Wszyscy goście siedzieli do końca wieczoru, podałam tort do kawy. Wtedy córka zaproponowała, żebym zdmuchnęła świeczkę i pomyślała życzenie. – A co mam sobie życzyć? – powiedziałam. – Moje życzenie już się spełniło. Kupiłam sobie samochód. Trzeba było zobaczyć miny syna, córki, a zwłaszcza męża. Nie wiedzieli, iż w Niemczech nauczyłam się prowadzić i zdałam egzamin na prawo jazdy. Odkładałam pieniądze przez prawie rok i kupiłam sobie ładny samochód. A co? Czyż nie zasłużyłam?

przytulnosc.pl 6 dni temu

– A czy tobie coś potrzeba, mamo? Przecież masz wszystko! Dlatego powiedziałam Nikodemowi, iż najlepszym prezentem będzie nasza obecność. Czyż nie mam racji? – mówi do mnie moja córka, Natalia.

– Oczywiście, córeczko, – spokojnie odpowiadam. – Przyjedźcie w niedzielę, gdzieś na drugą godzinę.

Odłożyłam słuchawkę, usiadłam na kanapie, zrobiłam sobie herbatę. Oczywiście, mamie nic nie potrzeba – tak było zawsze. choćby teraz, na moje urodziny, dzieci uznały, iż matki-zarobkowej, która według nich „ma wszystko”, wcale nie trzeba w szczególny sposób świętować.

Zbliża się piękna data – moje 55. urodziny. Koleżanki żartują, iż życie wystawiło mi dwie piątki. Ale ja się z tym nie zgadzam, bo nie widzę powodu, by siebie chwalić. Przez całe życie siebie nie kochałam i pozwoliłam bliskim, by traktowali mnie tak samo.

Z mężem przeżyłam 35 lat małżeństwa i nigdy nie dostałam od niego żadnego prezentu, choćby bukietu kwiatów. Dla Mikołaja kwiaty to były pieniądze wyrzucone w błoto, bo gwałtownie więdną i lądują na śmietniku.

„Kupować kwiaty to jak wyrzucać pieniądze na śmieci” – zawsze tak mówił, więc nigdy nie otrzymałam od niego bukietu, ani niczego innego.

Pochodzę ze wsi, więc po ślubie zamieszkaliśmy w mieście. Nie mieliśmy własnego kąta, musieliśmy żyć z teściową. Moja teściowa miała bardzo trudny charakter. Od razu jasno powiedziała: „Jeśli chcesz żyć w zgodzie i bez kłótni, to staraj się mnie unikać”.

Na szczęście pracowała i późno wracała do domu. Do tego czasu starałam się wszystko zrobić w kuchni i łazience, żeby po jej powrocie mieć jak najmniej kontaktu z nią. Ale co to za życie?

W domu teściowej nie miałam żadnego głosu. choćby w sprawach wychowywania dzieci musiałam robić to, co mówiła teściowa, a nie to, co uważałam za słuszne. Mąż milczał albo stawał po stronie matki. Tak żyliśmy.

Mogę powiedzieć, iż prawdziwe życie zaczęło się dla mnie 15 lat temu, kiedy odważyłam się wyjechać za granicę na zarobek. Wybrałam Niemcy, bo w szkole dobrze uczyłam się języka niemieckiego.

Kiedy wyjeżdżałam, dzieci były studentami, wiedziałam, iż wchodzą w taki etap życia, kiedy tylko „daj i daj”. Trzeba było zapewnić im edukację, zrobić wesela, zapewnić mieszkania – to przecież obowiązek rodziców.

Przez 15 lat udało mi się wszystko zrealizować, bo dobrze zarabiałam. Niestety, rzadko bywałam w domu, nie widziałam, jak dorastają wnuki.

Na swoje 55. urodziny postanowiłam wrócić i urządzić przyjęcie. Zaprosiłam syna z synową, córkę z zięciem, teściów z obu stron – chciałam spędzić ten dzień w gronie rodziny.

Ostatecznie jednak byłam rozczarowana i bardzo zasmucona, bo syn z synową, ani córka z zięciem, nic mi nie podarowali, bo według nich matce-zarobkowej niczego nie trzeba.

O mężu już choćby nie wspomnę – nie powiedział mi choćby prostego „wszystkiego najlepszego”. Teściowie przynieśli koperty z tysiącem złotych każdy. Wszyscy uznali, iż mam pieniądze, więc największą euforią dla mnie będzie ich obecność jako wyraz szacunku.

Mało tego, wszyscy oczekiwali, iż na koniec wieczoru to ja ich obdaruję prezentami i sypnę pieniędzmi – bo przecież wróciłam z zarobków i mam pieniądze.

Dosiadali wieczoru, aż w końcu podałam tort i kawę. Wtedy córka zaproponowała, żebym zdmuchnęła świeczkę i pomyślała życzenie.

– A co mam życzyć? – odpowiedziałam. – Moje życzenie już się spełniło. Kupiłam sobie samochód.

Trzeba było zobaczyć miny syna, córki, a zwłaszcza męża. Nie wiedzieli, iż w Niemczech nauczyłam się prowadzić i zrobiłam prawo jazdy. Odkładałam pieniądze prawie rok i kupiłam sobie ładne auto. Dlaczego? Czyż nie zasłużyłam na coś takiego? Trzeba w końcu zacząć siebie kochać. Czyż nie mam racji?

Syn liczy, iż oddam mu ten samochód, mąż jest przekonany, iż to auto powinno być jego, a córka obrażona, bo myślała, iż przekażę im te pieniądze.

Ale tym razem postanowiłam pomyśleć o sobie i wcale tego nie żałuję. Samochód bardzo do mnie pasuje i nie zamierzam go nikomu oddawać.

Idź do oryginalnego materiału