Pieniądze dają wolność. Sprawa Sebastiana M.

angora24.pl 1 miesiąc temu

Umieszczone zakładki nie działają, można tylko napisać maila i dowiedzieć się, iż organizacja ma siedzibę we wsi Bramki tuż pod Warszawą. – Działamy od 2018 r. i zajmujemy się ochroną praw skazanych i oskarżonych w sytuacjach, gdy ich prawa są łamane – uchyla rąbka tajemnicy prezes Grażyna Boniecka. – Jakiś czas temu odezwała się do nas żona Sebastiana M., która padłą ofiarą internetowego hejtu. Po zbadaniu sprawy zdecydowaliśmy się jej, ale też rodzicom Sebastiana M. pomóc.

Mieli go i uciekł

33-letni dziś Sebastian M. to kierowca sportowego bmw M8, który 16 września ubiegłego roku, pędząc autostradą A1 w okolicach Piotrkowa, uderzył w tył kii, którą wracała z urlopu nad morzem trzyosobowa rodzina z Myszkowa (woj. śląskie). Siła uderzenia była tak wielka, iż kia uderzyła w barierki i od razu stanęła w ogniu. Martyna, Patryk i ich pięcioletni syn Oliwier spłonęli. Choć na miejscu wypadku pojawili się świadkowie, którzy twierdzili, iż bmw wyprzedzało ich wcześniej i już wtedy pędziło jak szalone (mieli nagrania z rejestratorów), policjanci puścili Sebastiana M. wolno, bo powiedział, iż to kia zajechała mu drogę.

Wieść o szokujących okolicznościach wypadku rozeszła się błyskawicznie, a dwa dni później do sieci trafił film nagrany z auta, które w momencie wypadku jechało tuż obok. Nagranie nie pozostawiało żadnych wątpliwości, kto spowodował zderzenie. Internauci rozpoczęli śledztwo kontynuowane przez media: na podstawie znalezionych w sieci zdjęć i filmów ustalili, iż kierowca bmw jest przedsiębiorcą i pochodzi z niezwykle bogatej łódzkiej rodziny, a jego auto, warte około miliona złotych, było niedługo przed wypadkiem dodatkowo wzmacniane w profesjonalnym warsztacie. Jeden z filmików, gdzie pędzące bmw mijało kolejne słupki metryczne, pozwalał na obliczenie prędkości – internauci obliczyli, iż kierowca pędził ponad 300 (!) km/godz. Wydawało się, iż dowodów na winę Sebastiana M. jest aż nadto, a jego status majątkowy – co podkreślali internauci – kazał działać szybko, bo mężczyzna mógł uciec. Tymczasem nic się nie działo, a prokuratura twierdziła, iż opublikowany film z momentu wypadku dowodem być nie może, bo śledczym „nie udało się dotrzeć do autora nagrania”.

Idź do oryginalnego materiału