W 1993 roku zostawiła go z piątką dzieci po 32 latach prawda wstrząsnęła wszystkimi.
Dziewczynki Bogna, Róża, Kazimiera, Zuzanna i Wisława rosły zdrowe, piękne i niesamowicie ze sobą zżyte. Wszystkie miały takie same błękitne oczy jak ojciec, ale każda miała swoją niepowtarzalną duszę. Bogna, starsza o dwie minuty, była urodzoną przywódczynią, zawsze organizującą zabawy i lekcje.
Róża, spokojna i wrażliwa, pocieszała siostry w trudnych chwilach. Kazimiera, najbardziej towarzyska, potrafiła rozśmieszyć wszystkich swoimi dowcipami. Zuzanna, cicha i spostrzegawcza, widziała wszystko, co umykało innym.
Wisława, najmłodsza, była tak słodka jak miód, a jej uśmiech mógł stopić każde serce. Razem były nierozłączne, a łączyła je głęboka miłość do ojca, który był ich opoką. Całe miasteczko pod Krakowem zaczęło podziwiać tego człowieka.
Jan stał się lokalną legendą ojcem pięcioraczków, człowiekiem, który nie załamał się pod ciosami losu. Ale nie obchodziły go plotki ani pochwały. Marzył tylko, by jego córki wyrosły na silne, szczęśliwe i wolne kobiety, zdolne iść przez życie z podniesioną głową.
Ale nikt nie wiedział, iż w tej historii krył się sekret. Coś, o czym Jan milczał od dnia, gdy odeszła jego żona. Szczegół, który po latach wypłynął i zmienił wszystko, co myślano o tej rodzinie.
Lecz zanim to się stało, życie przygotowało Janowi jeszcze wiele prób. Gdy dziewczynki skończyły dziesięć lat, wpadł w poważny wypadek. Dostarczał paczki na rowerze wąskimi uliczkami, gdy potrącił go rozpędzony samochód.
Spędził kilka dni w szpitalu, balansując między życiem a śmiercią. Dziewczynki tymczasowo zamieszkały u dobrej kobiety z miejscowego kościoła, cioci Jadwigi, która zawsze podziwiała hart ducha Jana. Wtedy cała społeczność się zjednoczyła organizowali kiermasze, zbierali datki, urządzali loterie.
Po raz pierwszy świat odpowiedział na miłość, którą Jan siał przez lata. A co najbardziej zdumiało lekarzy? Jego powrót do zdrowia był prawdziwym cudem. Jakby jakaś niewidzialna siła trzymała go przy życiu, jakby jego misja jeszcze nie była skończona.
Jan wrócił do domu silniejszy, bardziej zdeterminowany, z jeszcze większą wiarą. Przysiągł sobie: Dopóki tu jestem, moje córki nigdy nie poczują się samotne. I tak szli przez życie rok za rokiem, z walkami, zwycięstwami, z miłością ojca, który odmówił poddania się, mimo zmęczenia i bólu