Przypuszczałam, iż zadzwonisz, mamo…

newskey24.com 1 dzień temu

Telefon zadzwonił w trakcie wykładu. Zosia wyjęła go z kieszeni, spojrzała na wyświetlacz i odrzuciła połączenie. Ale telefon odezwał się ponownie.

„Nowak, proszę wyłączyć telefon albo odebrać”, powiedziała z irytacją wykładowczyni.

„Odbiorę. Mogę wyjść?” Zosia spojrzała pytająco w stronę drzwi.

„Wyjdź”, westchnęła kobieta.

„Milena, co się stało? Mam zajęcia”, spytała Zosia, wychodząc na korytarz.

„Zosiu… Twoi rodzice mieli wypadek”, drżącym głosem powiedziała Milena.

„Co?” Zosia zbladła.

„Przyjedź jak najszybciej.”

Zosia wróciła do sali, wrzuciła podręcznik i zeszyty do torby i ruszyła ku wyjściu.

„Nie masz nic do powiedzenia, Nowak?” Głos wykładowczyni dogonił ją przy drzwiach.

„Przepraszam, muszę iść”, Zosia otworzyła drzwi i wyszła.

„Zosia, co się dzieje? Co się stało?” Krzysztof dogonił ją na schodach.

„Nie wiem. Milena dzwoniła, mówiła, iż rodzice mieli wypadek, kazała przyjechać.”

„Żyją? Ja z tobą.”

„Krzysztof, nie musisz…”

„Może będę potrzebny. Daj telefon, zamówię taksówkę.” Zosia dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż cały czas ściska telefon w dłoni.

„Boże, niech tylko żyją”, szepnęła, podając Krzysztofowi komórkę.

W drodze do domu Zosia nerwowo miętosiła pasek torby. Krzysztof położył dłoń na jej dłoniach, uspokajając.

„Proszę, jedź szybciej”, poprosiła taksówkarza. Wydawało jej się, iż jadą straszliwie wolno.

„Nie mogę, wszędzie fotoradary”, spokojnie odpowiedział kierowca.

„Dam pieniądze na mandat, tylko jedź szybciej, proszę”, powiedziała Zosia, ledwo powstrzymując łzy.

„Ech”, westchnął taksówkarz i dodał gazu, wyprzedając inne samochody. „Jak się rozbijemy, to razem.”

Wreszcie dotarli. Krzysztof płacił kierowcy, a Zosia już biegła w stronę bramy.

Milena zobaczyła ich przez okno i wyszła na ganek dużego, piętrowego domu. Łzy płynęły jej po twarzy, ręce przyciskała do piersi.

„Żyją?” Zosia wbiegła na ganek i zatrzymała się przed nią.

„Jan Bogumił zginął na miejscu, a Halina w szpitalu.”

„Dlaczego od razu nie powiedziałaś? W którym szpitalu?”

„W miejskim.”

„Krzysztof, taksówka odjechała?” Zosia odwróciła się do chłopaka.

„Za chwilę.” Krzysztof wyjął telefon. „Jeszcze jesteście? Wróćcie, proszę…”

Zosia już się nie spieszyła. Płakała na tylnym siedzeniu taksówki, wtulona w ramię Krzysztofa.

Do sali, w której leżała matka, nie chcieli jej wpuścić.

„To moja matka! Puśćcie mnie! Chcę ją zobaczyć”, szlochała Zosia, błagając lekarza.

„Jest w ciężkim stanie, nieprzytomna.”

„Chcę ją zobaczyć”, szepnęła Zosia.

„Dobrze. Tylko bez histerii i krzyków”, ostrzegł lekarz i zaprowadził ich na oddział intensywnej terapii.

Potem znowu jechali taksówką, tym razem do domu.

„Mamo… Ona przeżyje, prawda?” pytała Zosia Krzysztofa. „Nie mam już nikogo. Nikogo.”

„A Milena? To twoja krewna?” spytał Krzysztof.

„Gospodyni. Pracuje u nas od lat, stała się jak rodzina. Mówiłam tak, żeby nikt nie wiedział.”

„Dlaczego?”

„Wszystkim w grupie się wydaje, iż jestem bogata. Jak by na mnie patrzyli, gdyby wiedzieli?”

Resztę drogi jechali w milcuPo powrocie do domu Zosia usiadła na ławce w ogrodzie, wpatrując się w gwiazdy, i zrozumiała, iż rodzina to nie tylko krew, ale także ludzie, którzy zostają, gdy świat się wali.

Idź do oryginalnego materiału