Życie jest zbyt krótkie, by zwlekać

newsempire24.com 2 dni temu

**Życie jest ulotne, by zbyt długo myśleć**

Życie bywa trudne i nie zawsze sprawiedliwe. Ale czasem przynosi niespodzianki, które nadają mu nowy sens. Dają szansę, by naprawić błędy przeszłości, zrozumieć jego wartość i stać się lepszym niż wcześniej.

Przemysław Kwiatkowski pochował żonę osiem lat temu i od tamtej pory nie ożenił się ponownie. Na początku mieszkał z synem Bartkiem w dużym, dwupiętrowym domu. Wszystko tam było urządzone z troską, czyste i przytulne – to ręce jego żony, Ewy, nadały temu miejscu duszę. Ale odeszła, zostawiając męża i syna samych. Od tamtej pory Przemysław nie przestawiał mebli – wszystko pozostało tak, jak za czasów Ewy. Tylko on i Bartek dbali o porządek, obaj byli staranni.

Bartek skończył szkołę i dostał się na studia. Był przystojnym chłopakiem, dziewczyny lgnęły do niego już w liceum, a on nie miał nic przeciwko.

— Bartek, zachowujesz się nieodpowiednio wobec dziewczyn — mówił ojciec. — Uważaj, bo któraś prędzej czy później zajdzie w ciążę. Wtedy zrozumiesz, iż trzeba się żenić.

Na studiach było podobnie. Gdy syn wyjechał do innego miasta, Przemysław został sam. Nie spieszył się jednak z nowym związkiem – widać nie potrafił zapomnieć ukochanej Ewy. Między nimi była prawdziwa miłość, a to zdarza się rzadko.

Pewnego dnia odwiedził go dawny kolega z klasy, Tadeusz. Stali na podwórku, piekli kiełbaski i rozmawiali.

— Jak tam Bartek? Jak twoje sprawy? — pytał Tadeusz.

— W porządku, idą ku lepszemu. Bartek to moja prawa ręka, pomaga mi po studiach. Tylko wciąż się nie żeni. Pod tym względem nie jest do mnie podobny — śmiał się Przemysław. — W przyszłym roku planuję rozwinąć biznes. A u ciebie co słychać?

— U mnie też w miarę dobrze. Zajmuję się gospodarstwem, nauczyłem się wiele. A, i ożeniłem się ponownie — wiesz, rozstałem się z Ireną. Nowa żona jest dużo młodsza, prawie o dwadzieścia lat. Tylko córka nie może się z tym pogodzić. Choć sama jest zamężna, wścieka się, iż moja żona jest taka młoda. Ale może z czasem się ułoży — opowiadał Tadeusz. — Twoja Ewa odeszła dawno temu, a ty wciąż sam. Czas pomyśleć o nowym związku, bez żony trudno.

— Nie, Tadeusz. Nie planuję. Kobiet oczywiście nie brakuje, i nie narzekam na brak ich uwagi. choćby w biurze są miłe panie. Ale na razie nie myślę o rodzinie — tłumaczył Przemysław.

Obok mieszkała Weronika – piękna kobieta, która trzy lata temu straciła męża. Córka była już mężatką. Przemysław czasem z nią rozmawiał, i choć trochę go poruszała, trzymała się z dystansem, jak przystało na wdowę. Żadnych flirtów, tylko sąsiedzkie gesty – czasem poczęstuje pierogami albo jabłkami z sadu. Wymienili numery telefonów.

— Weronika, wymieńmy się numerami. Mieszkamy sami, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. jeżeli długo się nie zobaczymy, zadzwońmy — zaproponował.

— Masz rację, Przemysławie. Życie bywa nieprzewidywalne — zgodziła się sąsiadka.

Po kiełbaskach i odrobinie koniaku pożegnał Tadeusza i położył się spać. Następnego dnia, gdy podjechał pod dom, zobaczył młodą dziewczynę. Wysiadł i zapytał:

— Szukasz Bartka? Nie mieszka już tutaj, przeprowadził się do miasta.

— Wiem, Przemysławie. Przyszłam do pana — odpowiedziała dziewczyna łagodnym głosem. — Nazywam się Zosia.

— Do mnie? Ciekawe. — Wtedy wyciągnęła zdjęcie małej dziewczynki. — To pana wnuczka, Hania. Ma cztery lata.

— Zaczekaj, Zosiu. Nie mieszaj mi w głowie. Rozmów się z Bartkiem — zamknął furtkę i wszedł do domu.

Pół roku wcześniej już jedna taka przyszła, choćby z dzieckiem, ale test wykluczył ojcostwo. Teraz nie ufał dziewczynom. Wchodząc, mruczał pod nosem:

— No, synu, ile jeszcze takich będzie pukać do moich drzwi? Jutro z tobą porozmawiam poważnie, najwyższy czas się ożenić.

Po chwili wyszedł nakarmić Brysia, swojego psa i stróża, i zauważył w furtce teczkę z dokumentami. W środku było zdjęcie dziewczynki i jakieś papiery. Wniósł je do domu i odłożył na półkę:

— Sprawdzę później. Co tam interesującego może być?

Zapomniał o tym w wirze pracy. Z synem oczywiście porozmawiał, ale ten, jak zwykle, zbył go żartem.

Minął rok. Przemysław był w biurze, gdy zadzwonił telefon.

— Słucham. Co? Niemożliwe! Kiedy? — Przycisnął guzik, weszła sekretarka i widząc bladą twarz szefa, gwałtownie nalała wody.

Ogromne nieszczęście spadło na Przemysława. Jego jedyny syn zginął w wypadku. Ulewny deszcz, Bartek wracał z sąsiedniego miasta po służbowej podróży. Nie poradził sobie za kierownicą.

Pogrzeb pamiętał jak przez mgłę. Wiedział tylko, iż Tadeusz wszystko zorganizował, a obok była Weronika, która podawała mu wodę i leki. Po ceremonii trafił do szpitala. Musiał zostać na obserwacji – lekarz stwierdził mikro

Idź do oryginalnego materiału