Tajemnica miasteczka Łasin. Jak zaczął się koszmar rodziny Patryka Niklewskiego [ODCINEK 3]

natemat.pl 8 miesięcy temu
Koszmar, jaki przeżywają bliscy i przyjaciele zaginionych, to nie tylko wieczna niepewność, ale też walką z utratą wiary i łapaniem się na myśli "Niech to się już skończy!". Jest zawsze wielowymiarowy, ma sporo pytań do siebie i twarze nieznajomych przechodniów, którzy myślą nie wiadomo co. Koszmar sprawy Patryka Niklewskiego ma jeszcze coś więcej: czarne tło, świdrujące małe płatki śniegu i gdzieś na końcu kadru nadzieję stojącą na światłach awaryjnych.


Jest piątek 12 marca 2021 r. Połowa świata boi się wprowadzanych szczepionek przeciwko koronawirusowi, a druga połowa nie może się ich doczekać.

– Szczepmy się! Im szybciej, tym lepiej – apeluje cytowany przez PAP profesor Andrzej Horban.

W Polsce media ogłaszają, iż Biedronka i Lidl będą sprzedawały testy na przeciwciała, a premier Mateusz Morawiecki ujednolica tekst rozporządzenia, w którym znajdują się zasady dotyczące zgłaszania Straży Granicznej faktu przekraczania granicy oraz kwarantanny po takim przekroczeniu. W koalicji zaostrzają się wewnętrzne spory PiS-u z Porozumieniem Jarosława Gowina, które dotyczą również pandemii. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zawiadamia media, iż się zaraził i idzie na kwarantannę.

Rząd ogłasza przedłużenie pomocy finansowej dla przedsiębiorców, ale każdy widzi, iż z gospodarką będzie gorzej, skoro benzyna 95 i olej napędowy właśnie zaczęły przekraczać 5 zł na litrze.

Wielka Brytania żyje sprawą zamordowanej przez policjanta 33-latki. Na Słowacji minister zdrowia wylatuje ze stanowiska za zakup szczepionek od Rosjan. W USA aktorka i piosenkarka Selena Gomez opowiada mediom, jak bardzo przeżyła rozstanie z Justinem Bieberem, co dla wielu angielskojęzycznych portali jest dużo ważniejsze niż jakiś tam wirus.

W niewielkim polskim miasteczku Łasin niedaleko Grudziądza 24-letni Patryk Niklewski zaczyna dzień od pomocy ojcu w jego przydomowym zakładzie mechanicznym. Jest skrupulatny i mimo młodego wieku zna już tajniki tego fachu. Nie ma pojęcia, iż za parę dni pojawi się w mediach, ale oczywiście choćby nie na jedną tysięczną tej skali co Selena, bo nie umawiał się z Bieberem. Zresztą choćby w porównaniu z wieloma innymi polskimi zaginięciami wzmianek prasowych o nim będzie tyle co nic.

Nadchodzi weekend i mógłby już zacząć się byczyć po południu, ale ma jeszcze fuchę do zrobienia. U kumpla, który jest jednocześnie jego dalszym krewnym, stoi na kanale bus. Trzeba tam popracować m.in. przy blacharce. Zna właściciela, będą robili we dwóch. Ciężko powiedzieć, ile im zejdzie.

Po obiedzie 24-latek wsiada do zielonego bmw E46, rocznik 2000, i rusza na robotę. Przejeżdża niecałe 9 km i bierze się za pracę.

Przy naprawie odwiedza ich co najmniej dwóch kolegów. Jeden minął po drodze policyjny patrol. Rozmawiają i żartują koło busa, czas mija szybko, ale młodemu mechanikowi jest coraz mniej do śmiechu, bo obiecał dziewczynie, iż później przyjedzie do niej.

Dopiero około godziny trzeciej w nocy Emilia Sonnenfeld dostaje telefon od Patryka, iż zaraz u niej będzie. Nie śpi. Czekała. Cieszy się, iż zaraz znów będą razem. Kilka godzin wcześniej zmieniła swoje zdjęcie profilowe na Facebooku. Na nowym ma rozpuszczone, ciemne włosy i jest uśmiechnięta. Z blisko 400 wpisów na swoim profilu, których dokona w ciągu najbliższych trzech lat, 99 procent będzie dotyczyła jej chłopaka. Głównie będą to prośby o udostępnienie jego wizerunku.

Komórka pokazuje już datę 13 marca 2021 r.

Właśnie zaczął się najgorszy dzień w jej życiu.

Współcześnie, 9 km od Łasina


Duża nieruchomość, z tyłu kanał do napraw, w którym Patryk spędził ostatnie godziny przed zaginięciem. Biegający pod płotem pies zachowuje się tak, jakby miał ochotę na ludzkie mięso. Raz sapie, raz skacze na płot, dumnie prezentując szereg zdrowych zębów.

Gospodarz akurat podjeżdża starszym samochodem. Być może był ostatnią osobą, która na żywo zamieniła z Niklewskim więcej niż kilka zdań. Przyjmijmy, iż ma na imię Włodek, choć używa innych imion, ale podczas pracy nad tym reportażem każdy kolega musiał dostać gwarancję anonimowości.

Od razu słychać, iż nie jest zadowolony z tematu, na który mamy rozmawiać.

– Czemu Patryk się bał wtedy policji?

– Nie wiem.

– A jak on się wtedy zachowywał?

– Normalnie.

– Mógł być pod wpływem czegokolwiek?

– Nie.

Właściciel hałaśliwego czworonoga nadmienia po chwili namysłu:


- Mnie tu większość tego czasu nie było, więc nie wiem, co on tu dokładnie robił. Wiem, iż zajmował się blacharką busa, bo tam do jego rodziców bus nie wejdzie, to nie mógł tam robić. Robili we dwóch tutaj, on z tym właścicielem. Przyjechałem, to on był jeszcze. Dzwoniła jego dziewczyna i on pojechał do niej. A potem ona do mnie dzwoni, iż go nie ma.

– A co się mówi wśród jego kolegów? Bo wiem, iż on miał jakieś zatargi z policją?

– Ja nic nie wiem – odpowiada kolega Patryka, podejmując kolejną próbę uspokojenia psa. – Tylko tyle, iż on miał ten proces z córką komendanta. Ale to wiem od rodziny.

– A to prawda, iż mógł się z nimi nie lubić, bo za gwałtownie jeździł samochodem?

– A to każdy za młodu za***rdala samochodem, a potem mówi „jaki głupi byłem”. To to tak.

– Trochę dziwna ta sprawa.

– Za***iście dziwna!

Włodek podejrzewa, iż ktoś pomógł zniknąć Patrykowi.

I podkreśla, iż jako ostatni widzieli go policjanci.

– Z tymi bagnami to tam takie pierdolenie. Gdzie on by tam do bagna wpadł, jak on tam się wychował? Ja nie wierzę też, iż on coś wyrzucił po drodze. Ktoś to musiał podrzucić.

13 marca 2021 r., kilkadziesiąt minut po wypadku Patryka


Około godziny 4.20 do drzwi eleganckiego domu na obrzeżach Łasina puka para policjantów, zrywając ze snu rodziców Patryka – Andrzeja i Katarzynę Niklewskich – a także jego siostrę Dominikę. To, co zapamiętują z tej rozmowy, to ton mundurowego, jakby sprawa była błaha.

– Młodemu chyba nic nie jest, bo wysiadł z samochodu i było wszystko dobrze.

Nikomu nie przechodzi jeszcze przez myśl, iż 24-latek mógł uciekać przed policją, bo mundurowi nie zająkną się o tym ani słowem. Nie pada ani jedno zdanie na temat włączonego koguta za bmw Patryka i iż funkcjonariusze widzieli go kilka wcześniej, jak przejeżdżał przez Łasin.

Bliscy gwałtownie zaczynają rozumieć, iż służby nie mają zamiaru teraz go szukać.

Patrzą za okno: na niebie śnieg miesza się z deszczem.

I co? Wszyscy go mają teraz gdzieś, a on się tam teraz pałęta w taką pogodę?


Jego ojciec wsiada razem z żoną w samochód. Ma tam trzy minuty spokojnej jazdy. Po drodze mija potrącone zwierzę. Nie ma pewności, czy to jenot, czy coś innego. Zastanawia się, czy to przez tego futrzaka jego syn nie wpadł do rowu.

Nawierzchnia jest trochę śliska, choć śnieg nie chce się naprzykrzać i topnieje gwałtownie po kontakcie z równym asfaltem, który pokrywa tę część krajowej "szesnastki". To nie są zakręty po 90 stopni, tylko łuki, z którymi dobry samochód powinien sobie poradzić.

Jak ty tu wpadłeś do rowu, Patryk? I co ty w ogóle tutaj robiłeś?


Współcześnie, Łasin niedaleko Grudziądza


Siedzimy we czworo w domu państwa Niklewskich, razem z rodzicami Patryka i jego siostrą, odbywając rozmowę na temat tego zaginięcia. Na ich twarzach widać zmęczenie tą sprawą, ale widać też, iż wciąż chcieliby znać odpowiedzi na niektóre pytania. Mimo iż to zniknięcie nie było nigdy na pierwszych stronach gazet, to po wysłuchaniu ich historii ma się pewność, iż mało jest rodzin, które zrobiły tak dużo dla odnalezienia bliskiej osoby.

My dziennikarze, w ferworze pogoni za doniesieniami na temat zaginionych, rzadko dostrzegamy dramaty, z którymi borykają się ich bliscy. Że w nich samych trwa często walka, by przekonać siebie, iż najlepiej by było, żeby ich krewny po prostu nie chciał z nimi być ani się do nich odzywać, bo to by oznaczało, iż żyje. Okrutne dla nich, ale najlepsze dla niego.

Co więcej, zarówno dla śledczych, jak i dla ludzi interesujących się sprawą, wciąż w grze pozostaje scenariusz, iż sami mu coś zrobili albo pomogli mu zniknąć, by nie dogoniły go jego problemy.

Pal jednak licho, iż ludzie układają swoje wersje. Gorsze, iż wrzucają je potem na fora. W tym przypadku próbowali prześwietlać biznes Andrzeja Niklewskiego i sprawdzać, gdzie kiedyś jeździł do Niemiec do pracy. Nic sensownego im z tego nie wyszło. Nikomu nic jeszcze nie wyszło: z oskarżeń, domysłów i analiz. Wszyscy podejrzewają wszystkich.

Stara cyganka powiedziała im kiedyś, iż Patryk stracił pamięć, potem ją odzyskał i iż wróci po dwóch latach. Ale nie wrócił.

Każdy jasnowidz zgłosił się do nich sam, usłyszawszy o sprawie, poza Jackowskim, który wskazał konkretny teren, ale tam też nie było 24-latka. Zapłacili tylko jemu.

– Policja też raz przyjechała z jasnowidzką i ona chodziła z nimi po polach – wspominają.

Ich koszmar dorasta i będzie miał zaraz trzy lata. Chodzi za nimi jak cień. Nie potrafią jednak się do niego przyzwyczaić.

To nie jest tylko czekanie na maila, telefon czy dzwonek do drzwi. To wieczne pytanie, kto za tymi drzwiami stanie. Patryk? Policja? A może ktoś, kto go gdzieś widział albo znalazł jego przedmiot?

– Po Łasinie zaczęła się kiedyś roznosić plotka, iż on kogoś zabił w tym wypadku. Być może to do niego dotarło i sam uwierzył, iż zrobił wtedy coś złego. My jednak zakładamy, iż raczej próbowałby się na własną rękę dowiedzieć, czy faktycznie kogoś zabił. O tych wszystkich plotkach, które wymyślono, można by napisać książkę – załamuje ręce matka zaginionego.

A po chwili zamyślenia dodaje: – Chcemy, żeby po prostu dał nam znać. Wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości, żeby go odnaleźć. Nie wiemy, co jeszcze można zrobić. Pomagały nam fundacje, również Itaka, wizerunek Patryka był w mediach. Policja już od dawna się do nas nie odzywa.

Gdy dwie godziny później objeżdżamy okoliczne wsie, nietrudno zorientować się, iż bliscy Patryka byli w terenie co najmniej kilkadziesiąt razy. Pokazują, gdzie ich zdaniem mógłby wyjść na asfalt na wąskiej, wiejskiej drodze. Albo które miejsce wskazał im Jackowski. Albo gdzie są mokradła, a gdzie bardziej stabilny grunt.

– Ale nie wiemy nawet, czy nie rozszarpały go psy jednego z gospodarzy, które mogły biegać wtedy luzem – przyznają ze smutkiem.

13 marca 2021 r., słońce wzejdzie dopiero za półtorej godziny


Państwo Niklewscy dojeżdżają do miejsca wypadku. Służby są przy pojeździe ich syna, ich koguty oświetlają drogę i pobocza. Nie da się ich nie dostrzec z daleka.

Rozbite bmw wygląda kiepsko, jakby jeden bok został obity kijem bejsbolowym, a drugi obrzucony kamieniami. Wystrzeliły wszystkie poduszki powietrzne. Na jednej z nich jest krew. Maska nie ma śladów po czołowym uderzeniu, na przedniej szybie też ich nie widać. Poszło kilka szyb, reflektorów, uszkodzone są oba zderzaki.

Najważniejszy wniosek jest jednak optymistyczny: tak nie wygląda pojazd, w którym ktoś młody i zdrowy mógł zginąć lub odnieść poważne obrażenia. O ile oczywiście miał zapięte pasy.

W najbliższym domu świeci światło. Widać w nim jakąś postać w oknie. Stoi nieruchomo. Obserwuje to, co się dzieje.

– Na miejscu policjanci zbierali wszystko z auta: ślady, linie papilarne itd. Nie pozwolili mi wtedy wejść do tego samochodu – wspomni później Andrzej Niklewski.

Siostra Patryka, Dominika, dzwoni do Emilii: – Czy on jest u ciebie?


– Nie. Nie dojechał. A u was go nie ma? – dziewczyna wiedziała już, iż coś musiało się stać, bo od kilkudziesięciu minut nie mogła dodzwonić się do chłopaka.

Dominika idzie na działkę, sprawdzić, czy jej brata tam nie ma, a Emilia dzwoni po kolegę i razem udają się w miejsce wypadku.

– Służby były jeszcze na miejscu, więc nie mogło być piątej godziny – opowie prawie trzy lata później ta ostatnia. – Kiedy zobaczyłam samochód, pomyślałam, iż go zabrało pogotowie. Byłam w szoku. Przeszły mi przez myśli wszystkie najgorsze scenariusze. Uspokoiłam się dopiero na wieść, iż w środku nie było dużo krwi. Ale w aucie zostały wszystkie jego ubrania, w tym bluzy i kurtka. Musiał jechać na krótkim rękawku. I tak ubrany poszedł w te pola. Zostały też wszystkie narzędzia. No i jego okulary, bez których się nigdzie nie ruszał.

Wszyscy zastanawiają się, kto mógł coś widzieć. A jeżeli nie widział, to może jest kamera?


Jest na ścianie jednego z pobliskich gospodarstw. To najważniejszy zapis wideo w tej sprawie. Widać na nim tylko poruszające się światła, ale dzięki nim można wykluczyć wiele teorii.

Nagranie z kamery skierowanej na krajową "szesnastkę"


Wszystko wskazuje na to, iż kamera miała przesunięty czas o równe 60 minut do przodu. I choć część kolegów zaginionego uważa, iż ten zapis został przerobiony bądź spreparowany, to trudno na filmie dostrzec jakiekolwiek dowody, które by za tym przemawiały.

Na obrazie widać, iż ruch pod Łasinem był wtedy spokojny. Między godz. 3.00 a 3.20 krajową "szesnastką" przejechało raptem kilkanaście pojazdów, przeważnie w ostrożnym tempie, w większości tiry. Niekiedy przed obiektywem przelatywały płatki śniegu, ale nie był to obfity opad.

Samochód Patryka gwałtownie wdarł się do kadru o godz. 3.20. Widać, jak go obróciło, jak wyleciał w powietrze i jak skończył jazdę w rowie. Przez minutę jego długie światła świeciły wprost na gospodarstwo, na ścianie którego znajdowała się kamera. Następnie kierowca wyłączył długie i włączył awaryjne.

Kolejny pojazd pojawił się w tym miejscu dopiero o godz. 3.29. Osobówka. Zwolnił, początkowo świecił długimi światłami na bmw. Stanął za rozbitym pojazdem i widać, iż Patryk podchodził kilka metrów w jego stronę, po czym pojazd odjechał. Można założyć, iż po prostu krzyknął, iż wszystko z nim w porządku i nie potrzebuje pomocy.

Dwie minuty później przejechał tir. Zwolnił. Przy bmw widać było jakiś ruch, być może to Patryk pokazywał ręką, iż wszystko w porządku. Tir się nie zatrzymał, powoli odjechał.

Na fragmencie z godz. 3.33 wyraźnie widać dodatkowe światło blisko bmw. To Patryk szukał czegoś na poboczu. Było to silne źródło światła, prawdopodobnie latarka, obchodził z nim cały samochód, szukał coraz dalej, momentami dynamicznie świecąc, jakby się denerwował.

Po niecałych trzech minutach (przed 3.36) nadjechały samochody z obu stron, obydwa się zatrzymały. Patryk na sto procent był wtedy jeszcze na miejscu, bo widać latarkę. Jednym z nich był tir. Najpierw jedna, a potem druga osoba z osobówki podchodziła do bmw. Nie ma możliwości, żeby obie nie widziały się z Patrykiem, musiały też próbować z nim nawiązać jakiś dialog. Z nagrania nie jest do końca jasne, co robił wtedy kierowca tira, ale jego pojazd cały czas tam był, kilka metrów od bmw, musiał wszystko dobrze widzieć. Możliwe, iż podszedł do pozostałej trójki, ale nie było tego widać z ujęcia kamery.

O godz. 4.38 na miejsce przybyły kolejne pojazdy i podróżujące nimi osoby. Niektóre z nich poszły w miejsce zdarzenia. Nie wiadomo, czy któraś z nich rozmawiała jeszcze z Patrykiem, czy był to już czas, kiedy się oddalił.

Z nagrania można wysnuć wniosek, iż świadków, którzy mogą wnieść coś ważnego do tej sprawy, jest co najmniej kilku. Istnieją gigantyczne szanse, iż wszyscy przed lub po przejechaniem przez ten fragment "szesnastki" zostali zarejestrowani przez kamery w Łasinie, bo to ledwie 2 km dalej na tej samej drodze krajowej numer 16. Byli do znalezienia. Być może przez cały czas są.

Tymczasem z odpowiedzi nadesłanych nam przez Komendę Miejską Policji w Grudziądzu wynika, iż "w trakcie czynności na miejscu zdarzenia wytypowano i przesłuchano jednego świadka, który miał bezpośredni kontakt z osobą zaginioną tuż po zdarzeniu".



Współcześnie, kilka kilometrów od Łasina


Inny kolega Patryka: – Wiem, iż rozmawiał pan niedawno z Włodkiem. On nie był z panem do końca szczery. Ale to dlatego, iż myślał, iż pan jest z policji. Nie ufamy policji.

– Pokazałem mu przecież legitymację prasową.

– Ale on wie swoje. Ja mu wytłumaczyłem, iż był pan wcześniej u rodziny i jest pan dziennikarzem. Mówił o panu „krymuch jak nic!”. No bo kto się może interesować zaginionym po takim czasie? Tylko krymuchy. Pan czemu się tym interesuje?

– Bo Patryk się jeszcze nie znalazł – przypominam. – Poza tym od początku uważałem, iż to dziwna sprawa, odkąd o niej usłyszałem. Nie dawała mi spokoju. W czym on nie był ze mną szczery?

– To naprawianie u Włodka wcale nie było takie grzeczne. Moim zdaniem dlatego Patryk chciał potem uciec przed radiowozem. Jego tyle już nie ma, iż musi już być kawa na ławę.

13 marca 2021 r., godziny poranne


Rodzice Patryka próbują zrozumieć, co się stało. Ich syn powinien wjechać do Łasina z przeciwnej strony miasta i jechać do swojej dziewczyny, która mieszka 500 metrów od nich. Jak on się tu znalazł?

Na miejscu nie ma nikogo, kto widziałby wypadek. Tak naprawdę nie ma pewności, czy z synem jest w porządku. Nie można jednak wezwać pogotowia, bo nie ma przecież do kogo.

Matka i ojciec zaginionego z nieoficjalnej rozmowy z jednym z policjantów wiedzą, iż zdaniem kierowcy, który przez chwilę rozmawiał z Patrykiem, nie było czuć od niego alkoholu.

Katarzyna Niklewska wchodzi po skarpie do góry, przedziera się przez błoto i podchodzi do budynku, którego światło rzuca niewielką łunę na pobliskie pole. Przez chwilę nie słyszy ryczących silników na miejscu ani żadnych dywagacji, które zostały na dole.

Doskonale wie, kim jest postać w oknie.

Puka w szybę i pyta:


– Czy tatuś widział Patryka?

***


Ten artykuł jest trzecią częścią czteroodcinkowego cyklu reporterskiego "Tajemnica miasteczka Łasin". Kolejny artykuł z tego cyklu opublikujemy za kilka dni w serwisie NaTemat.pl.

Podczas pracy nad reportażem bliscy Patryka postanowili wyznaczyć nagrodę za pomoc, która realnie przyczyni się do jego odnalezienia, w wysokości 20 tys. zł. Czekają na sygnały pod numerem 503 769 118. Liczą również na zdjęcia lub filmy, na których będzie można go zidentyfikować. Prosimy o udostępnianie wizerunku Patryka oraz konkretne informacje (nie chodzi o spekulacje ani wizje). W razie potrzeby zapewnienia anonimowości można się również skontaktować z autorem materiału [email protected] lub policją.

Patryk Niklewski zaginął w nocy z 12 na 13 marca 2021 r. w okolicach Łasina pod Grudziądzem, miał wówczas 24 lata. Mierzy 180 cm wzrostu, ma wadę wzroku i małą bliznę nad prawym uchem. Jego pasją są elektronika oraz samochody. Mógł zmienić wygląd. jeżeli żyje, może być zarówno w dowolnym zakątku Polski, jak i za granicą.

Idź do oryginalnego materiału