Zbrodnia sądowa w łódzkiej apelacji, okradanie inwalidów, przekręt w wieluńskich księgach wieczystych. A za tym wszystkim prokurator Krzysztof Szczepek.

kasta.news 2 lat temu
Zdjęcie: Krzysztof Szczepek


prokurator Krzysztof Szczepek ps. lepki

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe.

Minęło pięć lat odkąd mieszkańcy Wielunia po raz pierwszy usłyszeli o kłopotach tamtejszej spółdzielni inwalidów. Trzymająca wówczas w spółdzielni władzę niemal absolutną Ewa Sutkowska (zm. red.) dość nieporadnie ale skutecznie winę za własne przekręty zrzuciła na ówczesnego prezesa spółdzielni i tajemniczych „Panów z Wrocławia”. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby na pomoc przekrętaczom nie ruszył miejscowy prokurator Krzysztof Szczepek, bardziej znany mieszkańcom Wielunia jako „lepki” niż jako prokurator oraz jego kolega – adwokat Grzegorz Buchalter (zm.red)

Ten ostatni ma dziś spore kłopoty. Niespłacone długi, komornik na głowie, dyscyplinarnie usunięty z listy adwokatów a ponadto zarzuty karne sprawiają, iż spośród dawnych przyjaciół – jak mówi – nie ma już nikogo.

  • Od początku. To jak to było ?
  • Nowy prezes i nowe problemy
  • wynagrodzenie ? musisz sobie wyłudzić.
  • światełko w tunelu
  • próbowała okraść inwalidów
  • Sutkowska i Klempa stawiają się ponad Walnym Zgromadzeniem
  • Sutkowska wybiera ofiary
  • Ewa Sutkowska i Iwona Klempa kreują dokumenty
  • Od czego ma się kolegów ?!
  • Przekręt w wydziale ksiąg wieczystych wieluńskiego sądu rejonowego
  • Sąd nie zamieścił ostrzeżenia bo prokurator tak chciał
  • Areszt sposobem na kradzież
  • Adwokat obnaża kłamstwa Sutkowskiej
  • prokurator zdradził jakich zeznań oczekuje
  • Krzysztof Szczepek szanuje przestępców
  • Ustawka w łódzkim „sądzie” apelacyjnym
  • śmiertelny wypadek Sutkowskiej
  • głupi albo sprzedajni
  • zbrodnia sądowa w łódzkiej apelacji
  • szybki telefon do syndyka
  • Wydział Spaw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej

Od początku. To jak to było ?

Do końca 2015 roku w wieluńską spółdzielnia inwalidów „Przyszłość” zarządzał prezes Grzegorz Smugowicz (zm. red.). „Zarządzał” to w zasadzie zbyt mocne określenie, raczej „figurował” jako prezes. Faktyczną władzę w spółdzielni sprawowała Ewa Sutkowska (zm. red.) – członek Rady Nadzorczej. Sam Smugowicz był w spółdzielni klasycznym „słupem” posłusznie wykonującym polecenia Sutkowskiej. Polecenia przestępcze – dodajmy, które z czasem zaprowadziły Smugowicza przed „sąd”. W 2021 roku Grzegorz Smugowicz został skazany na karę więzienia z zawieszeniem wykonania kary.Co przeskrobał ?

Jako członek zarządu odpowiadał za działania spółdzielni a ta zamiast prowadzić działalność szwalniczą trudniła się wyłudzaniem publicznych pieniędzy z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Spółdzielnie, jak każdy zakład zatrudniający osoby niepełnosprawne otrzymują wsparcie finansowe o ile ich działalność przynosi jakiekolwiek zyski. Wieluńska spółdzielnia zysków nie wypracowywała od lat więc przedsiębiorcza Sutkowska zdecydowała, iż najlepszym sposobem na „zarobienie” pieniędzy będzie wykazywanie fikcyjnych przychodów co pozwoli im wyłudzać pieniądze z funduszu.

Wyłudzeniowy interes się kręcił. Księgowa fałszowała księgi, prezes wszystko sygnował a w zamian za posłuszeństwo i wyłudzone wynagrodzenia Sutkowska odwdzięczała się udzielaniem mu absolutorium. Proceder trwał w najlepsze. Do czasu.

Pod koniec 2015 roku inny członek Rady Nadzorczej – Iwona Klempa (zm. red.) popadła w osobisty konflikt z prezesem Smugowiczem. Dalej sprawa potoczyła się jak w niskobudżetowej komedii: Smugowicz zwolnił Iwonę Klempę z pracy. Ta wciąż jednak pozostawała członkiem Rady Nadzorczej więc wspólnie z Sutkowską postanowiły pokazać prezesowi kto tu rządzi i odwołały Go z pełnionej funkcji.

Nowy prezes i nowe problemy

Obie te „gazele biznesu” dość gwałtownie pojęły, iż wyzbyły się swojego żywiciela. Wszak to on godził się wyłudzać pieniądze na wynagrodzenia posługując się sfałszowanymi dokumentami księgowymi i to on w razie wpadki odpowiadałby karnie. Konieczne stało się więc szybkie znalezienie nowego „frajera” gotowego kontynuować „model biznesowy” Sutkowskiej.

Iwona Klempa zaproponowała tę funkcję swojemu dawnemu koledze – Romanowi Kucharskiemu (zm. red.). Wspólnie z Sutkowską oferowały wynagrodzenie w wysokości 5 tys. złotych co w tamtym czasie w Wieluniu było stawką całkiem atrakcyjną. Niedługo potem został powołany na funkcję prezesa.

wynagrodzenie ? musisz sobie wyłudzić.

Nowy prezes okazał się być człowiekiem o wiele bardziej rozsądnym niż zakładały przedsiębiorcze panie z Rady Nadzorczej. Mimo braku odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia gwałtownie zorientował się, iż został wpuszczony w maliny. Kasa spółdzielni była pusta, konta bankowe również. Pieniądze na wynagrodzenia dla spółdzielców miał wyłudzać jak jego poprzednik. Z wyłudzonych pieniędzy obiecane przez Klempę 5 tysięcy pozwolono mu zatrzymywać dla siebie.

Roman Kucharski odmawia. Z powodu braku własnych środków pracownicy nie otrzymali wynagrodzeń. Minął miesiąc, dwa, trzy, długi rosną, pracownicy przestali przychodzić do pracy. Wreszcie w maju 2015 Sutkowska zdecydowała: sprzedajemy budynek, spłacamy pracowników i składamy wniosek do sądu o ogłoszenie upadłości obejmującej likwidację zakładu.

Tak też uczyniono. Budynek spółdzielni został wystawiony na sprzedaż a do sądu trafił stosowny wniosek.

Iwona K. bez zażenowania winą za sytuację spółdzielni publicznie obarcza prezesa spółdzielni

światełko w tunelu

Prezes Kucharski jednak się nie poddawał. Nawiązał kontakt z Romualdem Przywarskim, byłym wiceprezesem dużej spółki giełdowej z Wrocławia, w której przeprowadzał upadłość układową i zorganizował spotkanie Romualda Przywarskiego ze wszystkimi spółdzielcami. Cel spotkania – przedstawienie spółdzielcom pomysłu na ratowanie miejsc pracy i uchronienie spółdzielni przed likwidacją.

Samo spotkanie przebiegło pomyślnie. W Jego trakcie Pan Przywarski zaproponował utworzenie nowego podmiotu – spółki z o.o. W spółce tej mieli znaleźć zatrudnienie inwalidzi, którzy od kilku miesięcy praktycznie pozostawali bez pracy i bez należnych im wynagrodzeń. W budynku znajdowały się maszyny należące do spółdzielni, które miały być wykorzystywane do dalszej produkcji w ramach spółki. Wyjaśnił też na czym polega różnica pomiędzy upadłością obejmującą likwidację zakładu (a taki wniosek do sądu złożyła spółdzielnia) a upadłością układową, której przeprowadzenie proponował. W tym drugim przypadku dochodzi do zawarcia szeregu porozumień z wierzycielami, pracownikami itd umożliwiając tym samym wyjście z długów i postawienie spółdzielni „na nogi”. Całość tego procesu nadzorowana jest wówczas przez sąd.

Wreszcie to Romuald Przywarski dwukrotnie ostrzegał spółdzielców, iż sprzedaż majątku spółdzielni będącej w stanie niewypłacalności to przestępstwo.

Spółdzielcy z entuzjazmem przyjęli tę propozycję. Zwołano Walne Zgromadzenie, którego wynikiem było podjęcie szeregu uchwał. Zobowiązywały one zarząd do wycofania złożonego do sądu wniosku o upadłość likwidacyjną w celu złożenia nowego wniosku – o przeprowadzenie układu. Niestety z takiego rozwiązania nie wszyscy byli zadowoleni. Sutkowska wrzała w środku na myśl, iż spółdzielnia może znów normalnie funkcjonować. Dlaczego? Bardzo zależało jej na przejęciu majątku spółdzielni.

próbowała okraść inwalidów

Syn Sutkowskiej prowadził w budynku spółdzielni własną działalność gospodarczą – gabinety rehabilitacji. Sprzedaż budynku oznaczałaby konieczność płacenia za wynajem lokalu albo choćby wyprowadzkę. Zresztą nie tylko o działalność syna tu chodziło – sama też musiała z czegoś żyć po likwidacji zakładu. A ponieważ raz już jej się udało okraść spółdzielców z innej nieruchomości i nikt się nie „pokapował”, postanowiła powtórzyć złodziejski numer mydląc inwalidom oczy chęcią wypłacenia zaległych wynagrodzeń. Zresztą nie działała sama – miała wsparcie „prawne” ze strony miejscowego adwokata Grzegorza Burchaltera, którego całkiem niedawno Okręgowa Rada Adwokacka usunęła z zawodu.

Oboje kilka lat wcześniej wspólnie „wyprowadzili” nieruchomość spółdzielni, w której znajdowała się przyzakładowa przychodnia rehabilitacyjna. Sutkowska będąc wówczas we władzach spółdzielni przejęła w posiadanie nieruchomość zbywając prawo wieczystego użytkowania miejscowym lekarzom – pańswu Szelągowskim, którzy pełnilii w tej transakcji jedynie rolę “słupów”. Faktycznym użytkownikiem tej nieruchomości była spółka TYR-MED należąca do Sutkowskiej i Buchaltera, która wynajmowała pomieszczenia lekarzom, w tym państwu Szelągowskim.

Tak oto zyski z najmu lokali trafiały do kieszeni grupki miejscowych cwaniaków a inwalidzi… no cóż…

Sutkowska i Klempa stawiają się ponad Walnym Zgromadzeniem

Mimo, iż najwyższa władza w spółdzielni, którą jest Walne Zgromadzenie podjęła uchwałę o wycofaniu z sądu wniosku o przeprowadzenie upadłości likwidacyjnej, Sutkowska poinformowała telefonicznie Romualda Przywarskiego, iż spółdzielnia rezygnuje z jego propozycji, które złożył podczas spotkania. Chcą sprzedać budynek i jakoś sobie będą radzić. Doszło jeszcze do wymiany kilku zdań, gdzie Romuald Przywarski zaproponował udzielenie spółdzielni pożyczki na poczet wypłaty zaległych wynagrodzeń ale… nie. Cel nadrzędny Sutkowskiej to sprzedać budynek. Nie miała jednak pojęcia, iż cała rozmowa została przez Niego zarejestrowana. To dość istotny szczegół, jeszcze do niego powrócimy.

Trzeba w tym miejscu dodać, iż już w tym momencie Sutkowska powinna odpowiadać karnie za próbę uszczuplenia majątku spółdzielni będącej w stanie niewypłacalności, dodatkowo za zaniechanie przeprowadzenia upadłości układowej w sytuacji gdy jej przeprowadzenie dawało szansę na uratowanie zakładu, wreszcie za działanie wbrew uchwałom Walnego Zgromadzenia, które zobowiązywało Zarząd do wycofania z sądu wniosku o ogłoszenie upadłości. Jej obowiązkiem jako członka Rady Nadzorczej było nadzorowanie Zarządu by tego dokonano.

Tymczasem banner z napisem „budynek na sprzedaż” wciąż wisiał na frontowej fasadzie budynku, wniosek o upadłość czekał w sądzie na rozpoznanie a czas uciekał. W końcu do drzwi spółdzielni zapukał komornik. Zajął znajdujący się w budynku majątek ruchomy, tj. maszyny szwalnicze i inne przedmioty przedstawiające jakąś wartość. Komornik, podobnie jak wcześniej Romuald Przywarski ostrzegł Ewę Sutkowską, iż próba sprzedaży budynku i wypłacenie jedynie sobie (i innym spółdzielcom) zaległych wynagrodzeń z pominięciem innych wierzycieli jest czynem karalnym.

Sutkowska wybiera ofiary

Wizja dorobienia się na majątku upadłej spółdzielni stawała się coraz mniej realna a pomysły Sutkowskej – coraz głupsze. Za pośrednictwem prezesa Kucharskiego skontaktowała się z Ireneuszem R. z Wrocławia. To prawnik i prezes zarządu wrocławskiej spółki,

Jeszcze tego samego dnia w godzinach wieczornych doszło do spotkania Rady Nadzorczej i Zarządu z Ireneuszem R. Do jakich ustaleń doszło pomiędzy Ireneuszem R. a Ewą Sutkowską tego wieczoru dokładnie nie udało się nam ustalić. Wiadomo jednak z zeznań samej Sutkowskiej, iż w trakcie tego spotkania sama wybrała z listy kontaktów w telefonie Ireneusza R. osoby, które wejdą do zarządu spółdzielni.

Ta nieodpowiedzialna metoda doboru członków zarządu w tamtym momencie nie miała żadnego znaczenia. Chodziło wyłącznie o „słupów”, których rękami wyprowadzi się majątek ze spółdzielni.

Następnego dnia koleżanki Sutkowskiej z zarządu, tj. Wioletta Dziób i Zofia Przywojak (zm.red.) zostały przez Sutkowską i Klempę odwołane a w ich miesce powołały nowych członków. Wręczyły im własne uchwały (te wydane wbrew woli spółdzielców). Nowy prezes Jan B. przeniósł nieruchomość do spółki Toruński Holding Przemysłowy w Toruniu (w skrócie THP). W zamian spółdzielnia otrzymała udziały w THP w ilości odpowiadającej wartości nieruchomości, co miało stanowić 50% wszystkich udziałów.

Gdy tylko to uczynili, Sutkowska z Klempą natychmiast odwołały ich z zarządu. Ich miejsce na powrót zajęły zwolnione dwa dni wcześniej koleżanki – Teresa Dziób i Zofia Przywojak. Jako powód odwołania Sutkowska tłumaczyć będzie później, iż zostali wadliwie powołani gdyz prawo wymaga, by członkowie zarządu byli pracownikami spółdzielni a przecież nie byli.

Równolegle Ireneusz R. (ten, który poprzedniego wieczoru spotkał się z Sutkowską) zarejestrował nowy podmiot – spółkę z o.o. z siedzibą i adresem w budynku wieluńskiej spółdzielni. To w tej spółce docelowo mieli pracować spółdzielcy. Kierowanie tą spółką Ireneusz R. zaproponował Romualdowi Przywarskiemu

Ci dwaj panowie znali się już z racji przeprowadzania restrukturyzacji we wrocławskiej spółce giełdowej.

Przywarski objął funkcję prezesa nowo powstałej spółki „Przyszłość” i wniósł do tej spółki nieruchomość, która kilka dni wcześniej trafiła do THP. Podobnie jak w pierwszej transakcji, zbywca otrzymał udziały w tejże spółce. Tak więc nieruchomość należała tym razem do spółki znajdującej się w siedzibie spółdzielni.Tam wciąż znajdowały się urządzenia do produkcji, które można było wykorzystać do prowadzenia działalności.

Jednak Sutkowska stawała na głowie by do wznowienia produkcji nie doszło. Każde zlecenie szycia odzieży, które pozyskiwał Przywarski miało okazywać się „zbyt trudne” dla inwalidów. Sam prezes spółdzielni (Kucharski) pisał w wiadomości mailowej do Przywarskiego: „odnoszę wrażenie, iż spółdzielcy nie chcą pracować tylko przychodzić do pracy„. W rezultacie nowo powstała spółka nie mogła rozpocząć swojej działalności. Równolegle Sutkowska zaskarżyła wpis w księdze wieczystej. Nieskutecznie. Sąd oddalał jej wnioski.

Ewa Sutkowska odpowiada na bardzo niewygodne pytanie

Ewa Sutkowska i Iwona Klempa kreują dokumenty

Któregoś popołudnia do prezesa Przywarskiego zadzwonił przedsiębiorca wynajmujący lokale w budynku spółdzielni z informacją, iż Sutkowska i Klempa zamykają się w pomieszczeniach biurowych i prawdopodobnie przerabiają jakieś dokumenty. Mając taką informację już następnego dnia prezes spółki udał się do siedziby i rzeczywiście, Klempa i Sutkowska zabarykadowały się w jednym z pomieszczeń gdzie przechowywane były dokumenty spółdzielni. Nie mając innego wyjścia zaplombował więc wejście do tych pomieszczeń.

Podejrzenia o kreowaniu dokumentów potwierdziły się. Sutkowska legitymowała się pełnomocnictwem do reprezentowania spółdzielni w sprawie przeciwko prezesowi Kucharskiemu w sądzie pracy. Ten wiedział jednak, iż nikt takowego pełnomocnictwa nie mógł jej udzielić z powodu braku zarządu. Ten fakt potwierdzają również dokumenty znajdujące się w aktach sprawy. Później okazało też, iż nie tylko Sutkowska posługiwała się przed sądem “lewymi” dokumentami.

Od czego ma się kolegów ?!

Na pomoc Sutkowskiej ruszyli koledzy. Pierwszym z nich jest znany wieluński adwokat Grzegorz Buchalter, jednocześnie wspólnik Sutkowskiej w spółce TYR-MED, którą wspólnie prowadzili.

Dziś to już były adwokat. Rada Adwokacka uznała Go niegodnym wykonywania zawodu i wykreśliła z listy adwokatów. Ciążą też na nim zarzuty karne a on sam jest od dłuższego czasu nieuchwytny.

prokurator Krzysztof Szczepek ps. „lepki”

Wymagany ustawą o prokuraturze „nieskazitelny charakter” drugiego z delikwentów nasi czytelnicy mieli okazję poznać z opisywanej przez nas sprawy przekrętów vatowskich, w których brał udział. Ten na co dzień bardzo grzeczny, uprzejmy, trochę niedomyty, nieporadnie mizdrzący się do każdej kobiety sprawia wrażenie człowieka opanowanego i prawego. Pod tą maską kryje się jednak zupełnie inna osobowość zdradzająca zachowania psychopatyczne a kryminalne zapędy Szczepka są daleko bardziej idące niż jakieś tam wyłudzenia podatkowe.

Gotów jest posunąć się do uprowadzeń, wymuszania fałszywych zeznań obciążających niewinne osoby, szantażu czy szkalowania w prasie a wszystko to z bardzo niskich pobudek – korzyści materialnych. Wiemy również o przynajmniej jednym postępowaniu dyscyplinarnym prowadzonym wobec Szczepka z powodu gróźb karalnych ale jak to zwykle bywa w takich przypadkach – włos mu z głowy nie spadł.

Wróćmy jednak do sprawy. Niekorzystne postanowienie wieluńskiego sądu dokonującego wpisu Toruńskiego Holdingu jako właściciela zostaje zaskarżone do sądu w Sieradzu. W tym postępowaniu w imieniu spółdzielni (a raczej Sutkowskiej) występował już Krzysztof Szczepek, który bezinteresownie (?) przyłączył do niego jako strona.

To pomogło. Toruński Holding został wykreślony z księgi wieczystej jako właściciel i na powrót wpisano spółdzielnię. Sąd tę transakcję uznał za nieskuteczną. Było to możliwe, ponieważ Szczepek przedstawiał uchwały, które Sutkowska wraz z Klempą wygenerowały (podobnie jak pełnomocnictwo) na potrzeby tego postępowania barykadując się w pomieszczeniach biurowych

Tak czy siak sąd orzekł nieskuteczność transakcji zatem z mocy prawa nieskuteczną stała się również druga transakcja – ta przenosząca nieruchomość z Toruńskiego Holdingu do spółki “przeszłość” – tej, w której spółdzielcy mieli kontynuować pracę.

Natychmiast po uzyskaniu korzystnego wyroku w Sieradzu Szczepek polecił Sutkowskiej wtargnięcie do zaplombowanych pomieszczeń. Chodziło o uporządkowanie podorabianych uchwał i pozbycie się dokumentów mogących stać w sprzeczności z podrabianymi.

Przekręt w wydziale ksiąg wieczystych wieluńskiego sądu rejonowego

Wieluński sąd nigdy nie wpisał spółki “przyszłość” jako właściciela nieruchomości. Zamiast tego przywrócił wpis spółdzielni jako właściciela. Pan Romuald wniósł więc do sądu o zamieszczenie ostrzeżenia o niezgodności treści księgi ze stanem prawnym ponieważ nabywając nieruchomość kierował się rękojmią wiary publicznej ksiąg wieczystych. Wniosek ten był później ponawiany, jednak za każdym razem je zignorowano. Dlaczego ?

Ponieważ nie dałoby się już tej nieruchomości ukraść – wyjaśnia nam zaprzyjaźniony notariusz. – Sąd ma ustawowy obowiązek zamieścić takie ostrzeżenie niezwłocznie, ponieważ wyłącza ono rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych.

Zgodnie z obowiązującym prawem wszystkie wnioski, które wpływają do wydziału ksiąg wieczystych Sąd ma obowiązek rozpatrywać zgodnie z kolejnością ich wpływu. Tymczasem zamieszczano kolejne ostrzeżenia o wnioskach złożonych przez inne osoby mimo, iż napływały później niż ten złożony przez Romualda Przywarskiego.

Sąd nie zamieścił ostrzeżenia bo prokurator tak chciał

Zaintrygowany tym dziwacznym i wręcz przestępczym postępowaniem sądu Pan Romuald udał się do sądu w Wieluniu w celu przejrzenia akt księgi wieczystej i przekonać się czy Jego wnioski w ogóle znajdują się w sądzie. Owszem, były. Na pytanie Pana Romualda do pracownicy czytelni o powód ignorowania jego wniosków usłyszał w odpowiedzi: – „Kierownik sekretariatu (!) zdecydowała, iż tylko wepną wniosek do akt ale nie zamieszczą ostrzeżenia, ponieważ prokurator tak chciał„.

Tym samym zdradziła prowodyra całego szeregu przestępstw a to dopiero początek. Nie mając pomysłu jak doprowadzić do unieważnienia drugiego z aktów notarialnych wpadł na pomysł, by w lokalnej prasie w miejscu zamieszkania Romualda Przywarskiego zamieścić szkalującego paszkwila jakoby to On okradł spółdzielnię. Miał to uczynić poprzez przekroczenie uprawnień, które miał jako prezes spółdzielni, którym de facto nigdy nie był i nie przeprowadzał ze spółdzielnią żadnej transakcji.

Przepytywana „dziennikarka” gazety, która podpisała się pod paszkwilem o źródło tych informacji zdradziła tylko, iż otrzymała je z sieradzkiej prokuratury. Nie chciała nic więcej powiedzieć, dodała jedynie: -„ja też mam swojego szefa”. Dziś tygodnik na szczęście już nie istnieje a autorka tekstu stała się już bardziej rozmowna. Przyznała, iż informacje przekazał jej prokurator z Sieradza. Dodajmy, iż treść tego paszkwila choć zawierała wyłącznie nieprawdziwe informacje w stu procentach pokrywała się z treścią późniejszych zarzutów wobec Romualda Przywarskiego, zatem źródło tej informacji jest w zasadzie potwierdzone.

Zazwyczaj w takich przypadkach dziennikarz odpowiadałby karnie za ujawnianie informacji pochodzących ze śledztwa a właśnie na takim etapie oficjalnie były działania Krzysztofa Szczepka w chwili gdy paszkwil się ukazał. Szczepek wiedział o paszkwilu i nie zareagował co jeszcze bardziej potwierdza jego bezpośredni udział w zniesławieniu.

Areszt sposobem na kradzież

Szczepek nie wymyślił żadnego sposobu na unieważnienie drugiego aktu notarialnego a koniecznie chciał coś z tym „problemem” zrobić bo – jak twierdził – wpis w księdze wieczystej ma charakter jedynie deklaratywny a to właśnie akt notarialny jest potwierdzeniem nabycia nieruchomości. Na jego podstawie nieruchomość mogłaby zostać zbyta kolejnemu nabywcy a ten mógłby powoływać się na rękojmię wiary ksiąg wieczystych. Dlatego też wpadł na iście bandycki pomysł: wydać nakaz zatrzymania Przywarskiego i we współpracy z wątpliwej moralności „togami” by aresztem wymusić złożenie fałszywych zeznań. Jak pomyślał – tak zrobił.

Pan Romuald został zatrzymany a o czynnościach w prokuraturze Szczepek powiadomił… Grzegorza Buchaltera, swojego kolegę i wspólnika Sutkowskiej. Ten błyskawicznie zjawił się w prokuraturze udając obrońcę. Romualdowi przedstawiono zarzuty kropka w kropkę jakby czytane z brukowca, w którym zamieszczono wspomnianego paszkwila. Skierował też wniosek do sądu o zastosowanie aresztu na trzy miesiące.

Do zakpienia z powagi sprawowanego urzędu Szczepek nakłonił sędzię sądu rejonowego Marzenę Światłę. To ona odegrała rolę sędziego w przedstawieniu pt. „rozpatrujemy wniosek prokuratora”. Słowo „przedstawienie” jest tu całkowicie zasadne, całe to postępowanie było zwyczajną farsą. Po około 20-minutowym posiedzeniu, w trakcie którego Romuald podważył wszystkie zarzuty wydano postanowienie o zastosowaniu aresztu. Uzasadnienie liczące kilkanaście stron było gotowe już na posiedzeniu i nie zawierało absolutnie nic z tego, o czym mówił Romuald choć wszystko było banalnie proste do zweryfikowania w kilka minut. Ot chocby skład zarządu spółdzielni, w którym nigdy nie zasiadał a został oskarżony o wyprowadzenie majątku jako jej prezes.

Tym samym Przywarski dołączył do kilku innych osób aresztowanych w tej sprawie nieco wcześniej.

Marzena Światła

Adwokat obnaża kłamstwa Sutkowskiej

Posiedzenie odwoławcze na zasądzony areszt nic nie dało. Prowadził je osławiony Wojciech Janicki, wyrzucony dyscyplinarnie z sądu łódzkiego przez własne środowisko. Obrońca Romualda Przywarskiego, tym razem ustanowiony przez rodzinę przedłożył sędziemu nagranie rozmowy telefonicznej Przywarskiego z Sutkowską. Chodzi o tę rozmowę, w trakcie której Sutkowska informowała Go o rezygnacji z planu ratowania spółdzielni.

Z nagrania wynikało jednoznacznie, iż Sutkowska pomówiła Romualda fałszywie oskarżając Go o oferowanie „łapówki” w zamian za zaniechanie obowiązku weryfikacji osób przyjmowanych do zarządu spółdzielni. A to podważało całkowicie jej wiarygodność. Niestety w polskich „sądach” takie „detale” nie mają żadnego znaczenia.

Szczepek nie miał pojęcia o istnieniu nagrania, które całkowicie podważa wiarygodność Sutkowskiej i adekwatnie formalnie czyni ją przestępcą. I to co najmniej podwójnym: raz – fałszywe oskarżenie a dwa – rzeczywiście nie dopełniła swojego obowiązku, wybrała przecież nowy zarząd z listy kontaktów w telefonie Ireneusza R. bez jakiejkolwiek weryfikacji za co również grozi odpowiedzialność karna.

pierwszy z lewej – SSO Jacek Wojdyn, pośrodku SSO Wojciech Janicki

prokurator zdradził jakich zeznań oczekuje

Od samego początku wszystkie działania Szczepka i całej tej togowej kasty wyglądały podejrzanie. W pewnym momencie było już jasne, iż wcale nie chodzi o rzekome wyprowadzenie majątku ze spółdzielni czy jakiekolwiek inne działanie szkodzące rzekomo spółdzielcom. Powód tego de facto uprowadzenia dokonanego pod pozorem prowadzenia śledztwa był inny. Pytanie tylko „jaki”. Wystarczyło więc zapytać:

Czego Pan adekwatnie chce ? – zapytał pan Romuald.

Na tak postawione pytanie Szczepek wyraźnie czekał. Tyle, że… nie rozmawia się o takich sprawach z samym „podejrzanym”.

Jest coś co może Pan zrobić. Ale o tym będę rozmawiał jedynie z Pana adwokatem – odparł.

Obrońcą w tamtym czasie był adwokat z Gorzowa, Marian Siwicki (zm.red.) – ten sam, który zaskoczył sędziego nagraniem rozmowy telefonicznej. Adwokat udał się więc do sieradzkiej prokuratury wysłuchać co ten „śledczy” ma do zaoferowania. Wyszedł z niej jednak wyraźnie oburzony, nie przywykł do tak zaskakujących propozycji. Oto jaką ofertę złożył adwokatowi Szczepek:

Jeśli Pana klient zezna, iż podpisał akt notarialny poza kancelarią, na przykład iż do domu przyniósł mu go Ireneusz R. to w ramach 60-tki wyjdzie z aresztu.

prokurator PO w Sieradzu Krzysztof Szczepek

Z takim zeznaniem Szczepek miałby już prostą drogę do unieważnienia aktu a o to mu przecież chodziło. Kolesiostwa z ksiąg wieczystych nikt już nie będzie dręczył o niezamieszczone wzmianki a nieruchomość znów będzie w rękach miejscowych cwaniaków.

Krzysztof Szczepek szanuje przestępców

Romuald Przywarski nie jest tym, za kogo najwyraźniej uważał Go Szczepek. Z wykształcenia ekonomista, restrukturyzator dużej spółki, dość biegły w przepisach prawa jak na osobę nieposiadającą stricte prawniczego wykształcenia, z analitycznym umysłem zdołał „przejrzeć” całą tę wieluńską klikę. Złożył oficjalne zawiadomienie o popełnieniu całego szeregu przestępstw przez Sutkowską i pozostałych „biznesmenów” ze spółdzielni. Jaka była reakcja Szczepka na złożone zawiadomienie ?

Te panie i tak nie będą mieć postawionych żadnych zarzutów ponieważ ja te panie bardzo szanuję.

Krzysztof Szczepek

Sprawę tego zawiadomienia wyłączył do odrębnego postępowania i przekazał koledze z podległej sobie prokuratury rejonowej w Wieluniu, z której sam jakimś cudem awansował do prokuratury okręgowej w Sieradzu. Sprawę tę otrzymał prokurator Adrian Sikora. I rzeczywiście, sprawa tkwiła w biurku kilka miesięcy po czym wydał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa z powodu … braku znamion czynu zabronionego. Zdaniem tego „prokuratora” fałszywe zeznania, przez które niewinny człowiek siedzi w areszcie, fałszowanie dokumentów księgowych, usiłowanie uszczuplenia majątku inwalidów czy wyłudzanie przez lata milionów złotych z państwowego funduszu to nie przestępstwa.

Szczęście w nieszczęściu jednym z pokrzywdzonych była właśnie instytucja państwowa – wspomniany PFRON. Jego pełnomocnik zaskarżył decyzję Sikory wykazując wprost, iż do wyłudzeń ewidentnie doszło. Sprawa trafiła tym razem do Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim i zakończyła skazaniem prezesa spółdzielni, Grzegorza Smugowicza. Tylko Jego jednego choć oskarżone były dwie osoby z zarządu. Ani Iwona Klempa ani nikt inny z Rady Nadzorczej nie usłyszał zarzutów. Dlaczego druga z oskarżonych – Zofia Przywojak nie została skazana mimo, iż to Ona właśnie bezpośrednio zajmowała się sprawami finansów spółdzielni ? Tego jeszcze nie wiemy. Sprawę prowadził sędzia Jacek Wojdyn.

Ustawka w łódzkim „sądzie” apelacyjnym

Sprawę oskarżonych (a było ich łącznie pięciu) otrzymał sędzia Jacek Wojdyn. Po pierwszym posiedzeniu wydał postanowienie o zwolnieniu oskarżonych z tymczasowego aresztu. I tu stała się rzecz niemal niespotykana w sądownictwie choćby jak na lokalne standardy. Szczepek odwołał się od tej decyzji do łódzkiego sądu apelacyjnego a ten nakazał ponowne umieszczenie oskarżonych w areszcie.

Takich rzeczy sądy praktycznie nie robią; nie są sądem „meriti”, czyli tym rozpatrującym sprawę pod kątem merytorycznym więc nie podważają decyzji sądów, które sprawę znają znacznie lepiej. Tym razem jednak rozpatrujący zażalenie prokuratora sędzia Piotr Feliniak postanowił złamać tę niepisaną zasadę.

Podobna sytuacja miała miejsce kilka miesięcy później, kiedy to sędzia Wojdyn ponownie zwolnił oskarżonych z aresztu (choć fizycznie żaden z nich w areszcie nie przebywał). I znów Szczepek zażalił tę decyzję i podobnie jak poprzednio ten sam sędzia Feliniak uchylił decyzję Wojdyna i nakazał umieszczenie oskarżonych w areszcie.

Tym razem było już pewne, iż decyzje łódzkiej apelacji to zwyczajna ustawka. W uzasadnieniu swojej decyzji Feliniak niemależe wskazał Wojdynowi, iż oskarżeni powinni przebywać aż do czasu ich – uwaga – skazania. choćby nie do czasu zakończenia procesu ale do czasu ich skazania.

I tu uwidoczniona jest najlepiej patologia nadzwyczajnej kasty powodowana całkowitą ich bezkarnością. Sędzia kompletnie nieznający sprawy nakazuje sędziemu prowadzącemu rozprawę skazanie oskarżonych. Niestety z pozoru „niezawisły” Wojdyn słuchał się Feliniaka jak pies Pana. Uchylał najbardziej istotne dla sprawy pytania jak chociażby pytanie do Iwony Klempy o podrobione na potrzeby procesu dokumenty.

śmiertelny wypadek Sutkowskiej

Ewa Sutkowska, choć powinna zagrzewać miejsce na ławie oskarżonych pełniła w tym procesie rolę oskarżyciela posiłkowego. Zdążyła jednak wziąć udział zaledwie w kilku posiedzeniach. Wracając z sądu do rodzinnego Wielunia trasą S8 doprowadziła do wypadku, w którym zginęła. Miała nagle poczuć się źle i na środku drogi gwałtownie zahamować doprowadzając do kraksy. Nie byłoby może w tym nic szczególnie zagadkowego gdyby nie fakt, iż na kolejnym planowanym terminie rozprawy to właśnie ona miała zeznawać w charakterze świadka. Co więcej – zamierzała wyjawić coś, o czym w śledztwie mówić nie chciała.

Kilka miesięcy wcześniej, tj. jeszcze w trakcie symulowania „śledztwa” przez Szczepka podczas trwającej konfrontacji „podejrzanego” Romualda z Sutkowską padło kilka niewygodnych dla Niej pytań. Mimo, iż zeznając jako świadek miała obowiązek odpowiadania na wszystkie pytania, na niektóre z nich odpowiadała: – na to pytanie odpowiem dopiero przed sądem.

O czym chciała opowiedzieć – tego już się nie dowiemy. Podobnie jak nie dowiemy się co robiła przez kilkadziesiąt minut od momentu wyjścia z budynku sądu do chwili wypadku. Z naszych ustaleń wynika, iż w miejscu, w którym doszło do wypadku powinna być kilkadziesiąt minut wcześniej gdyby tylko od razu wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku Wielunia. Co zatem robiła przez te kilkadziesiąt minut ? czy z kimś się spotkała, może ktoś ją czymś poczęstował ?

Śmiałe tezy ale takie pytania trzeba zadawać zwłaszcza mając na uwadze moralność środowiska, w którym się obracała.

głupi albo sprzedajni

Sędzia Wojdyn zdeptał swoją niezawisłość i postąpił tak jak nakazał mu kolega po fachu z łódzkiej apelacji. Oskarżonych skazał na kary od 2 do 3,5 roku więzienia. Tym samym potwierdziły się zapewnienia Szczepka, iż do skazania z pewnością dojdzie. Oczywiście nie z powodu zaistnienia przestępstwa. Szczepek bez gryzienia się w język przekonywał jednego z adwokatów, iż „wszyscy wiedzą, iż czynu zabronionego nie było ale nie szkodzi – w Sieradzu to przejdzie„. Wystawił tym samym najgorszą chyba z możliwych recenzję sieradzkim sędziom. Dodał zaraz, iż w sprawach gospodarczych „sędziowie są głupi albo sprzedajni„.

Obrońcy skazanych osób zaskarżyli wyrok do łódzkiej apelacji.

Tam blisko rok przetrzymywano akta. Rzekomo tyle czasu zajmowało sędziom zapoznawanie się ze sprawą. Gdy jednak nadszedł termin posiedzenia bardzo gwałtownie okazało się, iż żaden z nich choćby nie spojrzał w akta. „komu się chce akta czytać – rzuca jeden z bardziej znanych łódzkich adwokatów. – „Tutaj nie ma zwyczaju zapoznawania się z aktami sprawy, w której się orzeka” – dodał z rozbrajającą szczerością.

Choć dla osób, które w żaden sposób nie zetknęły się z wymiarem „sprawiedliwości” wszystko o czym piszemy brzmi pewnie jak ponury żart to rzeczywistość pozostało bardziej ponura. Otóż żaden z sędziów przez rok czasu nie tylko nie zapoznał się z aktami sprawy ale wręcz nie przeczytali choćby treści zarzutów apelacyjnych wniesionych przez adwokatów. Słowem – nie wiedzieli choćby co zarzucają adwokaci wyrokowi wydanemu przez Wojdyna. Jedno z pism obrońców zawierało wniosek o wyłączenie sędziego Feliniaka z orzekania w tej sprawie – tego, który już wcześniej nie znając sprawy „nakazał” sędziemu Wojdynowi trzymać podejrzanych w areszcie i ostatecznie skazać.

Dopiero na wyraźne wskazanie istnienia takiego wniosku przez jednego z obrońców „sędziowie” zreflektowali się i przesunęli termin rozprawy o trzy miesiące by mieć czas na zorganizowanie posiedzenia w sprawie wyłączenia Feliniaka z orzekania.

zbrodnia sądowa w łódzkiej apelacji

To czego dokonała później trójka – jak nazywał ich Szczepek – „idiotów” to podręcznikowy przykład zbrodni sądowej. Orzekający sędziowie Marian Baliński, Paweł Urbaniak i Jarosław Papis wydali taki wyrok, iż z całej tej trójki drwiono choćby w sądzie sieradzkim. Na wysokości zadania stanął dopiero Sąd Najwyższy nie pozostawiając na łódzkich „geniuszach” suchej nitki i w całości uchylił wyrok.

Ja więc orzekła ta trójka partaczy ?

Sąd sieradzki w osobie Jacka Wojdyna skazał członków zarządu spółdzielni (ten powołany „na chwilę” przez Sutkowską) oraz członków zarządu spółki Toruński Holding na kary więzienia za usiłowanie uszczuplenia majątku spółdzielni. To cztery osoby. Do kompletu skazańców dorzucił Romualda Przywarskiego za ten sam czyn, tj. za usiłowanie sprzedaży budynku spółdzielni. Mimo, iż ten nabywał nieruchomość dla reprezentowanej spółki a nie sprzedawał i to nabywał nie od spółdzielni a od Toruńskiego Holdingu. Dlatego na potrzeby skazania wymyślono, iż cała piątka działała w ramach zorganizowanej grupy przestępczej.

Romuald musiał trafić do aresztu a później do więzienia bo inaczej – jak przekonywał Szczepek – mógłby zbyć nieruchomość. Nabywca mógłby w takiej sytuacji powoływać się na rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych a wtedy wszystkie te starania o „odzyskanie” budynku spełzłyby na niczym. Mógłby ponadto ujawnić przekręty w wydziale ksiąg wieluńskiego sądu i samego Szczepka a przecież w oczach społeczeństwa trzeba wyglądać na posiadaczy „nieskazitelnych charakterów”. Tak więc zdecydowano się potraktować całą piątkę jako jeden „byt” dokonujący przestępstwa i ukarać niezależnie czy do przestępstwa faktycznie doszło czy też nie.

Paweł Urbaniak
Jarosław Papis
Marian Baliński

Trójka słynnych dziś chyba w całym regionie sędziów z Łodzi zmieniła jednak wyrok. I słusznie, tego oczekiwali wszyscy obrońcy ale zmiany były wręcz kabaretowe. Uznali oni, iż nie było żadnej grupy przestępczej, a po wtóre – nie było żadnego usiłowania uszczuplenia majątku tylko jego skuteczne dokonanie. Zatem dokładnie odwrotnie niż w wyroku I instancji. Na czym więc polega skandaliczny charakter tego wyroku ?

Przede wszystkim stoi w sprzeczności z wyrokami wydanymi przez sądy cywilne i wieczystoksięgowe. Tym bardziej, iż nie było żadnej grupy przestępczej to Romuald Przywarski powinien był zostać uniewinniony. Przecież tylko na podstawie tej wyimaginowanej przez Szczepka grupy dołączono Go do listy „podejrzanych”. Tak więc Romuald trafił do więzienia za przekroczenie uprawnień członka zarządu spółdzielni, którym przecież nigdy nie był. Przekroczenie to miało polegać na zbyciu przez spółdzielnię nieruchomości na rzecz Toruńskiego Holdingu choć On wcale go nie zbywał ale kupował. I to nie od spółdzielni tylko od Toruńskiego Holdingu właśnie. I opierał się właśnie na rękojmi wiary ksiąg wieczystych, gdyż właśnie THP widniało w księdze jako właściciel.

Ponadto skazano go za wręczenie łapówki Sutkowskiej. Podano choćby konkretną kwotę, jaką miał wręczyć choć z nagrania rozmowy telefonicznej jednoznacznie wynikało, iż to pomówienie.

I tu kolejny raz wypłynęły na światło dzienne intencje jakie przyświecały prokuratorowi Szczepkowi. Z chwilą ogłoszenia wyroku przez łódzki kabaret apelacyjny, który to wyrok stał się prawomocny w chwili jego ogłoszenia Szczepek pojął, iż musi działać szybko. Skoro -zgodnie z tym wyrokiem – oskarżeni skutecznie dokonali przeniesienia nieruchomości to znaczy, iż spółdzielnia wcale nie jest jej właścicielem ale spółka reprezentowana przez Pana Romualda Przywarskiego.

Na szczęście dla Niego koleżanki z wieluńskiego wydziału ksiąg wieczystych cały czas ignorowały monity Romualda o wpis ostrzeżenia i wciąż w księgach widniał wpis spółdzielni jako właściciela nieruchomości.

szybki telefon do syndyka

Szczepek natychmiast poinformował syndyka masy upadłości spółdzielni, iż nieruchomość trzeba jak najszybciej sprzedać. I sprzedał już następnego dnia za połowę wartości jako składnik majątku spółdzielni. Było to możliwe dzięki wpisowi w księdze wieczystej, w której dzięki świadomym zaniechaniom koleżanek z ksiąg wieczystych wciąż widniała spółdzielnia jako niekwestionowany właściciel.

Syndyk zapytany później przez członka rodziny o tę co najmniej podejrzaną sprzedaż jąkając zarzekał się, iż nie wiedział o wątpliwościach wokół tej nieruchomości i opierał się na wpisie w Księdze Wieczystej. Tymczasem akta sprawy mówią co innego – wiedział doskonale o co toczy się ta żałosna gra z udziałem przestępców w togach. Uczestniczył przecież w rozprawie prowadzonej przez sędziego Wojdyna, zeznawał w niej jako świadek.

Wydział Spaw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej

O przekrętach tamtejszej kasty kilkakrotnie zawiadamiany był wydział spraw wewnętrznych prokuratury krajowej. Pokrótce zapoznasz się teraz drogi czytelniku z procedurami obowiązującymi w tymże wydziale.

Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Ci do głowy zawiadamiać tenże wydział o przestępstwach prokuratorów to wiedz, iż w wydziale tym zatrudnione są na etatach jakieś „roboty” przechwytujące takowe zawiadomienia i przekazujące je „niżej”, tj. do Prokuratury Regionalnej zgodnie z adekwatnością miejscową. Te z kolei przekazują jeszcze niżej aż finalnie Twoje zawiadomienie trafi w ręce samego podejrzanego by zapoznał się z jego treścią.

Ten wydział to kpina – mówi znany adwokat. Powołany do życia jedynie po to by obywatel miał złudne przekonanie, iż wszystko jest świetnie zorganizowane, iż w tym resorcie również jest wydział do zwalczania przestępczości. Wydział istnieje od 2016 roku, od początku kierowany przez Adama Gierka ale jak dotąd nie słyszeliśmy o jakimś jego spektakularnym sukcesie. Tak więc obywatel w walce z bandytami w togach wciąż pozostaje sam.

Mimo wszystko wierzymy, iż sprawa działalności Szczepka i wszystkich innych zaangażowanych w opisywane przeze mnie przestępstwa zostanie wyjaśniona a winni trafią na wiele lat za kraty. Sędziowie i prokuratorzy zostali powołani do służby społeczeństwu i jest są przez społeczeństwo utrzymywani, zatem prędzej czy później sprawiedliwości stanie się zadość i persony pokroju Krzysztofa Szczepka, Marzeny Światła i im podobne z czasem zostaną odizolowani od zdrowej tkanki społecznej.

Idź do oryginalnego materiału