Znałam kiedyś kobietę imieniem Jadwiga, która miała już siedemdziesiąt wiosen. Pewnego dnia dotknął ją udar i trafiła do szpitala w jednej z dzielnic Poznania. Nie wiedziałam dokładnie, co spowodowało tę chorobę – czy zaawansowany wiek, czy może niezdrowy tryb życia: złe odżywianie, brak spacerów na świeżym powietrzu, a może i jedno, i drugie.
Jej syn, Wojciech, od kilku lat mieszkał w innym mieście, w Krakowie, oddalonym o setki kilometrów od Poznania. Miał własną rodzinę – żonę i dwoje dzieci. Gdy Jadwiga trafiła do szpitala, sąsiedzi wezwali pogotowie. Daleka rodzina dowiedziała się o nieszczęściu i odtąd regularnie ją odwiedzała, przynosząc leki i słowa otuchy. Kobieta powoli wracała do zdrowia, ale wciąż nie była w stanie wstać z łóżka.
Wojciech zadzwonił tylko raz. Przekazał pieniądze na lekarstwa – i na tym skończyła się jego pomoc. Nie przyjechał, nie zapytał, jak się czuje matka. Miał, jak tłumaczył, własne problemy wymagające pilnego rozwiązania. Nie obchodziło go, co dzieje się z matką. „Co ja jej pomogę, jeżeli przyjadę?” – powiedział któremuś z krewnych. W jego przekonaniu pieniądze wystarczyły.
Tymczasem dalsi krewni codziennie zaglądali do szpitala. Kupowali potrzebne medykamenty, wypytywali Jadwigę o samopoczucie, dopytywali lekarzy o szczegóły, by zrozumieć, jak wygląda sytuacja. Ich troska była jedynym, co podtrzymywało staruszkę na duchu w tych trudnych chwilach.
I tak przyszło mi do głowy pytanie: co my, matki, robimy nie tak, skoro nasze dzieci tak się do nas odnoszą? Jestem przekonana, iż stosunek dzieci do rodziców odzwierciedla to, jak je wychowaliśmy. Patrzą na nas, chłoną nasze słowa, czyny, wartości. jeżeli byliśmy zimni lub niesprawiedliwi, nie powinniśmy się dziwić, iż w zamian otrzymujemy obojętność.
Wierzę, iż nie ma złych dzieci czy wnuków – są tylko rodzice, którzy nie potrafili dać dobrego przykładu. jeżeli chcesz być dobrym rodzicem, pokazuj to swoimi czynami. Gdy dziecko widzi, jak matka opiekuje się własną matką, zapamięta tę lekcję. Ale w przypadku Jadwigi było inaczej. Wojciech nie widział, by jego matka utrzymywała kontakt z własną matką w ostatnich latach jej życia. Jadwiga odwróciła się od swojej rodzicielki, a teraz jej syn powtarza tę samą drogę.
Życie jest jak bumerang – wszystko, co czynimy, wraca do nas. I, jakkolwiek dziwnie to brzmi, jest w tym pewna sprawiedliwość. Jadwiga, leżąc na szpitalnym łóżku, otoczona obcymi, a nie własnym synem, zbiera teraz owoce swojej przeszłości. To gorzkie, ale może stanowi szansę do refleksji – zarówno dla niej, jak i dla nas wszystkich.