Zabrał syna ze sobą – to był tylko sen…

newsempire24.com 1 dzień temu

Odebrał syna ze sobą — a to był tylko sen…

Monika poznała Tomasza na potańcówce w lokalnym klubie. Od razu zwrócił na nią uwagę — wysoka, szczupła, śmiejąca się dziewczyna z błyszczącymi oczami. Przez cały wieczór nie odstępował jej ani na krok, a później zaproponował, by odprowadził ją do domu.
— Przyjdę jutro wieczorem, może się przejdziemy? — zapytał, gdy się żegnali.
— Przyjdź — odparła cicho, czując, jak serce zaczyna bić szybciej.

Tak zaczęła się ich historia. Na wsi plotki rozchodzą się gwałtownie — niedługo wszyscy wiedzieli: Monika ma adoratora. Szeptali między sobą:
— niedługo będzie wesele. Chodzi za nią jak cień. Dobra para, oboje poważni.

Tomasz niebawem oświadczył się. Urządzili huczne wesele, na które zaprosili całą wieś. Młodzi zamieszkali w domu, który Tomasz sam wybudował — był złotą rączką, od dziecka pomagał ojcu na budowach. niedługo urodził im się syn. Wszystko było dobrze. Na początku.

Z czasem jednak Tomasz zaczął coraz częściej zatrzymywać się u sąsiadów — raz pomóc, raz coś naprawić. Często go częstowano. Hojnie. Z początku niewinne spotkania gwałtownie stały się nawykiem.
— Tomek, przestań już włóczyć się po obcych domach — mówiła Monika. — Mam dość widzieć cię co wieczór podchmielonego.
— Co w tym złego, iż pobyłem z ludźmi. Przecież w domu wszystko robię.

Syn podrósł, Monika wróciła do pracy, zostawiając chłopca pod opieką babci. Tomasz wciąż „pomagał”. Ale z dnia na dzień wracał do domu w coraz gorszym stanie. Relacje zaczęły pękać. Kłótnie stawały się częstsze. Raz choćby rozstali się na tydzień, ale dla syna mu wybaczyła. Obiecał się poprawić. I przez jakiś czas było lepiej. Aż wszystko znów wróciło.

Monika nie raz myślała o odejściu. Ale syn kochał ojca. Gdy Tomasz był trzeźwy, spędzał z nim czas, uczył go, bawił się, majsterkował. Dla dziecka Monika znosiła wszystko. I wciąż miała nadzieję: może się opamięta. Może wróci ten troskliwy mężczyzna, za którego wyszła za mąż.

Lecz lata i przemęczenie zrobiły swoje. Tomasz zaczął podupadać na zdrowiu, słabnąć.
— Chodźmy do lekarza — namawiała go żona.
— Głupstwa. Prześpię się i przejdzie. Jeszcze jestem młody.

Poszedł na badania dopiero, gdy nie mógł już wstać z łóżka. Diagnoza była przerażająca. Lekarz tylko pokiwał głową:
— Dlaczego tak późno? Obawiam się, iż czasu zostało niewiele…

Monika opiekowała się nim do końca. Ból, bezsilność, łzy — wszystko pomieszane. A potem Tomasza zabrakło. Cała wieś przyszła na pogrzeb. choćby ci, którzy nie znosili jego pijaństwa — szanowali go jako człowieka i fachowca.

Czterdziestego dnia Monika miała sen. Mąż stał w cieniu i mówił:
— No i jak ci bez mnie? Ciesz się, póki możesz… Tylko pamiętaj: syna zabiorę ze sobą.

Obudziła się zlana zimnym potem. Pobiegła do pokoju dziecka. Dwunastoletni Kacper spał spokojnie. Nie powiedziała nikomu o tym śnie. Ale odtąd szczególnie chroniła syna. Pilnowała, sprawdzała, martwiła się o każdy drobiazg. Mąż już się nie śnił. Sen jakby zniknął… ale niepokój pozostał.

Pół roku później Kacper nie wrócił ze szkoły. Wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.

Monika nie wytrzymała — ból rozrywał jej piersi, dusił, odbierał sen. Po pogrzebie prawie nie mówiła. Dopiero po miesiącach nauczyła się znów oddychać. Później — powoli — zaczęła wracać do życia.

Wyszła za mąż za wdowca z dwiema córkami. Starała się być dobrą matką, później urodził im się wspólny syn. Wydawało się, iż wszystko się ułożyło. Ale serce nigdy nie było już takie samo. Kacper został w niej na zawsze. Jej pierwszy syn. Zabrany przez ojca. Tego, który kiedyś był jej całym światem.

Teraz Monika ma wnuki. Przyjeżdżają, bawią się, biegają po podwórku. I ona się uśmiecha. Ale gdy nocą śni się jej Kacper — płacze. Bo teraz już wie. Prorocze sny istnieją. I może właśnie w nich ktoś nas ostrzega. Tylko prawie nigdy nie da się już nic zmienić. Pozostaje tylko pogodzić się. I żyć… dalej…

Idź do oryginalnego materiału