To tu psy rzuciły się na 46-letniego Marcina. Mieszkańcy opowiadają wstrząsające historie

natemat.pl 3 godzin temu
Po tragedii w Raculi nie mogą dojść do siebie. Czuć żal, iż może mogli zrobić więcej, choć przez lata poruszyli niebo i ziemię, tak bardzo protestowali przeciwko tej strzelnicy. – Wszyscy byli bezsilni. Potrzeba było takiej tragedii, żeby ktoś się tym zainteresował – mówią. Mieszkańcy opowiadają nam też, jak walczyli z hałasem, z łuskami, które znajdowali w lesie, ale też o pogryzieniach przez psy. – Żałujemy, iż nasza sprawa nie została nagłośniona. Wtedy ten człowiek by żył – mówi naTemat jeden z nich o wstrząsającej śmierci 46-letnigo Marcina z Puław, którego zagryzły psy. Rok temu jego syn też został pogryziony.


Historia jest tak wstrząsająca, iż brakuje słów. Od niedzieli 12 października również mieszkańcy Raculi nie są w stanie otrząsnąć się z emocji.

– One nie opadły. Ja od sześciu lat walczyłem, żeby ta strzelnica została zamknięta. I teraz mam do siebie żal, iż nie udało nam się tego wywalczyć, chociaż próbowaliśmy wszędzie. Dosłownie wszędzie. Nie udało się i doszło do takiej tragedii – mówi Tomasz Sroczyński, radny i mieszkaniec Raculi.

To dzielnica i sołectwo Zielonej Góry. Jej mieszkańcy opowiadają nam historie, które jeżą włosy na głowie. Wśród nich są osoby, których bliscy doświadczyli w tej okolicy pogryzienia przez psy.

Pani Agnieszka, którą psy napadły w 2022 roku, gdy była na spacerze z córką: – Od niedzieli nie jestem w stanie pracować. Nie jestem w stanie się na niczym skupić. Ten człowiek musiał zginąć w cierpieniach... Nas napadło sześć 8-miesięcznych szczeniaków i nas pogryzły. Chciały zagryźć naszego psa. Gdyby napadły nas teraz, jako dorosłe psy, na pewno byśmy nie żyły.

Pan Sławomir, którego syn został pogryziony 13 lipca 2024 roku: – Pomyślałem: To mógł być mój syn. Mój syn został znaleziony rano przez kobietę, która szła z psem na spacer. Leżał wyziębiony, rozszarpany, cudem przeżył. Został pogryziony przez psy poprzedniego wieczora. Trafił na OIOM. Nie funkcjonowały mu nerki, ma amputowane uszy. To trauma do końca życia. Żałujemy, iż wtedy ta sprawa nie została nagłośniona. Wtedy człowiek, którego teraz napadły psy, by żył.

Wszyscy w Raculi powtarzają dziś jedno. Ktoś musiał zginąć, żeby wreszcie ktoś ich usłyszał.

– Normalnie nie mogę dojść do siebie. Kiedy stała się tragedia, nagle inne spojrzenie na sprawę. I to jest naprawdę smutne. Przez zaniedbania wszystkich, którzy powinni nas strzec, doszło do tragedii. W 2022 roku 6 psów zaatakowało dwie kobiety, a innym razem młodego mężczyznę i nic – mówi sołtys Roculi Mirosława Jabłonka.

46-letni mieszkaniec Puław napadnięty przez psy


Przypomnijmy. W niedzielę 12 października 46-letni mieszkaniec Puław, kierowca tira, zatrzymał się na postój na MOP Racula przy drodze S3 w pobliżu Zielonej Góry. W czasie przerwy postanowił pójść na grzyby.

"Wysyłał partnerce zdjęcia. Pani Joanna przyznała, iż po godzinie 12 kontakt z nim się urwał. Dowiedziała się, iż zdążył wybrać numer 112 o godz. 13.33" – relacjonowała "Gazeta Lubuska".

Mężczyzna został zaatakowany przez trzy psy z pobliskiej strzelnicy. Gdy trafił do szpitala, był w stanie krytycznym. Konieczna była amputacja kończyn. Niestety, 14 października mężczyzna zmarł.



Wiadomo, iż psy zostały zabezpieczone, a śledczy zatrzymali właściciela strzelnicy – 53-letniego, emerytowanego oficera policji. Grozi mu choćby dożywocie.

– Jest on podejrzewany o popełnienie czynu polegającego na spowodowaniu ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, w wyniku czego pokrzywdzony zmarł – przekazała podczas konferencji prasowej rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz.

W piątek 17 października sąd zadecydował o areszcie tymczasowym dla mężczyzny. Jak przekazała prokurator, nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia. Powiedziała też, iż już wcześniej zdarzały się przypadki, iż "te psy niestety nie były w odpowiedni sposób zabezpieczone", "wielokrotnie uciekały z posesji" oraz "dochodziło również do zdarzeń takich, iż atakowały inne osoby".

Tymczasem do Raculi zjechały media z całego kraju. Wszyscy przed weekendem zajmowali tą sprawą. I wszyscy słyszeli jedno – mieszkańcy od dawna alarmowali w sprawie strzelnicy.

– Od kiedy strzelnica powstała w 2018 roku, byliśmy zdecydowanymi jej przeciwnikami. Tym bardziej iż nie była ogrodzona i zabezpieczona. Nie było znaków po każdej z jej stron informujących, iż to jest strzelnica i iż jest niebezpiecznie. Łuski wylatywały poza jej teren, ludzie się bali. W maju byliśmy na sesji Rady Miasta Zielonej Góry. Przynieśliśmy wtedy dwie duże garście łusek, które daliśmy prezydentowi – mówi Mirosława Jabłonka.



Na początku przeszkadzał im głównie hałas.

"Hałas jakby ktoś strzelał z broni maszynowej", "Mało kto tam chodził, ludzie się bali"


– Jako radni i pani sołtys złożyliśmy kilkadziesiąt pism, żeby ją zamknąć, ale niestety nam się nie udało. Na początku składaliśmy zażalenia z powodu hałasu. Był tak odczuwalny, jakby ktoś strzelał z broni maszynowej. W czasie weekendu nie dało się wyjść. A potem doszło nasze bezpieczeństwo. Tam nie było zachowanych żadnych norm bezpieczeństwa. Zgłaszaliśmy to do prokuratury, a na policję zgłaszali poszkodowani – mówi Tomasz Sroczyński.

Właściciel, jak słychać w Raculi, tu nie mieszka. Generalnie – to mówią mieszkańcy – poza czasem użytkowania strzelnicy – oprócz psów nie było tam nikogo. Jak powtarzają, teren jest praktycznie nieogrodzony.

Strzelnica znajduje się na skraju lasu.

– Tam zostały tylko usypane wały ziemne. Nie ma żadnego porządnego kulochwytu tak, jak powinno być na strzelnicy. Tam nie ma nic. Jest parking i z niego droga, którą można dojść do strzelnicy. Jest tablica "Zakaz wstępu", ale każdy mógł tam wejść. Bardzo blisko jest MOP i S-ka. Pierwsze zabudowania są w linii prostej ok. 300-400 metrów – mówi Mariusz Rosik, leśniczy z leśnictwa Kisielin.

Sam mieszka kilka kilometrów dalej, ale też słyszy hałas, najczęściej w weekendy. Kilka lat temu, gdy był radnym miasta, mieszkańcy prosili go o interwencję w tej sprawie.

– Niestety nic nie wskórałem. Pojechałem tam, ale właściciel praktycznie mnie stamtąd przepędził. Wszyscy byli bezsilni. To był mur. To, co piszą teraz media, to wszystko prawda. Moja pierwsza myśl po tym zdarzeniu była taka: dlaczego musiało dojść do tragedii, żeby ktoś dopiero naprawdę zainteresował się tą sprawą? Jak to w Polsce. Stanie się tragedia, wtedy zaczyna się działanie – mówi.

A potem doszły psy.

– Niektórzy byli tam na przykład raz na grzybach i potem już tam nie chodzili. Właściciel miał sześć psów, które były w fatalnym stanie i były agresywne. Są osoby poszkodowane, które będąc w tej okolicy zostały zaatakowane przez te psy – mówi sołtys Mirosława Jabłonka.

Tomasz Sroczyński: – Mało kto tam chodził. Ludzie się bali. Mieszkaniec Puław nie wiedział, iż coś takiego może się zdarzyć.

Psy zaatakowały ją i jej córkę. Wygrała w sądzie


Pierwsze zdarzenie, które wstrząsnęło lokalną społecznością, jest z czerwca 2022 roku. Pani Agnieszka, z córką i jej chłopakiem, byli tam ze swoimi psami, gdy zostali zaatakowani przez sześć psów. Przesyła nam opis zdarzenia, które sporządziła jej córka.

"Jeden z nich rzucił się na moją mamę, przewracając ją i gryząc w rękę. Cztery psy rzuciły się na mnie i mojego owczarka, przewracając nas na ziemię. Gryzły i przyduszały mojego psa, dwa siedziały na głowie/szyi psa, pozostałe dwa na tyle. Podniosłam się gwałtownie i wyrwałam spod nich mojego psa, w tym momencie pojawiła się krew. Któryś z owczarków belgijskich ugryzł mnie w lewe przedramię, kiedy zabierałam im mojego psa".

Jak wynika z tej relacji właściciel widział zdarzenie i nie reagował.

"Cała sytuacja trwała dobrych parę minut, podczas których właściciel nie próbował odwołać swoich psów. Niedaleko stali ludzie z pobliskiej strzelnicy, i oglądali całe zajście. Cały czas krzyczeliśmy, żeby zabrać psy. Po kilku minutach ludzie ze strzelnicy zaczęli je odpędzać".

Pani Agnieszka nie odpuściła. Wygrała w sądzie sprawę cywilną. Dziś udostępnia mediom akta.

Wraz ze śmiercią 46-letniego mieszkańca Puław, wszystko w niej wróciło do tamtych chwil. Gdy teraz pojechała tam z jedną ze stacji telewizyjnych, dostała ataku paniki.

– Pierwszy raz wróciłam w tamto miejsce. Nie byłam tam od tamtego momentu. Myślałam, iż już to przepracowałam. Ale nie mogłam wysiąść z samochodu – mówi.

"Mój syn został oskarżony o to, iż wtargnął na posesję i chciał ją okraść"


Pan Sławomir wspomina, iż w niedzielę 12 października, gdy mieszkaniec Puław został zaatakowany, jechał do rodziców, którzy mieszkają dwa kilometry za strzelnicą. Wyprzedzała ich policja na sygnale. – Skręciła do lasu. Była 13.45. Powiedziałem do żony: "Psy chyba znowu kogoś pogryzły".

Przesyła nam kartę informacyjną syna ze szpitala oraz zdjęcia okaleczonego młodego mężczyzny. Opowiada, iż jego syn miał w okolicy strzelnicy zbierać łuski, gdy został zaatakowany przez psy.

– Mój syn nie został w tej sprawie przesłuchany. Sprawa w ogóle nie została wszczęta z urzędu. Nie dostaliśmy zawiadomienia, iż postępowanie zostało umorzone. Natomiast został oskarżony o to, iż wtargnął na posesję i chciał ją okraść. I wtedy pogryzły go psy – mówi. Na tym wątku skupiły się czynności prawne wokół jego syna.

I on, i inni nasi rozmówcy nie ukrywają dziś żalu.

– W Urzędzie Miasta zrobili co mogli. Tu nic więcej nie można było zrobić. Prezydent zlecił badanie biegłego. Miasto wywiązało się z tego, co mogło. Wydaje mi się, iż organy ścigania mogły zrobić więcej – mówi Tomasz Sroczyński.

Urząd Miasta Zielonej Góry wydał oświadczenie, w którym informuje, iż w pełni współpracuje z Policją i Prokuraturą.



"Kto mógł to przewidzieć?"


Sołtys zastanawia się teraz, iż może za mało miała w sobie determinacji.

– Ludzie są naprawdę w bardzo dużym szoku. Ja choćby mam do siebie trochę żal. Razem z radnymi przez tyle lat walczyliśmy, wysyłaliśmy maile, wskazywaliśmy, iż jest problem. Ale może powinnam huczeć i grzmieć? Jak nie tu, to choćby w Warszawie. Ale kto mógł to przewidzieć? Teraz można tak strasznie powiedzieć, iż aż trzeba było tragedii, prawda? – mówi Mirosława Jabłonka.

Myśli, iż nagłośnienie sprawy spowoduje, iż strzelnica, która jest dla mieszkańców uciążliwa, teraz zniknie z tego terenu.

Idź do oryginalnego materiału