

- — Jak to możliwe, iż w centrum europejskiej stolicy w tramwaju leży kobieta i przez godzinę nikt nie jest w stanie jej pomóc, podjąć jakiejś interwencji? To przerażające – ocenia pani Marta
- Przeanalizowaliśmy krok po kroku całą tę sytuację, analizując ją razem ze służbami. Tramwaje Warszawskie przyznają, iż nie wszystko przebiegło tak, jak powinno.
- — Motorniczy nie pozostał obojętny w tej nietypowej sytuacji, zaopiekował się pasażerką na pętli i samodzielnie podjął działania, które w naszej ocenie nie były jednak w pełni adekwatne do zdarzenia — tłumaczy spółka
- Zastrzeżenia są również do dyspozytora numeru 112. — Choć intencją było uniknięcie dublowania interwencji, zgodnie z procedurami operator powinien mimo wszystko przyjąć zgłoszenie i przekazać je do weryfikacji odpowiednim służbom — słyszymy
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Wszystko działo się we wtorek, 25 marca w Warszawie. Pani Marta (nazwisko do wiadomości redakcji) ok. godz. 19.50 na pl. Bankowym wsiadła do tramwaju linii 15, jadącego w kierunku centrum miasta. W pewnym momencie zauważyła, iż w tylnej części pojazdu ktoś leży na podłodze.
„Ludzie się odsuwali, udając, iż nic nie widzą”
— Podeszłam bliżej, żeby sprawdzić, co się dzieje. Kobieta, tak na oko po pięćdziesiątce, leżała na podłodze. Była przytomna, ale nie było z nią kontaktu. Nie miała butów, obok leżała jakaś reklamówka. Od kobiety czuć było alkohol i niezbyt przyjemnych zapach. Na każdym zakręcie rzucało ją na boki i turlała się po tramwaju. Nie jestem lekarzem, więc trudno mi było stwierdzić, czy coś jej się stało, czy jest po prostu pod wpływem alkoholu. Nie było widać krwi ani żadnych ran, ale nie wiedziałam, czy na przykład nie uderzyła się w głowę – opowiada w rozmowie z Onetem pani Marta.
Chciała jej pomóc, ale nie wiedziała, w jaki sposób. – Najpierw myślałem, żeby może posadzić ją na fotelu. Ale sama bym nie dała rady. Szukałam więc kogoś z innych pasażerów, którzy mogliby mi pomóc. Ale ludzie się odsuwali, udając, iż nic nie widzą. Niektórzy się śmiali. Jakaś starsza pani stwierdziła, iż to skandal. Inna mówiła, iż nie chce robić sobie problemu, bo kobieta się zadławi i będzie na nas. Byłam zawiedziona i zdegustowana postawą innych pasażerów. Po chwili pomyślałam, iż może lepiej zostawić tę kobietę na podłodze, bo z fotela może spaść i zrobić sobie większą krzywdę – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Postanowiła zgłosić sprawę motorniczemu. – Kiedy zapukałam w szybę kabiny i powiedziałam, iż z tyłu leży kobieta, ten stwierdził, iż wie o tym i iż już zgłosił sprawę odpowiednim służbom… 40 minut temu. Aż mnie zatkało. Przecież przez ten czas to ona mogłaby umrzeć, gdyby coś złego się z nią działo. Przyznam, iż motorniczy był naprawdę przejęty, nie lekceważył sprawy. Najwidoczniej zlekceważyły to jednak służby, skoro przez tyle czasu nic się nie zadziało – zastanawia się pani Marta.
Pasażerka postanowiła więc zadzwonić na numer alarmowy 112. Udało jej się skontaktować z dyspozytorem. — Szczegółowo opisałam sprawę, powiedziałam, gdzie dokładnie jestem, podałam numer linii i numer boczny tramwaju. Kiedy jednak dyspozytor usłyszał, iż motorniczy powiedział mi, iż już sprawę przekazał służbom, nie chciał przyjąć ode mnie zgłoszenia. Tłumaczył, iż nie będzie dublował interwencji. Nie przemawiały do niego argumenty, iż od prawie godziny nikt jej nie podjął – opisuje nasza rozmówczyni.
Po ok. 10 minutach jazdy, na pl. Konstytucji, pani Marta musiała wysiąść z tramwaju. – Czułam, iż cała ta sytuacja nie przebiegła tak, jak powinna. Jak to możliwe, iż w centrum europejskiej stolicy w tramwaju leży kobieta i przez godzinę nikt nie jest w stanie jej pomóc, podjąć jakiejś interwencji? To przerażające. Zwłaszcza iż nie wiadomo, co się z nią dzieje, czy nie stało się jej coś złego – jeszcze raz podkreślam, iż nie jestem lekarzem, więc nie czułam się na siłach, by sprawdzać jej stan zdrowia. Tyle się mówi o znieczulicy społecznej, a jak przychodzi co do czego, to choćby służby nie są w stanie stanąć na wysokości zadania. Niestety nie wiem, jak się ta sytuacja skończyła. Mam nadzieję, iż z tą kobietą wszystko w porządku – mówi pani Marta.
Interwencja straży miejskiej dopiero po godzinie
Postanowiliśmy to sprawdzić. Zaczęliśmy od Tramwajów Warszawskich. Spółka potwierdza, iż w tej sytuacji nie wszystko przebiegło tak, jak powinno.
— Przy dojeździe do pętli Marymont-Potok motorniczy linii 15 zauważył dziwnie zachowująca się pasażerkę. Po nawiązaniu z nią kontaktu stwierdził, iż znajdowała się pod znacznym wpływem alkoholu, ale nie występowała sytuacja zagrożenia życia. Natomiast w ocenie motorniczego wskazane było przekazanie pasażerki pod opiekę straży miejskiej. W związku z tym ok. godz. 19.20 motorniczy skontaktował się telefonicznie bezpośrednio ze strażą miejską, która miała podjąć interwencję na pętli – tłumaczy Witold Urbanowicz, rzecznik Tramwajów Warszawskich.
— Wezwany patrol straży miejskiej nie dotarł jednak na kraniec przed planowym odjazdem tramwaju o godz. 19.31. W tej sytuacji motorniczy rozpoczął kolejny kurs, pozostając w stałym kontakcie ze strażą miejską i uzgadniając miejsce przyjazdu patrolu na wyznaczonej trasie kursowania linii 15. Ostatecznie straż miejska podjęła interwencję na pl. Narutowicza – dodaje.
Z rozkładu jazdy wynika, iż tramwaj linii 15 z pl. Bankowego jedzie na pl. Narutowicza 21 minut. Kiedy dodamy wspomniane 40 minut, jakie minęło od zgłoszenia motorniczego, o czym poinformował panią Martę, wychodzi na to, iż rzeczywiście interwencja służb nastąpiła dopiero po około godzinie.
— Do Centrali Ruchu Tramwajów Warszawskich informacja wpłynęła podczas przejazdu tramwaju linii 15 przez rejon Śródmieścia. Dyspozytor Centrali Ruchu włączył się w tok interwencji zgłoszonej straży miejskiej przez motorniczego i pasażerka w stanie niezagrażającym jej życiu została wyprowadzona z tramwaju i przekazana załodze straży miejskiej na pl. Narutowicza – podkreśla rzecznik.
Tramwaje Warszawskie: działania motorniczego nie w pełni adekwatne do zdarzenia
Pytamy, czy motorniczy i dyspozytor numeru 112 zachowali się prawidłowo. Chcieliśmy się również dowiedzieć, jak szefostwo Tramwajów Warszawskich ocenia całą tę sytuację i czy wszystkie procedury zostały zachowane oraz czy będą wyciągane jakieś konsekwencje.
— Motorniczy tramwaju linii 15 nie pozostał obojętny w tej nietypowej sytuacji, zaopiekował się pasażerką na pętli i samodzielnie podjął działania, które w naszej ocenie nie były jednak w pełni adekwatne do zdarzenia. Nasz motorniczy powinien, zgodnie z wewnętrznymi procedurami, skontaktować się z Centralą Ruchu. Wtedy tramwaj pozostałby na pętli do czasu przyjazdu służb. Niewątpliwie wykorzystamy ten przypadek, by na cyklicznych szkoleniach przypomnieć motorniczym o zasadach postępowania w podobnych sytuacjach – zapewnia Witold Urbanowicz.
— Nadmieniam, iż nie mamy wpływu na czas i sposób realizowania interwencji zgłaszanych za pośrednictwem numeru alarmowego 112 — dodaje rzecznik Tramwajów Warszawskich.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Nie uwierzysz. Ta ruina straszy w centrum Warszawy. „Jak znajdą tu zwłoki, to może coś z tym zrobią”
O zachowanie dyspozytora 112 i inne szczegóły tej sprawy zapytaliśmy również stołeczny ratusz, pod który podlega straż miejska.
— Nie mamy informacji na temat tego zgłoszenia, ponieważ zostało obsłużone przez Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Olsztynie — adekwatne do ustosunkowania się do obsługi tego zgłoszenia przez ich operatora. Tak działa nr 112 – jest odbierany przez wolną w danej chwili linię – tłumaczy Monika Beuth, rzeczniczka Urzędu m.st. Warszawy.
— Z informacji uzyskanych w straży miejskiej: zgłoszenie, dotyczące osoby nietrzeźwej w tramwaju linii 15, wpłynęło do straży miejskiej 25 marca o godzinie 19.30. W związku z tym do interwencji został zadysponowany patrol, który od godziny 19:47 oczekiwał na placu Narutowicza na przyjazd tramwaju. Osoba znajdująca się w stanie nietrzeźwości nie potrzebowała pomocy medycznej, została podjęta przez strażników w chwili przyjazdu tramwaju tuż po godzinie 20, a następnie przewieziona do Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych – relacjonuje Monika Beuth.
CPR: operator powinien przyjąć zgłoszenie i przekazać je do weryfikacji
Skontaktowaliśmy się więc również ze służbami wojewody warmińsko-mazurskiego, pod którego podlega Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Olsztynie. Zapytaliśmy m.in. dlaczego dyspozytor numeru 112 odmówił przyjęcia zgłoszenia i czy postąpił prawidłowo.
— Operator numeru alarmowego, uzyskawszy informację, iż zdarzenie zostało już zgłoszone przez motorniczego, nie przyjął ponownie zgłoszenia i zalecił kontakt z prowadzącym pojazd. Choć intencją było uniknięcie dublowania interwencji, zgodnie z procedurami operator powinien mimo wszystko przyjąć zgłoszenie i przekazać je do weryfikacji odpowiednim służbom – przyznaje Szymon Tarasewicz, rzecznik wojewody warmińsko-mazurskiego.
Pytamy, czy operator 112 w jakiś sposób potwierdził, iż takie zgłoszenie przyjęły jakieś służby oraz czy Tramwaje Warszawskie mają jakąś umowę z Centrum Powiadamiania Ratunkowego i czy przekazują sobie wzajemnie informacje o takich sytuacjach.
— W tym przypadku operator nie miał możliwości potwierdzenia, czy inne służby zostały już zaalarmowane. Informujemy, iż Tramwaje Warszawskie nie posiadają bezpośredniej umowy z Centrum Powiadamiania Ratunkowego – zgłoszenia od tej instytucji, jak i od każdego innego zgłaszającego, są jednak traktowane z taką samą uwagą i według jednolitych procedur – odpowiada rzecznik wojewody warmińsko-mazurskiego.
„Z operatorem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą”
— Warto dodać, iż operator CPR nie miał technicznej możliwości potwierdzenia, czy i kiedy dokładnie wcześniejsze zgłoszenie zostało przyjęte — jeżeli informacja została przekazana poza systemem numeru 112, np. bezpośrednio do służb miejskich lub dyspozytora przewoźnika. Taka sytuacja, choć sporadyczna, pokazuje potrzebę zachowania zasady ograniczonego zaufania – i przyjmowania zgłoszenia mimo wcześniejszej informacji o rzekomym zawiadomieniu służb. Z operatorem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą w zakresie obowiązujących procedur. Cała sytuacja stała się również impulsem do rozmów w zespole i podjęcia działań doskonalących – tłumaczy Szymon Tarasewicz.
Zapytaliśmy również, czy pani Marta, która powiadomiła nas o całej sprawie, w zaistniałej sytuacji zachowała się prawidłowo i czy dobrze zrobiła, iż zadzwoniła na numer 112. — Zdecydowanie tak. W sytuacjach potencjalnie zagrażających zdrowiu lub życiu zawsze warto powiadomić numer alarmowy 112. Zgłoszenie dokonane przez czytelniczkę świadczy o godnej uznania postawie obywatelskiej. Tego typu reakcje są niezwykle istotne dla skutecznego działania służb ratunkowych – podkreśla rzecznik wojewody warmińsko-mazurskiego.
— Działające pod nadzorem wojewody Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Olsztynie nieustannie pracuje nad podnoszeniem jakości obsługi zgłoszeń. Każda zgłoszona sytuacja, choćby incydentalna, jest dla nas okazją do analizy i doskonalenia procedur – podsumowuje Szymon Tarasewicz.