Prawomocna jest już kara 4 lat więzienia dla Jerzego S., który w 2020 r. doprowadził do wypadku na drodze krajowej nr 88 w Gliwicach. Po zderzeniu z autokarem zginęło wówczas dziewięć osób jadących busem do pracy w Holandii.
W czwartek Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał wyrok w mocy, dokonując w nim jedynie drobnej zmiany, dotyczącej zaliczenia okresu zatrzymania prawa jazdy w związku z ośmioletnim zakazem prowadzenia pojazdów.
Według ustaleń postępowania do tragedii doszło w wyniku nieprawidłowego manewru wyprzedzania. Prokuratura żądała dla oskarżonego w apelacji ośmiu lat więzienia, obrona domagała się uniewinnienia.
Do wypadku doszło 22 sierpnia 2020 r. wieczorem na drodze krajowej nr 88 w pobliżu węzła Kleszczów (woj. śląskie). Według oskarżenia Jerzy S., kierowca volkswagena, zaczął wyprzedzać jadący przed nim pojazd. Nie zauważył nadjeżdżającego z naprzeciwka renault. Kierowcy osobówki i busa wykonali manewry obronne. Renault zjechał na pobocze, przewrócił się, a następnie zaczął sunąć po jezdni. W to auto uderzył jadący z naprzeciwka autobus. Siła uderzenia była tak duża, iż bus został całkowicie zmiażdżony. Zginęły wszystkie osoby jadące renault. Rannych zostało siedem osób z autokaru - kierowca i sześcioro pasażerów.
Jerzy S. usłyszał zarzuty nieumyślnego spowodowania katastrofy zagrażającej zdrowiu i życiu wielu osób, której skutkiem była śmierć dziewięciu osób, a także spowodowania obrażeń ciała u kolejnych siedmiu. Obrona przekonywała w trakcie procesu, iż wypadek był efektem najechania na niezidentyfikowany przedmiot i wybuchu opony w aucie oskarżonego, co skutkowało przejechaniem na przeciwny pas ruchu.
Tragiczny wypadek
Wyrok w I instancji zapadł w grudniu 2024 r. przed Sądem Okręgowym w Gliwicach. Poza karą więzienia sąd zobowiązał Jerzego S. do wypłaty nawiązek pokrzywdzonym – po 30 tys. zł bliskim zmarłych, 10 tys. zł kierowcy autobusu, który doznał poważnych obrażeń, i od 1 do 5 tys. innym uczestnikom wypadku. Nie wszyscy pokrzywdzeni chcieli zadośćuczynień.
Sąd opisywał, iż do wypadku doszło, gdy Jerzy S. wracał znad morza, miał za sobą 12-godzinną podróż. Na drodze panowały trudne warunki, jezdnia była mokra, padał drobny deszcz, było ciemno. Opierając się na opinii biegłych, sąd nie podzielił linii obrony, według której samochód Jerzego S. najechał na duży przedmiot, w wyniku czego doszło do wystrzału opony i zablokowania kół.
Za najbardziej wiarygodne sąd uznał pierwsze wyjaśnienia Jerzego S. złożone przez niego krótko po zatrzymaniu. Mówił wówczas, iż sam podjął decyzję o wyprzedzaniu, a droga była fatalna. Nie wspominał wtedy o przedmiocie na jezdni, na który miałby najechać. Świadkowie – jadący autokarem – nie słyszeli też wystrzału opony. Wymierzając karę, gliwicki sąd wziął pod uwagę, iż Jerzy S. nie był wcześniej karany, cieszy się dobrą opinią i w chwili wypadku miał 69 lat, a katastrofę sprowadził nieumyślnie. Był bardzo doświadczonym kierowcą, przez kilkadziesiąt lat przejechał 2 mln km.
Wyrok z I instancji zaskarżyła zarówno obrona, jak i prokuratura, która przed sądem okręgowym żądała czterech lat więzienia, ale po przeanalizowaniu wyroku uznała, iż bardziej adekwatny będzie wyrok ośmiu lat więzienia i 15-letni zakaz prowadzenia pojazdów.
Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał w czwartek, iż sąd I instancji prawidłowo przeprowadził proces i adekwatnie ocenił wszystkie dowody. Jak mówił przewodniczący składu orzekającego sędzia Rafał Doros, nie ma wątpliwości, iż Jerzy S. naruszył przepisy i swoim zachowaniem doprowadził do zdarzenia, w którym zginęło dziewięć osób. SA wykluczył, iż S. zjechał na przeciwległy pas ruchu w wyniku niekontrolowanego wystrzału opony.
Po przedstawieniu zarzutu śledczy przesłali wniosek o aresztowanie kierowcy, uzasadniając to grożącą mu surową karą i koniecznością zapewnienia prawidłowego toku postępowania. Nie zgodził się na to zarówno sąd I, jak i II instancji.
Akt oskarżenia trafił do gliwickiego sądu w kwietniu 2022 r.
Źródło: PAP