Zabójstwo drogowe i konfiskata auta. Rząd szykuje nowe przepisy

upday.com 2 godzin temu
Zdjęcie: fot. Darek Delmanowicz/PAP


Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa wprowadzenie do katalogu przestępstw zabójstwa drogowego, a także konfiskatę auta za niestosowanie się do zakazu prowadzenia pojazdu - informuje poniedziałkowa Rzeczpospolita.


Według Rzeczpospolitej plany wprowadzenia do katalogu przestępstw zabójstwa drogowego, a także konfiskaty auta, to efekt tragicznego wypadku ze skutkiem śmiertelnym na warszawskiej Trasie Łazienkowskiej sprzed tygodnia, spowodowanego przez kierowcę, któremu sądy wielokrotnie odbierały uprawnienia do prowadzenia auta.

Sprawcy nie odstraszyła perspektywa więzienia za łamanie zakazu (karę taką zresztą w przeszłości już odbywał) ani niedawno zwiększona do 20 lat sankcja więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie nietrzeźwości.

"Dlatego MS rozważa wprowadzenie systemu identyfikowania na drodze kierowców, którzy prowadzą pomimo zakazu" - napisała też "Rz".

aaaa

"Podwyższanie kar za łamanie zakazu prowadzenia pojazdu nie okazało się skuteczne i perspektywa utraty auta też nie odstraszy. Receptą jest zwiększenie liczby policyjnych patroli, najlepiej nieoznakowanych. A gdyby jeszcze policja dostawała w czasie rzeczywistym informację, czy właściciel danego numeru rejestracyjnego ma orzeczony zakaz i mogła od razu zatrzymać taki pojazd, to takie rozwiązanie mogłoby być bardzo skuteczne" – powiedział "Rz" prof. Ryszard Stefański, autor komentarza do prawa o ruchu drogowym.

Ekspert nie jest już jednak tak jednoznaczny w ocenie wprowadzenia nowego przestępstwa w postaci zabójstwa drogowego.

"Pomysł warto rozważyć, ale wszystko zależy od tego, jak zostaną określone znamiona takiego czynu. Bo w praktyce może się okazać, iż będą spory co do tego, czy w danym przypadku zostały one wypełnione. Dużo prostsze byłoby podniesienie kar za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, np. do 20 lat i do 25 lat, jeżeli sprawca był pijany lub pod wpływem narkotyków. Efekt byłby ten sam" – uważa prof. Stefański.

PAP

Idź do oryginalnego materiału