Zbudowali pułapkę na jadących przepisowo rowerzystów. Musisz tu skręcić, ale nie możesz

spidersweb.pl 1 rok temu

Załóżmy przez chwilę, iż istnieje taki hipotetyczny twór, jak rowerzysta jeżdżący zgodnie z przepisami. Genetycznie niezdolny do tego, żeby je złamać. I jeżeli uda nam się coś takiego sobie wyobrazić, to przypadkiem nie próbujmy go wysłać w okolice Łazisk, bo utknie w nieskończonej pętli niemożliwości wykonania kolejnego ruchu.

W tym przypadku chodzi głównie o dwa przepisy – obowiązek jazdy drogą dla rowerów, pasem ruchu dla rowerów lub drogą dla pieszych i rowerów, a także kierunkowość tychże tworów. Ktoś w przypadku świeżej budowy w okolicach Łazisk chciał chyba dobrze, ale istnieje prawdopodobieństwo, iż trochę przedobrzył. W rezultacie – wyszło jak zawsze.

A jak dokładnie wyszło? Tak, jak na tym nagraniu wideo:

Jeśli ktoś nie może przy tym obejrzeć akurat filmiku, to wrzucam screen z materiału z interesującym fragmentem:

I teraz przychodzi moment na zadanie standardowego polsko-rowerowego pytania:

CO

Ustalmy może na początek to, co wiemy. A wiemy, iż po lewej stronie drogi – jadąc od strony nagrywającego – mamy prawidłowo oznakowaną drogę dla pieszych i rowerów. Rowerzysta, niezależnie od tego, z której strony i w którą stronę jedzie, ma obowiązek korzystać właśnie z niej. Ok, to jest proste.

Trochę mniej proste jest to, co dzieje się dalej w kierunku, z którego jedzie nagrywający, czyli po lewej stronie. Droga dla pieszych i rowerów rozdziela się tam na chodnik/drogę dla pieszych i… tutaj mamy pierwszą zagadkę. Sądząc po umiejscowieniu i szerokości, a także oznakowaniu poziomym, jest to pas ruchu dla rowerów. Co do zasady – jednokierunkowy.

Można mieć przy tym wątpliwość co do tego małego fragmentu na wysokości linii przerywanej:

Można bowiem założyć, iż odwrócony do nas tyłem znak sygnalizuje koniec drogi dla rowerów, co oznacza, iż odcinek za nim to droga dla pieszych/chodnik + pas ruchu dla rowerów. Czyli ten odcinek przed nim mógłby być drogą dla rowerów (dwukierunkową), ale… brakuje znaku w drugą stronę, więc to gdybanie można uznać za bezpodstawne. Mam też pewne wątpliwości, czy droga dla pieszych i rowerów może się kończyć/zaczynać w innych miejscach, w zależności od tego, w którą stronę się jedzie. Podejrzewam, iż – na logikę – to tak jakby nie do końca. Tak samo jak podejrzewam, iż nie można zmienić nawierzchni i oznakowania poziomego przed oznakowaniem pionowym.

Z kategorii rzeczy, które wiemy, zwrócę jeszcze tylko uwagę na to, jak poprowadzono tutaj łączenie chodnika z drogą dla pieszych i rowerów. No naprawdę nie dało się inaczej, kompletnie nie wchodziło to w grę, tak jest w projekcie i tak jest dobrze:

Brawo. Pieszy musi albo iść po błocie, albo nielegalnie poruszać sie drogą dla rowerów – przynajmniej patrząc na oznakowanie poziome i zmianę koloru nawierzchni.

To przejdźmy do zagadek.

Ok, co to w sumie jest?

W internetowy komentarzach pojawiły się dwie opcje. Pierwszą jest to, iż jest to śluza rowerowa.

Otóż nie jest. Śluza rowerowa to dość wyraźnie doprecyzowany twór i jedną z zasad go opisujących jest to, iż znajduje się… na skrzyżowaniach w ich okolicach:

Śluzę dla rowerów lokalizuje się na wlocie jezdni przed skrzyżowaniem lub w obszarze tego skrzyżowania.

Dodatkowo, zgodnie z tym samym rozporządzeniem o znakach poziomych:

Minimalna odległość pomiędzy znakami wyznaczającymi śluzę dla rowerów powinna wynosić 2,5 m.

A powierzchnię śluzy wyznaczają wszystkie te poziome kreskowańce, czyli P-12, P-13 albo P-14. Trudno uznać, iż którykolwiek z tych wymagań został tutaj spełniony.

Drugą opcją jest lewoskręt dla rowerzystów.

Tak, to jest prawdopodobnie to, o co chodziło projektantowi, poza tym, żeby odbębnić robotę, pójść do domu i następnego dnia podłapać kolejne samorządowe zlecenie, na które nikt nie zwróci uwagi (wcale to nie kosztowało 1,2 mln zł). I owszem, tworzy się takie twory, żeby na ruchliwych drogach ułatwić zjazd np. właśnie na drogę dla rowerów. Nie ma tego chyba opisanego w żadnym rozporządzeniu, ale takie konstrukcje istnieją i mają się jako tako dobrze.

Tyle tylko, iż tutaj powstaje problem, a raczej problemy. Po pierwsze – dlaczego pociągnięto czerwoną nawierzchnię aż do wysepki, sugerując, iż istnieje tutaj coś na wzór pasa ruchu dla rowerów? Wcześniejsze zakończenie czerwonej nawierzchni i dodatkowe narysowanie strzałki do skrętu zdecydowanie rozjaśniłoby sytuację.

Po drugie – jest problem z… wjazdem na na drogę dla pieszych i rowerów. Ktoś tu się wprawdzie postarał, żeby były przerywane linie po lewej stronie, ale zrobił to bez sensu, bo choćby ciągła krawędziowa nie działa na rowerzystów – dotyczy wyłącznie kierujących pojazdami samochodowymi. Gdyby było inaczej, rowerzysta nie mógłby wjechać na pobocze, a jakby już na nie wjechał, to nie mógłby z niego zjechać. Ale niech będzie, iż ta przerywana linia sugeruje miejsce, w którym można wjechać rowerem z tego pseudo pasa do skrętu w lewo.

Tyle tylko, iż nie.

Wszystkie znaki na ziemi, niebie i drodze – szczególnie jadąc od strony nagrywającego – wskazują na to, iż to czerwone po lewej, to pas ruchu dla rowerów, a nie droga dla rowerów – więc z definicji jest jednokierunkowy. jeżeli więc pojedziemy tak:

To jedziemy pod prąd. adekwatnie to dwa razy, bo nie zmieścimy roweru na szerokość tego pasa do skrętu, więc musimy najpierw pojechać jezdnią pod prąd, potem pod prąd pasem ruchu dla rowerów, a potem jesteśmy legalnie na drodze dla pieszych i rowerów. Hurra.

Jedyną naszą nadzieją na pozostanie w zgodzie z przepisami jest na dobrą sprawę taki manewr:

W ramach którego zjeżdżamy z tego środkowego pasa na pobocze (możemy, to nie samochód), zawracamy, a potem jedziemy poboczem, omijając słupki, powierzchnię wyłączoną z ruchu (tam rowerem nie można) i bokiem wkradamy się na drogę dla pieszych i rowerów.

Udało się. No nie jest łatwo być w Polsce rowerzystą przestrzegającym przepisów. Szczególnie w Łaziskach.

Czytaj również:

Można nie znać ani jednego przepisu i jeździć po ulicach. Może to przypadek tego rowerzysty

Idź do oryginalnego materiału