Mamo, przestań wreszcie! Kazimierz odsunął się od okna, gdzie obserwował przejeżdżające samochody. Ile można powtarzać to samo? Już sto razy tłumaczyłem!
Tłumaczyłeś?! Hanna Wójcik załamała ręce. Co mi wytłumaczyłeś? Że zostawiasz nas dla jakiejś obcej kobiety z dziećmi?!
To nie obca! Agata jest moją żoną! syn zaciął pięści, głos mu zadrżał. Te dzieci też są moje! Rozumiesz? Moje!
Zofia cicho siedziała przy kuchennym stole, kręciła w palcach łyżeczkę do herbaty. Łzy spływały do ostudzonej herbaty. Nie płakała po prostu leciały, jak deszcz za oknem.
Twoje?! matka wybuchnła śmiechem, który brzmiał straszniej niż krzyk. Oszalałeś? Masz własną siostrę, ledwie chodzącą po wypadku! Masz matkę, która życie tobie poświęciła! A ty… odchodzisz do obcych!
Kazimierz opadł na kanapę, przesunął dłonią po twarzy. Miał dość tych rozmów, aż w skroniach pulsowało.
Mamo, spróbuj zrozumieć. Mam trzydzieści dwa lata, jestem dorosłym mężczyzną. Mam prawo do własnego życia.
Własnego życia? Hanna przysiadła naprzeciwko, chwyciła jego dłonie. Kaziu, kochanie, jakie życie z rozwódką i dwójką nie swoich dzieci? Jesteś młody, przystojny, masz dobrą pracę. Znajdziesz młodszą dziewczynę, urodzisz swoje…
Nie chcę innych dzieci! wyrwał ręce. Maksymilian i Konstancja już są moje. Maksym wczoraj nazwał mnie tatą. Rozumiesz? Pierwszy raz ktoś mnie tak nazwał!
Zofia szlochnęła, wstała od stołu. Kulejąc, podeszła do brata.
Kaziu, a co ze mną? głos miała cichy, złamany. Wiesz, iż bez ciebie zginę. Po wypadku tylko na ciebie liczę. Mama jest na emeryturze, nie ma pieniędzy. Kto mi pomoże?
Objęcia brata. Kazimierz przytulił ją, pogładził po włosach.
Zosiu, nie umieram. Tylko będę mieszkał osobno. Pomagać dalej będę, oczywiście.
Zawsze miałaś swoją rodzinę! wybuchnęła Hanna. My jesteśmy twoją rodziną! Rodzinną!
Agata jest w ciąży cicho stwierdził Kazimierz.
Zapanowała cisza. Tylko zegar tykał na ścianie i deszcz bębnił w szyby.
Co powiedziałeś? matka zbladła, opadła na fotel.
Agata spodziewa się dziecka. Naszego dziecka. Rozumiecie teraz, dlaczego nie mogę jej zostawić?
Zofia odsunęła się, spojrzała szeroko otwartymi oczami.
Ile czasu? zapytała.
Dopiero piąty tydzień. Ale lekarze mówią, iż wszystko w porządku.
Boże… matka zakryła twarz dłońmi. Coś ty narobił, synu?
Hanna pracowała trzydzieści lat jako przedszkolanka. Kochała dzieci, ale wnuki od Kazimierza wyobrażała sobie inaczej. Nie od obcej rozwódki z dwójką, ale od dobrej dziewczyny z porządnego domu.
Mamo, co w tym złego? Kazimierz usiadł obok, próbował objąć. Doczekasz się wnuka. Albo wnuczki. To źle?
Od kogo? odsunęła się. Od kobiety, która już raz wyszła za mąż? Która już dwoje urodziła? Kim ona w ogóle jest?
Agata pracuje w naszym szpitalu jako pielęgniarka na pediatrii. Dobra kobieta, ciepła. Dzieci cudowne, dobrze wychowane.
A gdzie ich ojciec? nie ustępowała matka.
Zginął na misji w Kosowie. Agata miała ledwie dwadzieścia dwa lata, gdy została sama z dwójką maluchów.
Aha skinęła Hanna. Szukała więc durnia, by ją utrzymał. I znalazła.
Mamo! wybuchnął Kazimierz. Dość! Nie jestem durniem! Jestem dorosłym mężczyzną, który wybrał kobietę z miłości!
Z miłości? matka wstała, przeszła się po pokoju. Co ty wiesz o miłości? Siedziałeś tu latami, jeździłeś do pracy, nam pomagałeś. Bez doświadczenia. Pierwsza lepsza okręciła cię wokół palca.
Zofia znów usiadła przy stole, opuściła głowę na ręce. Po wypadku często ją bolała, a od kłótni nasilał się ból.
Głowa mi pęka poskarżyła się. Możecie mówić ciszej?
Zosiu, przepraszam Kazimierz podszedł, dotknął jej czoła. Gorączki nie ma. Brałaś leki?
Brałam. Nie pomag
Halina Nowak przygląda się synowi przez zaparowane od deszczu szyby, jej serce zaciska się, wiedząc, iż od dzisiaj jego kroki będą prowadzić gdzie indziej, zawsze już nie w pełni do nich należące, jak życie rozchodzące się w zmierzchu.