Z życia wzięte. "Nikt mnie nie uczył, sam się tego nauczyłem": On też będzie musiał

zycie.news 1 tydzień temu
Zdjęcie: Ojciec i syn, źródło: Pixabay


Znalazł śmieszną wymówkę, mówiąc, iż nikt go niczego nie nauczył w dzieciństwie, a kiedy stało się to konieczne, sam się nauczył. Więc nasz syn powinien prawdopodobnie żyć według tej samej zasady. Jest jednak pewna różnica — mój mąż dorastał w dysfunkcyjnej rodzinie, gdzie priorytetem jego ojca była butelka, a co było nie tak z moim mężem?

Wiedziałam, iż dzieciństwo i młodość mojego męża były trudne. Jego rodzice byli pod stałą kontrolą nałogu i ciągle byli pijani. Nikt nie opiekował się dzieckiem. Zgodnie ze wszystkimi przepisami powinni byli zostać pozbawieni praw rodzicielskich, a chłopiec powinien zostać wysłany do sierocińca, ale z jakiegoś powodu tak się nie stało.

Mąż dorastał jak chwast. Był karmiony przez przyjaciół, kolegów z klasy i sąsiadów, a w wieku piętnastu lat zaczął pracować w niepełnym wymiarze godzin jako ładowacz, dozorca lub coś innego, uzyskał średnie wykształcenie specjalne, służył w wojsku, a następnie wrócił i zaczął prowadzić normalne życie. W czasie, gdy się poznaliśmy, jego rodzice już nie żyli.

Sprzedał ich mieszkanie i kupił inne. Przeprowadziłam się tam po tym, jak zaproponował mi małżeństwo. Bardzo szanuję tego człowieka. Sam się zbudował. Potrafi zrobić wiele rzeczy własnymi rękami, prawie wszystkie naprawy w domu wykonał sam i nie wyszło mu to gorzej niż fachowcom.

Nigdy nie podniósł na mnie głosu, jest bardzo opiekuńczy i delikatny w relacjach. W końcu mógł pójść w ślady swoich rodziców lub jakąś inną krzywą ścieżką. Ale mój mąż ma bardzo silnego ducha. Mieszkaliśmy razem przez dwa lata, serce w serce, i nie było powodów do kłótni. Oboje z mężem jesteśmy ludźmi bezkonfliktowymi. A potem zaszłam w ciążę. Mój mąż zachowywał się tak, jak powinien zachowywać się szczęśliwy przyszły tata.

Chronił mnie, entuzjastycznie wybrał imię nienarodzonego dziecka, poszedł ze mną na USG i wspierał i chronił mnie pod każdym względem. Kiedy urodził się nasz synek, mój mąż choćby rozpłakał się przy wypisie ze szpitala. Przez pierwszy rok nie narzekałam. Mój mąż pomagał przy dziecku, bawił się z nim po pracy, kąpał go, zabierał na spacer, tak jak powinien. Ale im starszy stawał się jego syn, tym mniej uwagi poświęcał mu ojciec.

Nie odpychał go, ale nie okazywał mu takiej troski jak na początku. Znosiłam to, ale ostatnio nie mogłam już tego znieść. Mój syn ma teraz sześć lat. Bardzo ciągnie go do ojca, lubi spędzać z nim czas, zwłaszcza gdy coś naprawia lub po prostu robi coś innego manualnego. Inny ojciec wykorzystałby zainteresowanie dziecka i czegoś go nauczył, ale nasz tylko warczy i marudzi, gdy mu się przeszkadza.

Poskarżyłam się mamie na zachowanie męża, a ona powiedziała, iż po prostu nie miał normalnego ojcowskiego przykładu, więc nie wie, jak się zachować. Poradziła mi, żebym nie robiła skandali, tylko jakoś pokierowała, popchnęła i powiedziała mężowi, jak i co ma robić. Próbowałam wcielić rady matki w życie, ale na nic się to zdało. Mój mąż uparcie odmawiał pracy z dzieckiem.

Straciłam cierpliwość i bez wahania postanowiłam z nim porozmawiać, bo to nie w porządku, żeby dziecko dorastało jako sierota z żyjącym ojcem. Oczywiście jestem przy nim, ale jestem matką i nie mogę przejąć roli ojca, choćby gdybym chciała. Mój mąż wysłuchał mnie, a potem powiedział, iż w jego czasach nikt go niczego nie nauczył. Dorósł, zrozumiał, czego potrzebuje i sam się tego nauczył. Jak możemy w ogóle porównać te sytuacje? Można powiedzieć, iż rodzice tego mężczyzny nigdy nie istnieli, podczas gdy nasz syn, dzięki Bogu, ma zarówno matkę, jak i ojca. Dlaczego więc nie nauczyć go niczego i czekać, aż sam się nauczy?

Idź do oryginalnego materiału