Niedługo kończy się nam ten rok, a więc mamy pewne dwie rzeczy. Pierwsza jest taka, iż już za chwilę zasiądziemy do stołów pełnych potraw oraz, a jakże, wody niegazowanej i soku pomarańczowego. Druga, to taka, iż zakończę go swoim tekstem. Tak to bowiem z tym naszym rokiem jest. Coś się udaje, a coś nie. Coś się zmienia, a coś jest stałe. Czy, jak w moim wypadku, czasem się chce, a czasem nie.
Mógłbym oczywiście w tym momencie wyliczać najważniejsze wydarzenia na wyspie i zasypać Was tabelkami i wyliczeniami. Jednak od tego są ludzie wytrwalsi, biegli w tabelkach, czy po prostu mądrzejsi. Ja jestem od tego, by dać coś od siebie, czy — jak to mówią często piłkarze po przegranych meczach, bądź gdy im nie idzie i muszą coś o sobie powiedzieć — z wątroby.
Jako Polonia to ten rok możemy zaliczyć do generalnie udanych. Masa naszych rodaków przyjechała na Cypr, bo co nieco u nas zobaczyć. Trochę ich poznałem, część zauważyłem na ulicy. Kiedyś, stwierdziłbym, iż to taka drobna anomalia. Jednak koniec końców, miły akcent, iż słyszysz swój własny język na ulicy. Nieważne, czy jakiś poetycki, czy łacina podwórkowa (chociaż moglibyście wtedy, chociaż być trochę ciszej). Kawałek Polski tysiące kilometrów od jej granic. Jednakowoż są też i tacy, których wspominam gorzej. Osoby, które wręcz są oburzone, bo obsługa nie mówi po polsku (tak, bo Polski to język światowy). Ludzie, którzy na wycieczkach potrafili drzeć mordę, bądź pijani przeszkadzać w występach (kolego sympatyczny, gdy to czytasz, to wiesz, iż o Tobie piszę) i mój osobisty faworyt, czyli facet, który na grupie na FB dziwił się, iż Polak Polakowi nie załatwi usługi za darmo, ze względu na pochodzenie. Jak bowiem wiadomo, Pan Giorgios w księgowości EAC nie przyjmuje pieniędzy a uśmiechy i bombonierki „Solidarności”. Napisałbym więcej o takich wyjątkach (podkreślam wyjątkach!), ale nie chcę naczelnemu robić dodatkowej roboty z cenzurowaniem, a i po co ma się przed końcem roku denerwować?
Z drugiej strony jesteśmy my. Ci, którzy tu mieszkamy. Nie mamy lekko, bo kto płaci czynsz za wynajem, bądź rachunki za prąd, ten wie. A gdy jeszcze się komuś samochód zepsuje, to już w ogóle kaplica. Jednak możemy czuć się w tym wszystkim dumni, bo dajemy radę. Wiele osób narzeka, iż za drogo, za gorąco, iż po co to komu, jak morze to też u nas jest, a tutejsze góry to popierdółka, a nie góry i iż generalnie Krupówki lepsze. Mimo wszystko jednak trzymamy się dobrze. Czasem może ciężej, ale też dobrze. No i rzecz jasna osobno, bo grupki są tutaj zawsze. Nie będę bawił się w godzenie, bowiem na pewno pod tym tekstem zaraz się ktoś poczuje urażony. Jednak radzę tylko, tu się zwracam do turystów, byście uważnie wybierali ludzi do organizacji wycieczek, czy transportu. Są bowiem ludzie sprawdzeni, którzy naprawdę Wam umilą czas (bo to ich praca), bądź go wam ułatwią. Są też jednak, jak to wszędzie, czarne owce, czyli krętacze, oszuści, naciągacze, którzy za prostą rzecz zażądają cen jak za zboże, a koniec końców z Cypru to jedyne co widzieli to plażę w Pafos, jakiś tam klasztor, którego nazwy nie znają, i Alphamegę z kasami samoobsługowymi — i to w porywach. Dlatego namyślcie się, albo zapytajcie któregoś z nas. Jak nas spotkacie.