16 grudnia 2022 r. miało miejsce najbardziej znaczące naruszenie terytorium kraju należącego do NATO w historii paktu, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, iż nic o tym nie słyszeliście. Tego dnia – prawie miesiąc po tym, jak prawdopodobnie niecelna ukraińska rakieta przeciwlotnicza zabiła dwóch cywili w południowo-wschodniej Polsce a tym samym trafiła na pierwsze strony gazet na świecie – inny obiekt latający przekroczył wschodnią granicę Polski i przebył setki kilometrów, zanim rozbił się na zachód od Bydgoszczy, średniej wielkości miasta na północy. Tym razem jednak incydent był utrzymywany w tajemnicy przed opinią publiczną. Dopiero w kwietniu tego roku, obiekt ten został przypadkowo odkryty przez osobę spacerującą po lesie, a dopiero w maju analitycy wojskowi ustalili, iż był to rosyjski pocisk manewrujący Kh-55, zdolny do przenoszenia głowicy nuklearnej.
Od tego czasu w Polsce rozpoczęła się polityczna rozgrywka. Zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i minister obrony Mariusz Błaszczak zaprzeczyli jakoby wiedzieli o incydencie w momencie jego wystąpienia, przy czym ten ostatni sugerował, iż członkowie polskich sił zbrojnych zataili ten fakt w oficjalnych raportach – co wydaje się mało prawdopodobne.
Niezależnie jednak od tego kto ponosi winę, epizod ten ujawnia fakt, iż polskie służby państwowe są głęboko nieprzygotowane do ochrony kraju, a tym samym reszty NATO, przed rosyjskimi zagrożeniami. Pocisk nie tylko zdołał bez żadnych trudności przelecieć nad ponad połową kraju, w tym potencjalnie nad stolicą, Warszawą, ale na dodatek polski rząd zdecydował się utrzymać służby ratunkowe w niewiedzy, pomimo zagrożenia dla życia cywilnego, aby tylko nie ryzykować przyciągnięcia uwagi mediów. Po rozbiciu się pocisku władze rzekomo odwołały poszukiwania bez jego zlokalizowania, odmawiając ich rozszerzenia z podobnych powodów – mimo iż nikt w tamtym czasie nie wiedział jaki ładunek przenosił Kh-55. To cud, iż nikt nie został ranny.
Fakt, iż pocisk nie trafił w żadną infrastrukturę cywilną, wydaje się być łutem szczęścia. Niektórzy komentatorzy w polskich mediach zauważyli, iż gdyby pocisk kontynuował swój kurs, mógłby uderzyć w najważniejszy terminal LNG w pobliżu granicy Polski z Niemcami, co zagroziłoby bezpieczeństwu energetycznemu regionu. A gdyby kąt lotu pocisku był tylko nieznacznie inny, zamiast tego moglibyśmy być świadkami ataku na ósme co do wielkości miasto w Polsce, co wiązałoby się z ofiarami cywilnymi i potencjalną koniecznością powołania się na artykuł 5 NATO przeciwko Rosji.
“To był znacznie poważniejszy incydent niż wszystko, co wydarzyło się wcześniej”, powiedział Marek Świerczyński, szef działu bezpieczeństwa w polskiej instytucji badawczej Polityka Insight. “Wyobrażam sobie, iż wszyscy decydenci i dowódcy wojskowi którzy o tym wiedzieli, pocili się od stóp do głów i modlili się do wszystkich znanych im bogów aby to nie był atak, aby to nie było preludium do wojny”.
Polski rząd nigdy nie ujawnił, czy kontakt ze stroną rosyjską kiedykolwiek miał miejsce i chociaż z perspektywy czasu jasne jest, iż sytuacja ta związana była prawdopodobnie z błędem, nie wiadomo, czy polscy przywódcy byli tego świadomi 16 grudnia. Mając to na uwadze, brak komunikacji ze strony polskiego rządu i widoczna skłonność do ukrywania faktów w celu zachowania twarzy stanowi poważne zagrożenie nie tylko dla bezpieczeństwa Polski, ale także dla NATO. Chociaż nie znamy pełnych faktów w tej sprawie i prawdopodobnie nigdy ich nie poznamy, wydaje się, iż incydent ten ujawnił istotne luki w bezpieczeństwie bloku i gotowości Polski do zarządzania kryzysowego – luki, które mogą zostać wykorzystane przez Rosję.
To co wiemy, to fakt, iż 16 grudnia, podczas rosyjskiego ostrzału rakietowego celów na Ukrainie, Ukraińcy zaalarmowali polskie wojsko o potencjalnej rakiecie poruszającej się w kierunku polskiej granicy, prawdopodobnie pochodzącej z Białorusi. Polacy wysłali myśliwce w celu namierzenia rakiety. niedługo stracili ją ze swoich systemów radarowych, ponieważ pocisk znajdował się w powietrzu nad Polską tylko przez około pół godziny. Do poszukiwania rozbitego pocisku na ziemi wysłany został pojedynczy patrol lokalnej policji, podobno szukały go również z powietrza helikoptery. Oba patrole zrezygnowały po tym jak nie udało im się zlokalizować niczego niezwykłego, choć przez cały czas istniało prawdopodobieństwo, iż niewybuch, potencjalnie nuklearny, pozostał gdzieś w okolicy.
Pojawiły się spekulacje na temat tego, dlaczego pocisk był w stanie przelecieć na tak dużą odległość nad terytorium NATO i nie został zneutralizowany. Według niektórych analityków, polskie siły zbrojne nie są przystosowane do ciągłego śledzenia nisko lecących obiektów powietrznych w czasie pokoju, a dogonienie pocisku przez odrzutowce byłoby prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę jego przewagę. Ale polskie systemy rakietowe, rozmieszczone wzdłuż granicy i wokół Warszawy, również nie zostały aktywowane w celu zmierzenia się z zagrożeniem. Polska zakupiła w ubiegłym roku systemy obrony powietrznej warte miliardy dolarów i dysponuje już kilkoma bateriami Patriot produkcji amerykańskiej. Według Świerczyńskiego, naziemne systemy obrony powietrznej są zasadniczo dość nieefektywne w zwalczaniu celów takich jak ten, bez współpracy z gęstą siecią systemów radarowych. Podczas gdy Polska przez cały czas jest w trakcie procesu radykalnej modernizacji swoich sił zbrojnych, wrażenie, iż państwo nie jest w stanie zabezpieczyć swojej przestrzeni powietrznej przy obecnych możliwościach, także poza czasem wojny, jest głęboko niepokojące.
Istnieje jeszcze bardziej palący problem: w tej sytuacji obawy polityczne zostały potraktowane priorytetowo w stosunku do bezpieczeństwa polskich obywateli. Według Błaszczaka, 16 grudnia poderwane zostały amerykańskie i polskie myśliwce. Coś takiego wymagałoby komunikacji z sojusznikami z USA, co czyni wysoce nieprawdopodobnym, by minister obrony nie został poinformowany o incydencie natychmiast. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zdawał się potwierdzać, iż taka komunikacja miała miejsce w tygodniu zdarzenia, co czyni tym bardziej zastanawiającym fakt, iż ani polskie, ani natowskie władze nie wydawały się szczególnie zainteresowane zlokalizowaniem potencjalnie śmiercionośnej rakiety.
W poniedziałkowych rozmowach ze Stoltenbergiem polski prezydent Andrzej Duda pośrednio przyznał, iż system zawiódł, wzywając w szczególności do zmiany natowskich procedur poszukiwawczych w takich sytuacjach. Dopiero okaże się, czy zmiany te obejmą najważniejsze procedury, które powinny zostać uruchomione w ciągu kilku minut po wykryciu pocisku i przed jego uderzeniem w ziemię.
“Najtrudniejszą i najważniejszą kwestią nie jest to, czy jakiś radar coś wykrył, czy jakiś naziemny system obrony powietrznej był gotowy do zestrzelenia obiektu” – powiedział Świerczyński – “ale czy po stronie NATO i Polski była jasność w kwestii przekonania, iż mamy do czynienia z błędem, czy z faktycznym atakiem”. Według ostatnich przecieków Discorda na temat wojny na Ukrainie, Stany Zjednoczone mają znaczne informacje wywiadowcze na temat poczynań Moskwy w teatrze wojny. Ale mimo to trudno byłoby sobie wyobrazić, iż Amerykanie mogli mieć wcześniejszą wiedzę o tym, czy pocisk ten został celowo wysłany w kierunku Polski – nie mówiąc już o tym jaki ładunek przenosił. Dlatego też prawdopodobnie nie było jasności co do natury Kh-55, co sprawia, iż słaba reakcja polskiego rządu wydaje się jeszcze bardziej nieodpowiedzialna.
To, iż polski rząd wyciągnął tak mało wniosków z listopadowego incydentu rakietowego, źle wróży nie tylko Polsce, ale także wielu państwom NATO, które po cichu zaczęły polegać na Polsce jako na “filarze bezpieczeństwa w regionie”. Polska stała się szczególnie ważna dla zagwarantowania bezpieczeństwa dostaw gazu ziemnego płynącego z Norwegii rurociągami na Morzu Bałtyckim oraz dla bezpieczeństwa sąsiednich państw bałtyckich. Przy tak rosnącej odpowiedzialności, Polska ma coraz mniej miejsca na błędy w sferze bezpieczeństwa.
Możemy mieć tylko nadzieję, iż ten incydent posłuży jako sygnał ostrzegawczy dla polskich i natowskich przywódców i utoruje drogę do większej przejrzystości. Polscy politycy muszą zdać sobie sprawę, iż nie mogą pozwolić sobie na poświęcenie bezpieczeństwa narodowego w imię kariery politycznej. W końcu to był tylko szczęśliwy wypadek, iż ten Kh-55 nie spowodował żadnych rzeczywistych szkód ani nie zagroził życiu ludzkiemu – ale następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia.
Michal Kranz (unherd.com)
tłumaczył MR