Strefa Wykluczenia to obszar obejmujący 10-kilometrową strefę wokół Prypeci i elektrowni oraz 30-kilometrową, z Czarnobylem i innymi wsiami. Dziennikarze naTemat.pl, po kontroli dokumentów, ruszają gładką drogą prowadzącą do serca strefy, która kontrastuje z opłakanym stanem dróg do odległych wsi, gdzie dociera niewielu.
Katastrofa z 26 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej w Czarnobylu w Ukrainie początkowo bagatelizowana przez władze, na zawsze zmieniła życie mieszkańców. Ewakuacja Prypeci 27 kwietnia miała być tymczasowa, trwająca trzy dni, ale okazała się bezterminowa. Władze zwlekały z informowaniem o zagrożeniu, narażając m.in. mieszkańców Kijowa na przyjęcie śmiertelnych dawek promieniowania podczas pierwszomajowej parady.
Rocznica katastrofy w Czarnobylu. Tak wygląda tam teraz życie
Po kilku dniach od wybuchu stało się jasne, iż skażenie jest rozległe. Mimo to wielu mieszkańców nie chciało opuszczać swoich domów, przywiązanych do ziemi i codziennych obowiązków. Wspomnienia o czarnych grzebieniach kur i mleku zmieniającym się w proszek świadczą o skali niewidocznego zagrożenia. Sofia i inne babuszki pamiętają obietnice o trzydniowym wysiedleniu i powrót do zniszczonych domów bez prądu i opieki.
Władze sowieckie początkowo liczyły na powrót ludzi do kołchozów, ale skażone produkty trafiały na cały kraj. Złodzieje plądrowali opuszczone domy. Na drzwiach pozostawiano wzruszające pożegnania. Pierwsi mieszkańcy zaczęli wracać jesienią 1986 roku, nielegalnie, tęskniąc za swoim życiem. Masowy powrót nastąpił wiosną 1987 roku.
Około 1200-1500 osób wróciło do swoich domów, kierując się prostym pragnieniem: "to jest nasz dom, tutaj się urodziliśmy i tutaj umrzemy". Nie wszystkie wsie jednak przetrwały – niektóre zniknęły z powierzchni ziemi. Liczba samosiołów systematycznie malała. W Kupowatem żyje ich już tylko około dziesięciu.
Maria Ilczenko wspomina śmierć męża i brak pieniędzy na pogrzeb. Z pomocą sąsiadów pochowała go na miejscowym cmentarzu, który paradoksalnie tętni życiem – wracają tu na wieczny spoczynek także ci, którzy opuścili strefę. Cisza w opuszczonych wsiach jest przejmująca, przerywana jedynie szumem natury. Jesień przyciąga turystów, ale dla mieszkańców to codzienność bez dziecięcego śmiechu. Krążą legendy o mutantach, jednak przyrodnicy je dementują – natura w strefie radzi sobie zaskakująco dobrze.
Paradoksalnie, w strefie jest dużo śmiechu
Wsie, takie jak Kupowate, zniknęły z map, ale ludzie wrócili, kierując się instynktem i przywiązaniem do ziemi przodków. Likwidatorzy niszczyli piece, by uniemożliwić powroty, ale nie wszędzie dotarli. Biznes kwitnie – wycinane są lasy, a produkty z zony trafiają na kijowskie bazary. Przyroda przejmuje opuszczone domy. Babuszki uprawiają warzywa, a o ich domostwa "dbają" psy i koty.
Powrót do strefy to dla samosiołów racjonalny wybór podyktowany tożsamością "tutejszych" – spadkobierców trudnej historii Polesia, naznaczonych wojnami i przesiedleniami. Ich przywiązanie do ziemi jest silniejsze niż strach przed promieniowaniem. Określenie "samosioły" jest dla nich krzywdzące, bo to jest ich ojczyzna. Wysiedlenie okazało się dla wielu gorsze niż samo skażenie, prowadząc do wykluczenia i tęsknoty za dawnym życiem blisko natury.
Do 1992 roku samosioły żyły poza prawem. Dopiero później przyznano im status "pobytu tymczasowego". Teoretycznie mają zapewnioną pomoc, ale w praktyce często są zdani na siebie i wsparcie rodziny czy turystów. Maria Suszenko, uznawana za najsmutniejszą, tęskni za bliskością. Jej dom, choć kolorowy na zewnątrz, w środku jest ponury. Maria Zaleska opowiada o problemach z dostawami i braku opieki medycznej. Samotność jest najgorszą z "czarnobylskich chorób".
Sofia mimo trudności nie traci energii i znajduje sobie zajęcia. Wszystkie kobiety z nostalgią wspominają bogactwo przyrody przed katastrofą. Paradoksalnie, w strefie jest dużo śmiechu – staruszki chcą żartować, ciesząc się z małych rzeczy. Pytania o przeszłość wywołują u nich dystans i łzy. Chętnie obdarowują gości i interesują się ich życiem. Rodzina jest dla nich najważniejsza, a zdjęcia bliskich są wszędzie. Wspomnienia o "czasach przed katastrofą" są żywe.