Podczas jazdy samochodem mój pies wpatrywał się we mnie i głośno szczekał, aż w końcu zrozumiałem, iż patrzy na coś zupełnie innego… i przerażającego

newskey24.com 4 dni temu

Pewnego poranka wyruszyłem samochodem, zupełnie zwyczajnie. Sprawdziłem lusterka, odpaliłem silnik i rzuciłem okiem na moją złocistą piękność na fotelu pasażera. Lusia, moja suczka, uwielbiała jazdę autem zwykle siedziała cicho, patrzyła przez okno albo kładła łeb na moich kolanach. Wzór posłuszeństwa, zero problemów.

No to jedziemy, Lusia, załatwić parę spraw? uśmiechnąłem się, ruszając.

Odpowiedziała merdnięciem ogona, ale zamiast odwrócić się do okna, wpatrywała się we mnie uporczywie.

Po pięciu minutach jej wzrok stał się tak intensywny, iż aż dziwny. Siedziała z lekko przechyloną głową, patrząc mi prosto w oczy, jakby próbowała coś przekazać.

Hej, o co chodzi? zaśmiałem się nerwowo. Zapomniałem światła włączyć czy co?

Odwzajemniła się szczeknięciem. Nie tym zwykłym hau, ale głośnym, natarczywym, jakby prowadziła ze mną kłótnię.

Cicho, Lusia syknąłem, zerkiem sprawdzając drogę. Co cię ugryzło?

Ale nie dała za wygraną. Szczekała coraz głośniej, coraz częściej, aż zaczęło mnie to irytować. zwykle w samochodzie zachowywała się jak anioł, a teraz jakby dostała małpiego rozumu.

Głodna jesteś? próbowałem zgadnąć. A może się nudzisz?

Lusia zignorowała moje pytania. Tylko pochyliła się do przodu, nie odrywając ode mnie wzroku. I było w tym spojrzeniu coś, co sprawiło, iż zrobiło mi się nieswojo.

Słuchaj, zaczynasz mnie straszyć mruknąłem, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą głaszcząc ją po głowie.

Wtedy zrozumiałem. Jej oczy wcale nie były skierowane na mnie Patrzyła na coś innego. I coś bardzo niepokojącego. Gwałtownie zahamowałem i zobaczyłem to

Ostrożnie wróciłem dłonią na kierownicę, ale niepokój nie ustępował. Lusia wciąż siedziała nieruchomo, raz wpatrując się we mnie, raz rzucając wzrokiem w dół, w okolice pedałów.

Co, tam coś jest? mimowolnie spojrzałem pod nogi, choć kilka widziałem.

Zaszczekała głośno, potem spojrzała na drogę przed nami, jakby pilnowała, żebym wreszcie coś zrobił. Nigdy nie była aż tak natrętna.

Dobra, dobra mruknąłem i zjechałem na pobocze.

Po zatrzymaniu otworzyłem maskę, ale na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Wtedy zajrzałem pod auto. I tam, pod kołem, na asfalt sączyła się mętna ciecz.

Płyn hamulcowy westchnąłem.

Przyklęknąłem, dotknąłem palcem zapach potwierdził moje obawy. Jeden z przewodów był naderwany, a płyn wyciekał prosto na drogę. Przeszedł mnie dreszcz na myśl, co by było, gdybym jechał dalej, zwłaszcza autostradą

Podniosłem wzrok na Lusię. Siedziała na fotelu, wychylona w moją stronę, i obserwowała mnie uważnie, ale już spokojnie.

No cóż, dziewczyno, dziś jesteś moim aniołem stróżem powiedziałem, głaszcząc ją po łbie.

I dopiero wtedy dotarło do mnie, iż ten dziwny szczek i wpatrywanie się wcale nie były kaprysem Po prostu ratowała nam życie.

Idź do oryginalnego materiału