Klucze do mojego mieszkania zabieram. Nie dostaniesz już ode mnie ani złotówki, mamo…
Weronika poznała Kacpra na ulicy. Spieszyła się do klubu sportowego, ale światła wciąż nie chciały się zmienić. Rozejrzała się nerwowo. Między samochodami pojawiła się luka, więc postanowiła przebiec na drugą stronę.
W tej samej chwili zza zakrętu wyłonił się samochód, którego kierowca również się spieszył. Żółte światło zachęciło go do przyspieszenia. Wydawało się, iż auto i kobieta muszą się nieuchronnie zderzyć. Na szczęście kierowca zdążył zahamować i skręcić. Nikomu nic się nie stało. Czerwone światło zatrzymało ruch.
Od huku hamulców Weronika zastygła na środku jezdni, zamykając oczy w oczekiwaniu na uderzenie. Zamiast niego usłyszała jednak krzyk mężczyzny, który wysiadł z auta.
— Co ty, życia ci nie żal? Masz gdzieś siebie, to przynajmniej pomyśl o innych! Rzucasz się pod koła? Nie mogłaś chwili poczekać? Tak ci się śpieszyło…
Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą mężczyznę koło czterdziestki z twarzą wykrzywioną gniewem.
— Na miłość boską, przepraszam. — Złożyła ręce jak do modlitwy. — Mój syn ma zawody, byłby na mnie zły, gdybym nie zdążyła. Tak się starał… Już i tak się spóźniam. Szef nie pozwolił wyjść wcześniej. Muszę być na jego występie. Każda minuta się liczy — zaczęła gwałtownie mówić, ale nagle urwała.
Mężczyzna słuchał uważnie. Gdy przestał krzyczeć, stał się całkiem przystojnym i sympatycznym człowiekiem. Weronika się zawstydziła.
Światła znów się zmieniły, samochody ruszyły. Mężczyzna chwycił ją i odciągnął na chodnik.
— Do klubu sportowego się spieszyłaś? — zapytał już spokojniej.
— Tak. Skąd pan wie? — odparła, powoli dochodząc do siebie.
— Samo to powiedziałaś, iż na zawody. Wsiadaj, podwiozę cię.
— Ojej, nie trzeba… — zaczęła się wymawiać.
— Wsiadaj! — przycisnął ją.
Weronika podbiegła do auta. W trzy minuty stała przed wejściem do klubu. Kierowca też wysiadł.
— Już sobie pójdę, nie trzeba… — zaczęła mamrotać.
— O co ci chodzi?
— Tato! — Do mężczyzny podbiegła nastolatka z plecakiem.
Przytulili się, po czym wrócili do samochodu. Weronika patrzyła na nich jak urzeczona. W końcu otrząsnęła się i ruszyła do budynku.
Tak poznała Kacpra. Czasem z przypadkowego spotkania i nerwów na drodze rodzi się miłość.
Weronika zdążyła na występ syna. Weszła na salę, gdy ogłaszano jego numer. Zajął trzecie miejsce.
— No to do kawiarni? Świętujemy twój sukces? — zapytała, gdy Tomek wyszedł z szatni.
— Przecież nie wygrałem. Tylko trzecie miejsce — mruknął niezadowolony.
— *Tylko* trzecie — przedrzeźniła go. — No przecież. Ilu chłopaków startowało? A wygrali tylko trzej, i ty wśród nich. Jestem z ciebie dumna. Następnym razem będziesz pierwszy — dodała, klepiąc go po ramieniu. — Denerwowałeś?
— Trochę. Jedźmy do domu. Jestem zmęczony. Myślałem, iż nie przyjdziesz.
Trzy dni później Weronika znów spotkała mężczyznę pod klubem.
— Pan? Znowu po córkę?
— Kacper. Nie. Jej zajęcia skończyły się dwie godziny temu. Czekałem na ciebie. — Zawahał się. — Chciałem spytać, jak twój syn, wygrał? Zdążyłaś?
— Tak, dzięki panu. Zajął trzecie miejsce.
— Świetnie! Więc nie na darmo ryzykowałaś życiem. — Roześmiali się.
Podszedł do nich chłopak.
— To twój syn? — spytał Kacper.
— Tak, Tomek. A to Kacper…
— Bez tytułowania. Po prostu Kacper. — Wyciągnął rękę.
Tomek podał swoją, a mężczyzna uścisnął ją mocno. Kacper zaproponował, by w weekend poszli na zawody dorosłych sportowców.
— Naprawdę? Mamo, chodźmy! — ucieszył się Tomek.
— Więc umówieni? — Kacper spojrzał na Weronikę z nadzieją.
— Nie jestem wielką fanką sportów walki — wzruszyła ramionami.
— Masz moją wizytówkę. Zapisz numer, żebyś widziała, kiedy dzwonię.
— A ja nie mam wizytówek. — Weronika wyjęła telefon i wybrała podany numer.
— Dzięki, zapiszę — odparł, odrzucając połączenie.
— Kto to, mamo? — spytał Tomek, gdy wchodzili po schodach.
— Pamiętasz, jak spóźniłam się na twoje zawody? Podwiózł mnie, choć wcześniej prawie mnie przejechał — odparła.
— Nie mówiłaś o tym.
— No bo nie przejechał. A ja zdążyłam i widziałam, jak wygrywasz — zaśmiała się.
Zaczęli się spotykać. Coraz częściej Weronika zostawała po pracy, a w dni treningów razem z Kacprem odbierali Tomka spod klubu.
— Mamo, on się w tobie zakochał? — zapytał kiedyś chłopak.
— A co, we mnie nie można? Jestem stara czy brzydka?
— Nie. WłaZ czasem ich rodzina się powiększyła, a wspomnienie tamtego dnia na ulicy stało się tylko jedną z wielu historii, które łączyły ich jeszcze mocniej.