Wtedy to będzie ich wina. Sąd obniżył (nieznacznie) wyrok za głośny wypadek przy ul. Sokratesa w Warszawie, przypisując niewielką część winy potrąconemu, nieżyjącemu mężczyźnie.
Sprawę wypadku przy Sokratesa opisywaliśmy po wielokroć, ponieważ była niezwykle głośna medialnie i szeroko dyskutowana. Problem polegał na tym, iż wszystko w niej zdarzyło się według najgorszego scenariusza: pieszy był na pasach, kierowca pędził swoim tuningowanym BMW i zabił człowieka. Już gorzej być nie mogło, nie było tu żadnych okoliczności łagodzących, można było w całości skoncentrować się na uczynieniu z kierowcy BMW ucieleśnienia wszelkiego drogowego zła. Raczej słusznie, co znalazło też odzwierciedlenie w wyroku – 7 lat i 10 miesięcy więzienia, 15 lat zakazu prowadzenia pojazdów. Nie wygląda to dobrze dla kogoś, kto jest w sile wieku, po wyjściu z paki będzie innym człowiekiem na zawsze.
Sąd jednak nieznacznie złagodził wyrok
Może tylko o kilka miesięcy, ale uzasadnienie może być nieco szokujące. Otóż zdaniem sądu, zmarły w wyniku wypadku mężczyzna częściowo się do niego przyczynił, ponieważ… nie zachował szczególnej ostrożności. Gdyby obserwował drogę z każdej strony zanim na nią wkroczył, pewnie dostrzegłby kierowcę BMW jadącego bardzo gwałtownie swoim samochodem. A wiecie dlaczego by dostrzegł? Bo auto miało jaskrawy kolor i bardzo głośny wydech, dzięki czemu było łatwiejsze do zauważenia. Czyli jeżeli wchodzimy na drogę i widzimy z daleka auto w wyrazistym kolorze, które w dodatku powoduje duży hałas, zdaniem sądu powinniśmy automatycznie uznać, iż jego kierowca nie zatrzyma się przed pasami i nas rozjedzie. Natomiast jeżeli z daleka widzimy srebrny samochód elektryczny, to możemy śmiało wchodzić. Cóż za cudowny absurd.
W dodatku jeszcze jeżeli obejrzycie film, to widać iż potrącony mężczyzna przechodził przez pasy, gdy na prawym pasie stał samochód, który go przepuszczał. Kierowca BMW ominął ten pojazd i wpadł na pasy z wielką prędkością.
Nie wiedziałem, iż przestrzeganie prawa opiera się na korzystaniu ze stereotypów
Tym sposobem można obwinić każdą ofiarę. Napadnięty mężczyzna nie zachował szczególnej ostrożności, przechodząc wieczorem przez bramę budynku, ponieważ zobaczył w tej bramie trzech młodych mężczyzn w sportowych strojach. Mógł więc wnioskować, iż stoją oni tam w celu napadnięcia go i porzucić swoją koncepcję przechodzenia przez bramę.
Niedawno zostałem potrącony przez samochód, kiedy jechałem przez przejazd rowerowy. Rozjechaliśmy się bez konsekwencji dla kierującego – może to i dobrze, bo to w sumie była moja wina. Z daleka widziałem, iż kierujący prowadzi Toyotę Prius z taksówkarskim kogutem, a to może oznaczać iż jest obcokrajowcem, który nigdy nie zdawał w Polsce egzaminu na prawo jazdy, zatem nie ma pojęcia o przepisach. Wjechałem na przejazd rowerowy nie zachowawszy szczególnej ostrożności, przy czym szczególność tej ostrożności powinna polegać na przypisaniu kierowcy Priusa wszelkich negatywnych cech kierowcy-cudzoziemcy-imigranta. Jak się okazuje, dokładnie tak należało zrobić. Zresztą kierowca owego Priusa dość intensywnie tłumaczył mi w języku wschodniego najeźdźcy, iż pogiąłem mu tablicę rejestracyjną i połamałem ramkę.
RP zwraca uwagę, iż taka zmiana wyroku sądu oznacza problemy dla rodziny zmarłego
Skoro się przyczynił, to czy rodzinie należy się odszkodowanie albo jakaś renta? A jeżeli choćby tak, to o ile można ją zmniejszyć? Wszak chodzi o pieniądze, a wtedy żadnych sentymentów nie ma. Tu proszę pani jest wyrok sądu, iż pani mąż źle przechodził przez pasy. A może i obrońca obwinionego wystąpi do rodziny zmarłego pokrzywdzonego o odszkodowanie? W końcu gdyby potrącony mężczyzna nie wszedłby na pasy, to sprawca nie siedziałby dziś za kratami.
Sądy mają jakąś szokującą dla mnie tendencję do odwracania kota ogonem w najprostszych i najbardziej oczywistych sprawach, przypisując całość lub część winy nie temu, kto do zdarzenia doprowadził, ale temu, kto go nie uniknął. Jest to bardzo proste, zawsze można powiedzieć: jeżeli napadli cię jak spałeś, to trzeba było nie spać. Mówiąc jednak poważniej, sąd robi wiele złego takim wyrokiem, ponieważ podważa istnienie zasady ograniczonego zaufania. Wynika z niej, iż w ograniczonym zakresie możemy uznawać, iż reszta kierowców przestrzega przepisów ruchu drogowego. Dzięki tej zasadzie możemy przejechać przez zielone światło, ponieważ wierzymy iż ci na czerwonym wiedzą co ono oznacza i stoją. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy nie tylko jeździć, ale i normalnie żyć, nieustająco obawiając się, iż wszyscy są naszprycowanymi psychopatami, jeżdżącymi dwieście po mieście. Dzięki sądzie, dobra robota.
Czytaj również:
Wypadek na Sokratesa to dobra okazja dla populistów. Warto zdawać sobie z tego sprawę