Zabrał syna ze sobą – to był tylko sen…

polregion.pl 10 godzin temu

Wziął syna ze sobą — a to był tylko sen…

Poznałem Kingę na potańcówce w miejscowej remizie. Od razu rzuciła mi się w oczy — wysoka, szczupła, śmiejąca się dziewczyna z błyszczącym spojrzeniem. Cały wieczór nie odstępowałem jej na krok, a potem zaproponowałem, iż odprowadzę ją do domu.
— Przyjdę jutro wieczorem, przejdziemy się? — spytałem, gdy się żegnaliśmy.
— Przyjdź — odparła cicho, czując, jak serce bije jej mocniej.

Tak zaczęła się ich historia. Na wsi plotki roznoszą się gwałtownie — wszyscy niedługo wiedzieli: Kinga ma adoratora. Szepty krążyły:
— To niedługo wesele. Chodzi za nią jak cień. Dobra para, oboje stateczni.

Wkrótce Stanisław oświadczył się. Wesele wyprawili huczne, na całą wieś. Młodzi zamieszkali w domu, który zbudował sam — złota rączka, od dziecka z ojcem chadzał na budowy. Niedługo potem urodził im się syn. Wszystko było dobrze. Na początku.

Ale z czasem Stanisław coraz częściej zaczął zaglądać do sąsiadów — to pomóc, to coś naprawić. Często go częstowali. Hojnie. Najpierw wyglądało to niewinnie, ale stopniowo stało się nawykiem.
— Stasiek, dosyć już tego włóczenia się po cudzych domach — mówiła Kinga. — Mam dość widzieć cię każdego wieczora podpitego.
— Co tam, pogadałem z ludźmi. Przecież w domu wszystko robię.

Syn podrósł, Kinga wróciła do pracy, zostawiając dziecko u babci. A Stanisław dalej „pomagał”. Z czasem jednak coraz częściej wracał do domu w kiepskim stanie. Zaczęły się kłótnie. Raz choćby rozeszli się na tydzień, ale dla syna wybaczyła. Obiecał się poprawić. I przez jakiś czas było lepiej. Aż znów wpadł w dawne nawyki.

Kinga nie raz myślała o odejściu. Ale syn kochał ojca. Gdy Stanisław był trzeźwy, spędzali razem godziny — uczył go, bawił się, majsterkował. Dla dziecka Kinga znosiła wszystko. I wciąż miała nadzieję: może opamięta się, może wróci ten troskliwy mężczyzna, za którego wyszła.

Lecz lata i zmęczenie zrobiły swoje. Stanisław zaczął podupadać na siłach.
— Chodźmy do lekarza — namawiała go żona.
— Głupoty. Prześpię się — przejdzie. Jeszcze młody jestem.

Poszedł do lekarza dopiero, gdy nie mógł wstać z łóżka. Diagnoza była straszna. Lekarz tylko pokiwał głową:
— Dlaczego tak późno? Obawiam się, iż czasu zostało niewiele…

Kinga opiekowała się nim do końca. Ból, bezsilność, łzy — wszystko pomieszane. A potem Stanisława zabrakło. Cała wieś przyszła na pogrzeb. choćby ci, którzy nie znosili jego popijaw — szanowali go jako człowieka i fachowca.

Czterdziestego dnia Kinga śniła sen. Mąż stał w cieniu i mówił:
— No i jak ci bez mnie? Ciesz się, póki możesz… Tylko pamiętaj: syna zabiorę ze sobą.

Obudziła się zlana potem. Pobiegła do pokoju dziecka. Dwunastoletni Kacper spał spokojnie. Nikomu nie powiedziała o śnie. Ale od tej pory otaczała syna jeszcze większą troską. Pilnowała, sprawdzała, martwiła się o każdy drobiazg. Mąż już się nie śnił. Sen jakby zbladł… ale niepokój został.

A pół roku później Kacper nie wrócił ze szkoły. Wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.

Kinga nie wytrzymała — ból rozrywał jej piersi, dusił, odbierał sen. Po pogrzebie prawie nie mówiła. Dopiero po miesiącach nauczyła się znów oddychać. Potem — powoli — wróciła do życia.

Wyszła za wdowca z dwiema córkami. Starała się być dobrą matką, potem urodził im się wspólny syn. Wydawało się, iż wszystko się ułożyło. Ale serce już nigdy nie było takie samo. Kacper został w niej na zawsze. Jej pierwsze dziecko. Zabrane przez ojca. Tego, który kiedyś był jej całym światem.

Teraz Kinga ma wnuki. Przyjeżdżają, bawią się, biegają po podwórku. I ona się uśmiecha. Ale gdy w nocy śni jej się Kacper — płacze. Bo teraz wierzy. Prorocze sny — zdarzają się. I może w nich ktoś nas ostrzega. Tylko zmienić — prawie nigdy się nie da. Pozostaje przyjąć. I iść… dalej…

Idź do oryginalnego materiału