił. W czasie rozmowy telefonicznej auto wyprzedza inny samochód na podwójnej ciągłej. Brawo, kolejne wykroczenie. Jestem pod wrażeniem tej dziecięcej euforii z tego, iż udało się powtórnie dogonić podejrzanego kierowcę. Razem z pasażerem kierowca ma ubaw po pachy. W 8 minucie był doskonały moment na zatrzymanie uciekającego, gdy ten wjechał na sklepowy parking. Wtedy należało zablokować wyjazd. Stał sobie tam kilka minut, a choćby sądząc po wypowiedziach nagrywającego – obok niego przejechał patrol policji.

Policjanci też nie należeli do najbystrzejszych

Patrol wjechał na parking, na którym stał podejrzany samochód, zawrócili na nim i pojechali sobie dalej. Doskonała interwencja, warta premii. Kilka chwil później funkcjonariusze zadzwonili do nagrywającego, gdzie jest. Ten przekazał im lokalizację, trochę zamotał się przy określeniu podejrzanego pojazdu – Toyota Corolla, a to był Avensis. Policjanci poprosili przez telefon o współpracę niczym w najlepszych kinach akcji. W tym samym czasie nagrywany spokojnie sobie odjechał z parkingu. Nagrywający ruszył za nim swoim rydwanem pościgowym czerwonym Fordem Focusem pierwszej generacji z rogami renifera. Uciekający mógł pomyśleć, iż atakuje go Święty Mikołaj. Na szczęście w pewnym momencie do pościgu przyłącza się radiowóz, który sobie spokojnie stał od kilku minut jakiś kilometr dalej od sklepowego parkingu. Można powiedzieć, iż policjanci pilnie studiowali chińskie przysłowia, które mówią, iż wystarczy poczekać nad brzegiem rzeki, a ciała wrogów same spłyną.

Policja gwałtownie zakończyła pościg. Kierujący podczas ucieczki nie opanował mocy Avensisa i ugrzązł na torach kolejowych. Podejrzenia nagrywającego okazały się słuszne. Kierujący Toyotą miał promil alkoholu we krwi oraz nie posiadał uprawnień do kierowania, a sam samochód był kradziony.

Mam mieszane uczucia

Z jednej strony nagrywający okazał się mieć rację, a z drugiej złamał trochę przepisów, podjął niepotrzebny pościg. Najbardziej jednak dziwi mnie postawa policji, którą trzeba prowadzić za rączkę, bo inaczej gubi się na sklepowym parkingu. To chyba nie tak powinno wyglądać.

Idź do oryginalnego materiału