Nowe informacje: Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie przekazał, iż podejrzany ws. śmiertelnego potrącenia 14-latka na warszawskiej Woli twierdzi, iż nie zauważył chłopca. - Słyszał głuche uderzenie, ale nie zinterpretował tego jako potrącenie człowieka - przekazał prok. Piotr Antoni Skiba. Podczas przesłuchania Andrzej K. przekonywał, iż dopiero po pewnym czasie zorientował się, iż "coś się mogło wydarzyć". Po zdarzeniu miał odjechać na pobliską stację benzynową, gdzie zobaczył dużą liczbę policyjnych świateł. - I to zasugerowało, iż mogło dojść do czegoś tragicznego - podkreślił rzecznik prokuratury.
REKLAMA
Uciekł i ukrył auto: - Najprawdopodobniej doszło do uderzenia lusterkiem samochodowym dość wysoko zawieszonym w tego typu pojeździe, które rzeczywiście zostało uszkodzone - mówił prokurator Piotr Skiba. Dodał, iż Andrzej K. po zdarzeniu udał się na obrzeża Warszawy, gdzie ukrył pojazd, którym podróżował, a następnie spożywał "znaczne ilości alkoholu" z członkiem rodziny. W chwili zatrzymania w sobotę późnym wieczorem mężczyzna był nietrzeźwy, miał blisko dwa promile alkoholu w organizmie. - Podejrzany nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się stało, i nie jest w stanie sam w to uwierzyć - przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zobacz wideo Zatrzymanie podejrzanego o śmiertelne potrącenie 14-latka
Andrzej K. miał zakaz prowadzenia pojazdów: Do tragicznego wypadku doszło w piątek po południu na skrzyżowaniu ulic Ordona i Jana Kazimierza, na oznakowanym przejściu dla pieszych. Kierowca busa potrącił tam pochodzącego z Ukrainy 14-latka, nie udzielił mu pomocy i uciekł z miejsca zdarzenia. Chłopiec zmarł w szpitalu. 43-latek przyznał się do zarzucanych mu czynów. Stwierdził równie, iż był świadomy, iż ma zakaz prowadzenia pojazdów. Andrzej K. pracował w firmie kurierskiej jako kierowca i magazynier.
Czytaj także: Tragiczny wypadek w Trzech Króli. Nie żyje 52-letni proboszcz. Na miejscu lądował śmigłowiec LPR.
Źródła: TVN24, IAR