*Szczęście w promocyjnej cenie sylwestrowej*
– Dziękuję, mamo. – Bartek wstał od stołu i przeciągnął się. – Pójdę sobie trochę pojeździć. Nie martw się, będę ostrożny, a i samochodów wieczorem już niewiele.
– Odkąd kupiłeś to auto, to tylko z nim spędzasz czas. A powinieneś już się ożenić. Słusznie mówią, iż dla faceta samochód jest na pierwszym miejscu.
– Mamusiu, nie zaczynaj – Bartek podszedł do niej i objął ją. – Wiesz przecież, jak marzyłem o własnym aucie. Najpierw się najeżdżę, a potem pomyślę o rodzinie. Słowo honoru.
– No dobrze. Prawie trzydziestka na karku, a ty w autka się bawisz. – Mama pogładziła go po głowie. – No to idź już.
Bartek wyszedł z klatki schodowej, podszedł do swojego samochodu i strzepnął puszyste płatki śniegu z przedniej szyby. Prawo jazdy miał od dawna – ojciec pozwalał mu jeździć starym „Polonezem”, dopóki ten się nie rozpadł. Doświadczenie miał. Po prostu jeszcze nie nasycił się uczuciem posiadania własnego auta.
Długo zbierał, potem starannie wybierał model. I teraz każdego wieczora jeździł po mieście, czasem wyjeżdżał na trasę. jeżeli ktoś łapał stopa, Bartek podwoził i nigdy nie brał pieniędzy.
Wszedł za kierownicę, przekręcił kluczyk i z rozkoszą wsłuchał się w pomruk silnika. Potem podgłośnił radio i wolno wyjechał z podwórka.
W świetle reflektorów migotały płatki śniegu uderzające w szybę. Zima w tym roku przyszła nagle i w kilka dni zasypało wszystko białym puchem. Bartek bez celu krążył po ulach. Na jednej z nich zobaczył kobietę z dzieckiem stojącą na poboczu. Ściszył radio, zatrzymał się i opuścił szybę po stronie pasażera.
– Czy podwiózłby nas na ulicę Budowlaną? – Kobieta wsunęła głowę przez okno.
Była młoda i całkiem ładna.
– Wsiadajcie – Bartek skinął na fotel obok.
– A ile to będzie kosztowało? Kawał drogi – zapytała, wciąż pochylona w stronę auta.
– Spokojnie. Od ładnych dziewczyn nie biorę pieniędzy. – Ale widząc, iż cofnęła się z przestrachem, gwałtownie dodał: – Powiedzmy, iż dziesięć złotych? No wsiadajcie, nie jestem wilkołakiem – zaśmiał się.
Młoda kobieta otworzyła tylne drzwi, przepuściła przodem synka, może pięciolatka, i usiadła obok niego. Bartek włączył się do ruchu.
– A ile ten samochód ma koni? – zapytał nagle chłopiec z tyłu.
– Konii? – Bartek uniósł brwi. – Sam nie wiem.
– Jak to nie wiesz?! – mały pasażer nie dawał za wygraną.
– Widzisz, gdy kupowałem auto, wybierałem takie, które mi się podobało i było wygodne. A moc silnika mnie specjalnie nie obchodziła. Ale ty, jak widzę, jesteś ekspertem? – Bartek uśmiechnął się serio.
– Tak – odparł poważnie mały znawca.
– A jak ty masz na imię, mistrzu motoryzacji? – Bartek zaśmiał się.
– Tomek. A ty?
– Ooo, proszę cię! A ja jestem Bartek. Przepraszam, iż nie podam ręki – akurat zmieniał bieg.
– Tomek, daj już spokój panu – upomniała syna kobieta.
– Nie szkodzi. Mały jest sympatyczny. Tomek i sympatyczny – rymuje się. – Bartek spojrzał w lusterko i spotkał wzrok kobiety.
W klatce piersiowej, tam gdzie serce, zrobiło mu się nagle ciepło i radośnie.
Nocne miasto rozświetlały witryny sklepów i latarnie. Przed centrami handlowymi już stały przystrojone choinki, mrugając tysiącem kolorowych lampek. Do Nowego Roku został miesiąc, ale w powietrzu czuć było nadchodzące święta.
– Proszę zatrzymać się tutaj – powiedziała kobieta z tyłu.
– Może podjechać pod sam blok? – Bartek znów spojrzał w lusterko, ale kobieta patrzyła w bok.
Zatrzymał samochód na początku długiego, dziewięciopiętrowego wieżowca.
Kobieta wysiadła i, trzymając drzwi, czekała na syna.
– Tomek, gwałtownie – pogoniła go.
– A ty jutro po mnie przyjdziesz? – zapytał chłopiec płaczliwym głosem.
– OdbiórTak właśnie, w tę wyjątkową sylwestrową noc, los połączył ich drogi, a nowy rok przyniósł im coś znacznie więcej niż tylko przypadkowe spotkanie.