Znam pewną kobietę, Jadwigę, która niedawno skończyła 70 lat. Dopadł ją udar i trafiła do szpitala w jednej z dzielnic Poznania. Dokładnej przyczyny nie znam – może wiek, może niezdrowy tryb życia: niewłaściwe odżywianie, brak spacerów na świeżym powietrzu, a może i jedno, i drugie.
Jej syn, Krzysztof, od kilku lat mieszka w innym mieście, w Krakowie, tysiąc kilometrów od Poznania. Ma swoją rodzinę – żonę i dwoje dzieci. Gdy Jadwiga znalazła się w szpitalu, sąsiedzi wezwali pogotowie. Dalsi krewni dowiedzieli się o zdarzeniu i teraz ją odwiedzają, przynosząc leki i słowa otuchy. Jadwiga powoli wraca do zdrowia, ale na razie nie może opuścić łóżka.
Krzysztof zadzwonił tylko raz. Przesłał pieniądze na leki – i na tym skończyła się jego pomoc. Nie przyjechał, nie spytał, jak się czuje matka. Ma przecież, jak twierdzi, własne sprawy, które wymagają natychmiastowego załatwienia. Nie obchodzi go, co dzieje się z matką. „Co ja mogę pomóc, jeżeli przyjadę?” – powiedział komuś z rodziny. Jego zdaniem pieniądze to wszystko, czego od niego oczekują.
Dalsi krewni, przeciwnie, codziennie przychodzą do szpitala. Kupują potrzebne lekarstwa, wypytują Jadwigę o samopoczucie, dopytują lekarzy o szczegóły, by zrozumieć, jak się sprawy mają. Ich troska to jedyne, co podtrzymuje tę kobietę w tych trudnych chwilach.
I zadaję sobie pytanie: co my, matki, robimy nie tak, skoro nasze dzieci tak się do nas odnoszą? Jestem pewna, iż stosunek dzieci do rodziców to odbicie tego, jak je wychowaliśmy. Patrzą na nas, chłoną nasze słowa, czyny, wartości. jeżeli byliśmy zimni czy niesprawiedliwi, nie dziwmy się, iż w odpowiedzi dostajemy obojętność.
Wierzę głęboko: nie ma złych dzieci czy wnuków, są tylko rodzice, którzy nie potrafili dać dobrego przykładu. Chcesz być dobrym rodzicem – pokazuj to swoimi czynami. jeżeli dziecko widziało, jak matka opiekuje się swoją własną matką, przyswoi tę lekcję. Ale w przypadku Jadwigi było inaczej. Krzysztof nie widział, by jego matka utrzymywała kontakt ze swoją matką w ostatnich latach jej życia. Jadwiga odwróciła się od własnej rodzicielki, a teraz jej syn powtarza tę samą drogę.
Życie to jak bumerang: wszystko, co czynimy, wraca do nas. I, jak na ironię, jest w tym pewna sprawiedliwość. Jadwiga, leżąc na szpitalnym łóżku, otoczona obcymi, a nie własnym synem, zbiera teraz owoce swojej przeszłości. To gorzkie, ale może dla niej i dla nas wszystkich jest to szansa, by się zastanowić.