Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, iż 31 stycznia podjęto decyzję o umorzeniu dochodzenia w sprawie napaści na dyrektora Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego prof. Jana Malickiego, prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Śródmieście-Północ w Warszawie.
W ramach śledztwa pięciokrotnie przesłuchano profesora oraz wysłuchano relacji świadków. Przeprowadzono oględziny miejsca zdarzenia i pokrzywdzonego. Przejrzano także zapis monitoringu oraz dane z telefonu. Wreszcie uzyskano też opinię z zakresu medycyny sądowej dotyczącą obrażeń – w jej treści wskazano na przyczyny ich powstania.
Prokuratura: Nieszczęśliwy wypadek
„Konfrontując zeznania pokrzywdzonego ze zgromadzonym materiałem dowodowym uznano, iż żaden z przeprowadzonych dowodów nie dał podstaw do przyjęcia, aby powstanie obrażeń u Jana Malickiego było spowodowane działaniem lub zaniechaniem innej osoby fizycznej” – napisano w komunikacie prokuratury.
Jak wskazano, w ocenie prokuratora, obrażenia były „wyłącznie wynikiem nieszczęśliwego wypadku polegającego na potknięciu się pokrzywdzonego na nierówności chodnika, ewentualnie potknięciu się na nierówności stopni schodów znajdujących się w Parku Kazimierzowskim, który skutkować mógł utratą pamięci u pokrzywdzonego, co zostało przez niego podniesione”.
ZOBACZ: Atak na profesora. Jan Malicki: Mam pęknięcie kości czaszki
W oświadczeniu czytamy, iż postanowienie o umorzeniu dochodzenia jest nieprawomocne, a pokrzywdzonemu przysługuje zażalenie do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieście w Warszawie.
„Element wschodni” w słowach agresorów
Prof. Jan Malicki twierdzi, iż 19 grudnia ubiegłego roku został napadnięty na schodach w Parku Kazimierzowskim w Warszawie. Do historyka miało podejść dwóch nieznanych mężczyzn, którzy ubrani w stroje przypominające mundury policyjne, zapytali go o nazwisko. Po tym jak profesor im odpowiedział, padł cios w głowę, po którym prof. Malicki stracił przytomność.
Sprawa brutalnego ataku na profesora stała się głośna również w zagranicznych mediach. Niemiecka prasa opisując zdarzenie pytała, czy za atakiem nie stała przypadkiem strona rosyjska.
ZOBACZ: Brutalny atak na profesora. Jan Malicki trafił do szpitala
W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Gościu Wydarzeń” profesor poinformował, iż doznał pęknięcia kości czaszki i wstrząśnienia mózgu, co poskutkowało problemami z pamięcią. Przyznał jednak, iż przebieg incydentu powoli zaczyna mu się przypominać. Profesor wskazał, iż mężczyźni, którzy mieli go napaść, zapytali go „jak pan nazywa się”.
– Jak mi wrócił kolejny obraz do pamięci, to wywnioskowałem z tego, iż w tym jest element wschodni, bo w tym jest błąd składniowy. Polak zapytałby „jak pan się nazywa”, a policja w ogóle „proszę imię i nazwisko”, wiem, bo parę mandatów w życiu zapłaciłem – zaznaczył rozmówca Bogdana Rymanowskiego.
Prof. Malicki twierdzi, iż był śledzony
Na pytanie, czy mógł być śledzony, zdradził iż we wrześniu trzykrotnie w ciągu czterech dni zobaczył tego samego człowieka podczas wieczornych spacerów. Nie widział go kolejny raz, więc sprawy nie zgłosił.
ZOBACZ: Zabójstwo 77-latka z Gdańska. Nowe informacje
Zauważył jednak, iż zarówno Studium Europy Wschodniej, jak i on sam są atakowani „zwłaszcza od 2006 roku”. Według niego dochodziło do prób skompromitowania jego osoby, przebijania opon i podstawiania agentów.