Podczas jazdy samochodem mój pies wpatrywał się we mnie i głośno szczekał, aż w końcu zauważyłem, iż patrzy na coś zupełnie innego i przerażającego

polregion.pl 3 dni temu

Poranek zapowiadał się spokojnie. Włączyłem silnik, sprawdziłem lusterka i spojrzałem na moją złotą piękność na przednim siedzeniu. Luna zawsze uwielbiała jazdę samochodem siedziała cicho, wpatrzona w okno, czasem kładąc łeb na moich kolanach. Posłuszna, mądra, nigdy nie sprawiała kłopotów.

No to co, Lunka, ruszamy? uśmiechnąłem się, ruszając z miejsca.

Odpowiedziała merdnięciem ogona, ale zamiast odwrócić się do szyby, wpatrywała się we mnie uparcie.

Po kilku minutach jej spojrzenie stało się niemal przenikliwe. Siedziała z lekko przechyloną głową, nie odrywając wzroku, jakby próbowała coś przekazać.

Hej, o co chodzi? zaśmiałem się nerwowo. Zapomniałem włączyć kierunkowskaz?

Odpowiedziała głośnym szczeknięciem. Nie krótkim, ostrzegawczym hau, ale serią gwałtownych, natarczywych dźwięków, jakby się ze mną kłóciła.

Cicho, Lunka syknąłem, zerkając na drogę. Co się stało?

Nie uspokoiła się. Szczekanie stawało się coraz głośniejsze, bardziej desperackie, aż zacząłem odczuwać irytację. zwykle w aucie milczała, a teraz jakby coś ją dręczyło.

Może jesteś głodna? próbowałem zgadnąć. A może po prostu śpiąca?

Luna zignorowała moje słowa. Pochyliła się do przodu, wciąż wpatrując się we mnie. Jej spojrzenie miało w sobie coś, od czego krew zastygła mi w żyłach.

Słuchaj, zaczynasz mnie przerażać powiedziałem, nie odrywając dłoni od kierownicy, i delikatnie pogłaskałem ją po pysku.

Wtedy zrozumiałem. Jej oczy nie były zwrócone dokładnie na mnie Patrzyła na coś innego, coś przerażającego. Gwałtownie zatrzymałem auto i zobaczyłem to

Ostrożnie położyłem dłoń z powrotem na kierownicy, ale niepokój nie ustępował. Luna wciąż siedziała nieruchomo, nie mrugając, raz wpatrzona we mnie, raz rzucając szybkie spojrzenie w dół, w okolice pedałów.

Co tam jest? mimowolnie spojrzałem pod nogi, choć kilka widziałem zza kierownicy.

Znowu zaszczekała głośno, po czym spojrzała na drogę przed nami, jakby nagliła mnie do działania. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak zdeterminowanej.

Dobrze, dobrze mruknąłem, zjeżdżając ostrożnie na pobocze.

Po zatrzymaniu wysiadłem i otworzyłem maskę, ale na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Wtedy zajrzałem pod podwozie. Tam, pod przednim kołem, na asfalt sączyła się mętna ciecz.

Płyn hamulcowy wyszeptałem, czując, jak zimny pot spływa mi po plecach.

Przykucnąłem, dotknąłem palcami kropli charakterystyczny zapach potwierdził obawy. Jeden z przewodów hamulcowych był naderwany, a płyn wyciekał prosto na jezdnię.

Przebiegła mi przez głowę myśl: gdybym jechał dalej, zwłaszcza na autostradzie, hamulce mogłyby zawieść w najmniej odpowiednim momencie.

Podniosłem wzrok na Lunę. Siedziała na fotelu pasażera, lekko wychylona w moją stronę, i obserwowała mnie spokojnie, ale czujnie.

No cóż, dziewczynko, dziś jesteś moim aniołem stróżem powiedziałem, gładząc ją po łbie.

I dopiero wtedy zrozumiałem, iż to dziwne szczekanie i spojrzenie wcale nie były kaprysem po prostu ratowała nam życie.

Idź do oryginalnego materiału