

- Pojazdy sygnowane logiem sieci Bolt i Uber pojawiły się w Zakopanem mniej więcej we wrześniu zeszłego roku. Sprowadziła je tu krakowska korporacja AnyCar
- W trakcie zakończonych niedawno ferii zimowych przedsiębiorstwo cały czas utrzymywało na zakopiańskich ulicach około 20 samochodów, które można było zamawiać przez aplikacje obu światowych gigantów
- Części zakopiańskich taksówkarzy nie podoba się taka konkurencja. Zdaniem lokalnych kierowców jest ona nieuczciwa. Taksówkarze chcą, by burmistrz Zakopanego odebrał Uberowi i Boltowi licencje
- Kierowcy z obu stron sporu dotychczas ograniczali się względem siebie do uszczypliwości oraz donosili policji o wykroczeniach i przestępstwach popełnianych przez rywali. Teraz jednak sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna
- Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu
W nocy ze środy na czwartek (26-27 lutego) w Zakopanem doszło do groźnie wyglądającego wypadku. Kierowca taksówki na aplikację firmy Bolt zignorował czerwone światło i wjechał z dużą prędkością na skrzyżowanie wprost pod inny samochód. Zdaniem świadków zdarzenia, po wszystkim próbował uciec, ale został zatrzymany przez innych taksówkarzy. Policja potwierdza, iż kierowca Bolta był pijany. Miał 0,24 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Nagranie ze zdarzenia gwałtownie trafia do mediów. W sieciach społecznościowych udostępnia je Paweł Saturski, szef ogólnopolskiego związku NSZZ „Solidarność” Taksówkarzy Zawodowych. Większość komentujących reaguje z oburzeniem. Bolt, który przed wejściem pod Tatry (razem z Uberem) reklamowany był jako sposób na bezpieczną i tanią jazdę po stolicy Podhala, w oczach wielu ludzi staje się firmą patologiczną, w której kierowcy narażają zdrowie swoich pasażerów, prowadząc samochody pod wpływem alkoholu.
„Prawda” A
Z takim stwierdzeniem absolutnie nie zgadza się Sebastian Hajdas, prezes i współwłaściciel krakowskiej korporacji taksówkarskiej AnyCar. To ta firma jako pierwsza sprowadziła Ubera i Bolta pod Giewont. Należące do AnyCar pojazdy działają w obu światowych sieciach, w których można zamawiać przejazdy przez aplikacje.
— Dotychczas milczałem, bo byłem przekonany, iż biznes lubi ciszę i komentując to, co spotyka naszych kierowców w Zakopanem, jedynie pogorszę sprawę — mówi w rozmowie z Onetem. — ale po tym, co stało się w zeszłym tygodniu, uznałem jednak, iż „granice zostały przekroczone” i nie mogę już więcej milczeć. Tak, nasz kierowca miał wypadek. Tak, wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Zrobił to jednak nie dlatego, iż był pijany tylko dlatego, iż uciekał przed goniącymi go zakopiańskimi taksówkarzami, których po prostu się bał — stwierdza.
Jak tłumaczy Sebastian Hajdas, w nocy, w której doszło do wypadku, pod wynajmowany przez krakowską korporację dom, w którym mieszkają jej kierowcy, podjechali zakopiańscy taksówkarze zgromadzeni w mikrobusie. W tym czasie jeden z kierowców AnyCar po zakończeniu krótkiej przerwy ruszył kontynuować realizacje zleceń . Taksówkarze mieli za nim ruszyć. Na nagraniu, które Onetowi pokazuje szef AnyCars, widać, iż zrobił on samotnie rundę po ulicach Zakopanego. Cały czas jechali za nim zakopiańscy taksówkarze. Najpierw jednym a później kilkoma samochodami.
— Gdy nasz kierowca nie potrafił ich zgubić, a jednocześnie czuł się zagrożony, zadzwonił po swojego kolegę z firmy, który kilka godzin wcześniej zakończył zmianę — opisuje sytuację prezes AnyCar. — Gdy obudził go kolega, ten drugi kierowca instynktownie wskoczył w samochód i ruszył na pomoc. Nie wziął pod uwagę, iż może być jeszcze pod wpływem alkoholu. Kilka chwil później, przy zakopiańskim rondzie im. Oswalda Balzera, właśnie ten drugi kierowca został zablokowany przez wspomnianych taksówkarzy. Wówczas z auta wyskoczyło trzech rozwścieczonych mężczyzn, którzy zamierzali zaatakować naszego kierowcę. Po tym incydencie nasz pracownik wykonał manewr cofania. Próbując uciec przed napastnikami, przejechał na przeciwny pas ruchu. Wtedy zaledwie o włos uniknął kolizji z nadjeżdżającym samochodem. Następnie obaj kierowcy pojechali w kierunku ronda Kuźnickiego i ulicy Zamoyskiego. Cały czas byli ścigani przez taksówkarzy — tłumaczy Hajdas.
Na dowód swoich słow mężczyzna pokazuje nam nagrania z kamer umieszczonych w samochodach AnyCars, które tamtej nocy były włączone. Jedna z nich zarejestrowała fakt, iż kierowca, który później miał wypadek dzwoni na numer alarmowy 112 i informuje dyspozytora, iż ucieka ulicami Zakopanego przed goniącymi go mężczyznami. Dosłownie 20 sekund później dochodzi do wypadku.
— Po wszystkim nasz kierowca jest w szoku. Poduszki powietrzne wystrzeliły mu w twarz. On majaczy. Wychodzi z samochodu i wówczas jest szarpany i kopany przez zakopiańskich taksówkarzy, którzy go wcześniej gonili. Oni twierdzą, iż on był naćpany i próbował uciekać, ale to nieprawda. On był oszołomiony. Gdy dochodzi do wypadku, ci ludzie wiwatują, cieszą się, choć jeszcze nie wiedzą, czy na skutek zderzenia ktoś na przykład nie umiera. To straszne — grzmi wiceprezes AnyCar.
Sebastian Hajdas uważa, iż na ulicach Zakopanego doszło do nielegalnego samosądu, pobicia jego kierowcy, narażenia go na utratę zdrowia oraz zniszczenia mienia jego firmy.
— Jako firma dokonaliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa już w piątek oraz drugi raz w sobotę. Nasz kierowca, naoczny świadek zdarzenia, również złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w piątek. Zgłosiliśmy tych ludzi na policję, informując, iż mogło dojść do wyżej opisanych przestępstw. To jest grupa najwyżej kilkunastu zakopiańskich taksówkarzy, którzy nie mogą pogodzić się z naszą obecnością w tym mieście i zachowują się jak mafia. Wcześniej kradli nam tablice rejestracyjne, przebijali opony, a teraz dochodzi do tego, iż kierowcy się boją o zdrowie i życie. Co prawda zdecydowana większość taksówkarzy z Zakopanego traktuje nas neutralnie lub choćby życzliwie, ale jest właśnie ta grupka, która teraz już przesadziła. Musimy reagować. Żądamy od policji rzetelnego śledztwa i ochrony naszych kierowców. Dlatego będziemy wnosić o to, by sprawę tego wypadku badała policja z innego miasta. Jeden z taksówkarzy, który śledził naszego kierowcę to syn byłego wicekomendanta zakopiańskiej policji — dodaje Hajdas.
***
Przebieg zdarzeń, który przedstawia krakowski biznesmen, potwierdzają go pokazane nam nagrania. Jest w nim jednak kilka nieścisłości. Skoro kierowcy Bolta bali się, iż pobiją ich taksówkarze, to dlaczego zamiast niemal dwa razy okrążyć Zakopane, nie pojechali przed zakopiańską komendę policji, gdzie otrzymaliby pomoc? Mogli też uciec np. na stację paliw, gdzie ewentualny napad na nich zarejestrowałyby kamery. Dlaczego też ich kierowca wsiadł za kółko, wiedząc, iż w jego krwi może być dalej alkohol?
— Tego nie wiem i o to w sumie do moich chłopaków też mam pretensje. Zachowywali się w tych dwóch aspektach faktycznie nieodpowiedzialnie. Myślę jednak, iż kierowała nimi mieszanka adrenaliny, przerażenia i emocji — mówi właściciel AnyCars.
„Prawda” B
Onet rozmawiał jednak z Kamilem Kowalikiem. To zakopiański taksówkarz. Mężczyzna przyznaje, iż w nocy ze środy na czwartek w zeszłym tygodniu wraz z kilkoma kolegami faktycznie jechał z uciekającym samochodem taxi Bolt.
— Jechaliśmy za tym kierowcą, bo byliśmy niemal pewni, iż jest on pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających — mówi Kamil Kowalik. — W środę wieczorem ci kierowcy Bolta czy tam Ubera, bo oni jeżdżą tymi samochodami na zmianę, wsiedli w kilka osób w jeden ich pojazd i odwiedzali kolejno wszystkie zakopiańskie postoje taxi. Przeklinali do nas, prowokowali nas, pokazywali nam obsceniczne gesty. W jednym przypadku taksówkarzowi udało się do nich podejść i wówczas wyczuł woń alkoholu od kierowcy tego pojazdu. Po tych zdarzeniach postanowiliśmy z kilkoma kolegami wyjaśnić sobie sprawę z tymi chłopaki. Wiem, gdzie jest dom, który wynajmuje im ta firma AnyCar, więc podjechaliśmy tam. Oni stali na podjeździe. Gdy nas zobaczyli, większość uciekła do środka, a jeden zaczął uciekać po ulicach miasta. Jego styl jazdy był taki, iż również wskazywał, iż z tym człowiekiem jest coś nie tak. Chcieliśmy z nim tylko porozmawiać. Absolutnie nikt ich nie chciał bić. Gdybyśmy chcieli ich bić, to sposobności do tego na mieście od miesięcy mamy mnóstwo. Ale nigdy nikt z nas ich choćby nie dotknął, choć oni ubliżają nam codziennie — mówi w rozmowie z Onetem zakopiański taksówkarz.
Według jego wersji wydarzeń z tamtego wieczora po tym, jak jechali oni za pojazdem Bolta, nagle pomiędzy nich, a śledzony pojazd, wjechał faktycznie drugi kierowca AnyCars. Do zakopiańskich taksówkarzy dołączyli również koledzy innym samochodem.
— Jechaliśmy za nimi, nagrywając cały czas ich szaleńczą jazdą i próbując w bezpieczny sposób zajechać im drogą, tak by zablokować im możliwość ucieczki, zanim na miejsce dojedzie patrol policji, który przebadałby ich alkomatem i narkotestami — mówi Kamil Kowalik. — Nasze podejrzenia dotyczące stanu trzeźwości jednego z nich były prawdziwe. On spowodował wypadek po pijanemu. Sam nie boję się tego, iż oni twierdzą, iż my jesteśmy dla nich zagrożeniem. To zwykła bzdura. Takie tłumaczenie winnych, którzy chcą pokazać: „jesteśmy źli, ale inni gorsi”. A już kompletną bzdurą jest twierdzenie, iż niby jesteśmy nietykalni, bo mój tata był kiedyś komendantem policji. Po pierwsze, to było wiele lat temu. Po drugie, my — zakopiańscy taksówkarze — w ostatnich tygodniach wielokrotnie zgłaszaliśmy policji, iż kierowcy Ubera czy Bolta zachowują się niebezpiecznie na drodze, nie mają odpowiednich uprawnień czy dokonują innych wykroczeń. Zdarza się, iż policja nie od razu wysyła w takich sytuacjach patrol. Gdyby policja była na „moich usługach” to chyba nie tak by to wyglądało — kończy.
Zdaniem Kowalika, on i jego koledzy w całej sytuacji zachowali się niewłaściwie tylko w jednym aspekcie. Gdy wychodzi do wypadku, jeden z nich cieszy się z tego faktu. Kowalik zapewnia, iż natychmiast go za to zganił.
Policja: jesteśmy bezstronni
— Z urzędu prowadzimy dochodzenie w sprawie wypadku z zeszłego tygodnia oraz jego sprawcy. Za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu i zderzenie z innym pojazdem czekają go przewidziane prawem konsekwencje — mówi asp. sztab. Roman Wieczorek, rzecznik prasowy. — jeżeli chodzi o to, iż ta osoba czuje się też poszkodowana, to faktycznie przyjęliśmy od niej stosowne zgłoszenie już kilka dni temu. Rozpoznajemy je. Co do zgłoszenia o możliwości popełniania przestępstwa przez zakopiańskich taksówkarzy, które to zawiadomienie miałaby złożyć krakowska korporacja, to ja na razie o takim nie wiem. Sprawdzam, czy dotarło do komendy.
Rzecznik komendanta powiatowego policji w Zakopanem ucina natomiast insynuacje jakoby podhalańscy mundurowi, byli w zakopiańskiej „wojnie taksówkarskiej” nierzetelni i stawali po jednej ze stron.
— Nie zgadzam się na takie pomówienia — mówi asp. sztab. Wieczorek. — Wszyscy są traktowani na równi. I każdy, kto dopuszcza się naruszeń prawa, musi liczyć się z konsekwencjami — dodaje.
Podhalańscy taksówkarze: już się Ubera nie boimy
Zdarzenia z ostatniego tygodnia pokazują jednak, iż w Zakopanem faktycznie trwa „wojna taksówkarska”, a jej przebieg zaostrza się z tygodnia na tydzień, od kiedy we wrześniu 2024 r. najpierw Uber, a później Bold wszedł na rynek przewozów taksówkarskich pod Giewontem.
— Szczerze trzeba przyznać, iż ta krakowska firma nam sporo kursów odebrała — mówi Marian, jeden z zakopiańskich taksówkarzy. — To o tyle dziwne, iż zarówno Uber jak i Bolt są od nas drożsi. choćby wy w Onecie udowodniliście, iż u nich za ten sam kurs co u nas czasem płaci się choćby kilkanaście złotych więcej. Wygląda jednak na to, iż klienci lubią zamawiać taksówki przez aplikacje, bo to dla nich wygodniejsze niż dzwonić. Dlatego mamy pomysł by… pokonać uberowską konkurencję ich własną bronią.
Jak się okazuje krakowska firma AnyCar wchodząc na zakopiański rynek z ofertą Ubera i Bolta nie zadbała o to, by w obu firmach zapewnić sobie wyłączność.
— Skutkiem tego wielu z nas po prostu też wejdzie we współpracę z Uberem czy Boltem — mówi taksówkarz. — Wówczas będziemy robić kursy i zamawiane telefonicznie i przez aplikacje czy też po prostu z postoju, czy zatrzymani na ulicy. A zwykły Bolt czy Uber tych ostatnich robić nie może. Dziś na Uberze w Zakopanem jeździ może 20 taksówek tej krakowskiej firmy. Jak dołączy 100 kolejnych, podhalańskich taksówkarzy to oni się nie utrzymają, a my tak. Takiej międzynarodowej firmie to obojętnie, bo tak czy siak, zarobi. Z tymi z Krakowa nie ma się co szarpać, bo to głupie. Trzeba z nimi wygrać… biznesowo.