Znam pewną kobietę, Jadwigę, która ma 70 lat. Niedawno dostała udaru i trafiła do szpitala w jednej z dzielnic Poznania. Dokładna przyczyna nie jest mi znana – może wiek, a może niezdrowy tryb życia: złe odżywianie, mało spacerów na świeżym powietrzu, a może i jedno, i drugie.
Jej syn, Marek, od kilku lat mieszka w innym mieście, w Gdańsku, tysiąc kilometrów od Poznania. Ma swoją rodzinę – żonę i dwoje dzieci. Gdy Jadwiga trafiła do szpitala, sąsiedzi wezwali pogotowie. Dalsi krewni dowiedzieli się o tym i teraz ją odwiedzają, przynosząc leki i słowa otuchy. Jadwiga powoli wraca do zdrowia, ale na razie nie może wstać z łóżka.
Marek zadzwonił tylko raz. Przekazał pieniądze na leki – i na tym skończyła się jego pomoc. Nie przyjechał, nie spytał, jak się czuje matka. Ma przecież, jak twierdzi, własne problemy, które wymagają pilnego rozwiązania. Nie obchodzi go, co dzieje się z matką. „Co ja mogę pomóc, jeżeli przyjadę?” – powiedział któremuś z krewnych. Jego zdaniem pieniądze to wszystko, czego od niego oczekują.
Dalsi krewni, przeciwnie, przychodzą do szpitala codziennie. Kupują potrzebne lekarstwa, wypytują Jadwigę o samopoczucie, dopytują lekarzy o szczegóły, by zrozumieć, jak wygląda sytuacja. Ich troska to jedyna rzecz, która podtrzymuje kobietę na duchu w tych trudnych dniach.
I zastanawiam się: co my, matki, robimy nie tak, skoro nasze dzieci tak się do nas odnoszą? Jestem pewien, iż stosunek dzieci do rodziców to odbicie tego, jak je wychowaliśmy. Obserwują nas, chłoną nasze słowa, czyny i wartości. jeżeli byliśmy zimni lub niesprawiedliwi, nie dziwmy się, iż w odpowiedzi dostajemy obojętność.
Wierzę w to: nie ma złych dzieci czy wnuków, tylko rodziców, którzy nie potrafili dać dobrego przykładu. Chcesz być dobrym rodzicem – pokazuj to swoimi działaniami. jeżeli dziecko widziało, jak matka troszczy się o swoją własną matkę, przyswoi tę lekcję. Ale w przypadku Jadwigi było inaczej. Marek nie widział, by jego matka utrzymywała kontakt ze swoją matką w ostatnich latach jej życia. Jadwiga odwróciła się od własnej matki, a teraz jej syn powtarza tę drogę.
Życie jest jak bumerang: wszystko, co robimy, wraca do nas. I, jak to dziwne, w tym jest pewna sprawiedliwość. Jadwiga, leżąc na szpitalnym łóżku, otoczona obcymi ludźmi, a nie własnym synem, teraz zbiera owoce swojej przeszłości. To gorzkie, ale może to szansa do refleksji – dla niej i dla nas wszystkich.