Mój dawny kolega z „Przeglądu Sportowego”, były senator Tomasz Jagodziński przysłał mi nagranie poważnego wypadku drogowego w Warszawie. Kierująca samochodem pięćdziesięciolatka uderzyła w jego córkę, idącą z małym dzieckiem w wózku przez przejście dla pieszych. Córka zdążyła instynktownie popchnąć wózek do przodu, ratując dziecko, sama jednak została uderzona przez auto bardzo mocno i doznała mnóstwa skomplikowanych złamań, czego skutkiem jest zmuszenie jej do wielotygodniowego leżenia w szpitalu na wznak, bez możliwości ruchu. Film z tego dramatycznego zdarzenia obejrzałem z przerażeniem. Z jednej strony, nie po raz pierwszy przyszło mi na myśl, iż zawsze bezpieczniej jest ciągnąć wózek z dzieckiem na zebrze za sobą, żeby ewentualnie cofnąć się przed nadjeżdżającym autem, z drugiej zaś – uświadomiłem sobie, iż Warszawa stała się miastem wyjątkowo niebezpiecznym dla pieszych. Choćby dlatego, iż pośród stolic europejskich właśnie w naszej przypada najwięcej samochodów na głowę mieszkańca. Zatem masa ludzka zawsze bardziej ucierpi w zderzeniu z masą pojazdów.