Młodszy aspirant Bartosz Olszewski nie miał wątpliwości, co robić, gdy zobaczył dachujący samochód. Chociaż nie był na służbie, instynkt i doświadczenie kazały mu działać natychmiast. Gdy inni gapie wyciągali telefony, on rzucił się na pomoc kobiecie uwięzionej w rozbitym pojeździe.
Niebezpieczna droga i dramatyczna chwila
Zima w powiecie sztumskim nie odpuszczała. Śnieg i silny wiatr sprawiły, iż jezdnia była zdradliwie śliska. W takich warunkach łatwo o błąd, który może skończyć się tragicznie. Właśnie tak było tego dnia, gdy młoda kobieta, jadąc osobówką, nagle straciła panowanie nad kierownicą. Jej auto obróciło się kilka razy i wpadło do rowu, dachując.
Dzielnicowy ze Starego Targu, Bartosz Olszewski, wracał właśnie do domu. Nie był na służbie, ale nie zawahał się ani przez moment. Zatrzymał samochód, włączył światła awaryjne i pobiegł w stronę wraku. Czas miał najważniejsze znaczenie – liczyły się sekundy.
Walka o każdą sekundę
Gdy dotarł do pojazdu, dostrzegł, iż kobieta jest przytomna, ale zdezorientowana. Pomógł jej się wydostać, upewniając się, iż nie doznała poważnych obrażeń. Cały czas kontrolował jej stan, aż do przyjazdu służb ratunkowych.
Nie wszyscy jednak zachowali się godnie. Na miejscu zdarzenia zatrzymało się kilka aut, ale nie wszyscy kierowcy rzucili się do pomocy. Niektórzy tylko wyciągali telefony, nagrywając dramatyczne sceny. To smutny obraz dzisiejszych czasów, gdy chęć zdobycia sensacyjnego nagrania bywa ważniejsza niż ludzkie życie.
Czytaj więcej: Ciężarówka w Sztumie staranowała 11 aut. Ogromne straty
Happy end i ważna lekcja po dachowaniu
Na szczęście ten wypadek zakończył się dobrze. Kobieta nie doznała poważnych obrażeń, a jej życie nie było zagrożone. Wszystko dzięki błyskawicznej reakcji policjanta, który wiedział, jak postępować w takich sytuacjach.
To historia z happy endem, ale także przestroga dla wszystkich. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś z nas znajdzie się w podobnej sytuacji. Czy wtedy będziemy w stanie pomóc? A może po prostu wyciągniemy telefon i zaczniemy nagrywać?
mn