Kazikowi najbardziej smakował miód z opuncji (kaktusa). Nieco ostrzejszy wydał mu się ten z drzewa chlebowego. Roślina ma m.in. adekwatności lecznicze, a sporządzony z niej syrop jest najlepszym lekarstwem na chrypkę.
Zaraz po wylądowaniu angorkowy królik ruszył do Valletty. To europejska stolica najdalej wysunięta na południe. Główne wejście do historycznego miasta wiedzie przez symboliczną bramę. Zastąpiła ona zniszczoną – warowną – i stanowiącą część potężnych fortyfikacji. Głęboka sucha fosa oraz bardzo grube mury nieraz zatrzymały najeźdźców. Sieć tutejszych ulic – zaprojektowanych przez Francesca Laparellego i zbudowanych na planie szachownicy – przecina się idealnie pod kątem prostym. Wiele z nich kończy się morzem, które z trzech stron okala metropolię wzniesioną na półwyspie Sciberras.
Wewnątrz, na 80-hektarowej powierzchni, mieści się aż 320 zabytków. Dlatego Valletta jest nazywana muzeum pod gołym niebem. Odwiedzają ją miliony turystów. Jest tłoczno i gwarno, z licznych restau racji dochodzi muzyka, często grana na żywo.
Kazik skusił się na lody. Przyciągnął go ich niesamowity wygląd. Każdy, niezależnie z ilu smaków się składał, był wyrzeźbiony tak, iż do złudzenia przypominał rozwijający płatki kwiat róży. Smakowały obłędnie.
Nieco zmęczony hałasem udał się do położonej w głębi lądu Mdiny. To pierwsza stolica Malty i… miasto ciszy, o czym przypominają umieszczone na murach tablice. Założyli ją Fenicjanie (ok. 700 r. p.n.e.). Na maleńkiej powierzchni (0,9 km2) mieszczą się trzy klasztory, kilka kościołów, komisariat oraz pałace – wszak mieszkała tu maltańska elita (zasłużone rody). Status domostwa podkreślały manualnie wykonane kołatki do drzwi – im bardziej zamożny właściciel, tym okazalsze. Dzisiaj miasto liczy około 90 obywateli. Kazik zwrócił uwagę na znajdujący się tuż obok komisariatu policji klasztor Sióstr Benedyktynek, w którym obowiązują su – rowe reguły. Zakonnice mogą wyjść na zewnątrz jedynie raz na kilka lat – w dniu wyborów władz. w tej chwili w sakralnym budynku pozostała tylko jedna siostra, ponad 90-letnia. Z kolei w największym pałacu mieszkają trzy osoby. Kazik zajrzał przez zakurzone okno – pusto, ciemno, jakby nikt tu od dawna nie wchodził. I rzeczywiście – większość posiadłości jest na stałe zamknięta. Rodzina korzysta zaledwie z kilku pomieszczeń.
W Mdinie obowiązuje zakaz ruchu kołowego. Wjazd mają tylko dostawcy, służby ratunkowe i osoby zameldowane. Nie ma tu choćby jednego sklepu spożywczego ani placówki medycznej. Wszystko to jednak, a choćby dużo więcej, znajduje się na znacznie rozleglejszych i ludniejszych (11 tys. osób) przedmieściach.