– Najpierw nie zadziałało państwo i mojego męża potrącił człowiek, który już raz zabił człowieka, a teraz zderzam się z rzeczywistością, iż państwo nie potrafi zapewnić mu opieki – mówi Agnieszka Rostkowska. Kobieta próbuje znaleźć klinikę rehabilitacyjną, która przyjmie jej męża.
W październiku media obiegła wiadomość, iż 31-letni Tomasz U. na warszawskim rondzie Tybetu potrącił 48-letniego mężczyznę. Poszkodowany trafił do szpitala w ciężkim stanie. Kierowca zbiegł z miejsca wypadku, ale po kilku godzinach został zatrzymany przez policję.
– Został zidentyfikowany, odnaleziony, zatrzymany, wskazał miejsce, w którym ukrył pojazd. Ustaliliśmy, iż czynił przygotowania do ucieczki z kraju. W chwili zatrzymania był on pod wpływem amfetaminy – informował Piotr Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
O wypadku zrobiło się wyjątkowo głośno, bo Tomasz U. cztery lata temu, kierując miejskim autobusem, spowodował tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie. Prowadzony przez niego pojazd przebił bariery i spadł z wiaduktu.
Potrącił i uciekł. Sprawcą kierowca autobusu, który spadł w mostu w Warszawie
– Śmierć poniosła jedna osoba, natomiast 18 innych doznało uszkodzenia ciała. Jak ustalił sąd, do zdarzenia doszło, bo kierowca autobusu był pod wpływem amfetaminy. Wymierzono oskarżonemu karę 7 lat więzienia – przypomina Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Tomasz U. został jednak wypuszczony na wolność. Jak to możliwe?
– To była osoba niekarana, osoba bardzo młoda, jedyny żywiciel rodziny, ojciec małych dzieci, który wyraził skruchę, który przyznawał się do czynu – tłumaczy Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
ZOBACZ: „Interwencja”: Trafili z mieszkań do „kołchozu”. Ponieważ kolej buduje tunel
To fragment rozmowy reportera programu „Państwo w Państwie” z byłym kierowcą autobusu:
Tomasz U.: Nieważne na ile lat mi odbiorą prawo jazdy, ja już więcej za kierownicę nie wsiądę. Nie wiem, na ile pójdę siedzieć. Nie wiem, kiedy to wszystko ruszy. Nie wiem nic.
Dziennikarz: A na ile powinien pan iść siedzieć, pana zdaniem?
Tomasz U.: Wie pan co… Dożywocie niech będzie. Pytanie tylko: co da człowiekowi więzienie? Bo ja już do końca życia nie uporam się z tym, co mam w głowie.
Dzisiaj już wiadomo, iż mężczyzna ponownie wsiadł za kierownicę i potrącił na pasach mężczyznę. Co na to sąd?
– Żaden sąd nie jest w stanie zagwarantować, iż osoba, którą ukarze choćby najsurowszym wyrokiem i która tę karę odbędzie, nie wyjdzie z aresztu i nie będzie ponownie popełniała przestępstw – mówi Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Tomasz U. w areszcie. Dramat potrąconego mężczyzny
Po drugim wypadku Tomasz U. wrócił do aresztu. Wyrok w sprawie katastrofy autobusu w Warszawie przez cały czas nie jest prawomocny.
Teraz w Interwencji pokazujemy historię Krzysztofa Rostkowskiego, czyli mężczyzny potrąconego przez Tomasza U. i jego rodziny.
– Mąż całe życie pracował w Niemczech, żebyśmy się pobudowali, żebyśmy mieli swój własny kąt, żeby dzieci zawsze mogły wrócić do tego domu. Całe życie poświęcił dla nas. Od czterech lat jest tutaj i nagle ktoś znowu nam zabiera to wszystko. W końcu żyliśmy jak normalna rodzina, wszyscy razem. Tak się cieszył, iż się córka dostała na uniwersytet, bardzo się cieszył i pocieszył się tylko dziewięć dni – opowiada Agnieszka Rostkowska, żona pana Krzysztofa.
Wszystko zmieniło się wczesnym rankiem 9 października 2024 roku. To wtedy doszło do wypadku.
– Mąż wyszedł do pracy i nie wrócił po prostu. To jest dzień, kiedy świat nam się zawalił. W tej chwili jest w stanie takim, iż mnie nie poznaje, patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby spoglądał za mnie – tłumaczy Agnieszka Rostkowska.
– Jeżdżę do niego, staram się do niego też mówić, co tam u mnie. Staram się być jak najlepszej myśli. Po prostu teraz muszę pomóc mamie, jak taty nie ma. I wiem, iż tata nie chce, żebym się tak bardzo załamała. Jest to ciężkie, ale staram się, jak mogę – mówi Kinga Rostkowska.
ZOBACZ: „Interwencja”. W kilka miesięcy miał kupić 27 aut. Nie ma pojęcia, o co chodzi
– Lekarze zrobili wszystko, żeby uratować mu życie, a teraz zderzam się z rzeczywistością, iż nie mam męża… Co z nim zrobić? Żaden ośrodek rehabilitacyjny nie jest w stanie przyjąć go, bo nie ma miejsc. Obdzwoniłam całą Polskę, wszystkie kliniki typu Budzik. Maj, czerwiec to są najbliższe terminy, ale pozostało kolejka ludzi oczekujących – mówi Agnieszka Rostkowska.
– Koszt takiej rehabilitacji w prywatnej klinice to jest około 30 tysięcy miesięcznie. Jestem zwykłym człowiekiem, normalnym. Nie stać mnie na to. Jadąc do męża codziennie patrzę na niego i mówię: znowu nic nie załatwiłam, ja cię przepraszam, ale nic mi się nie udaje, nie mogę przebić tego naszego systemu. Staram się z całych sił, próbuję, żeby on miał szansę. Ja się nie poddam, będę o niego walczyć, dokąd mam siłę i jeszcze dłużej – zapowiada pani Agnieszka.
Jest szansa na przełom
Rodzina założyła zbiórkę internetową – na razie udało się uzbierać kwotę na miesięczny pobyt pana Krzysztofa w prywatnej klinice. Jedziemy do warszawskiej kliniki Budzik.
– Ja liczę na to, iż on jest w stanie minimalnej świadomości, on otwiera oczy, on się porusza, ale to czy ma świadomość, to musimy sprawdzić. Bardzo bym chciał, żeby było tak, iż temu pacjentowi będziemy w stanie pomóc – mówi dr Łukasz Grabarczyk z kliniki.
Dziennikarz: Kiedy jest realna szansa, iż państwo mogliby przyjąć tego pacjenta?
Dr Grabarczyk: To nie jest kolejka kilkuset osób, tylko kilkudziesięciu. Ten pacjent, akurat tak się złożyło, w tej kolejce jest jednym z pierwszych.
Dobre informacje przekazujemy żonie pana Krzysztofa:
Dziennikarz: Wracamy z kliniki Budzik. Tam dowiedzieliśmy się, iż pani mąż jest drugi w kolejce oczekujących i iż jest bardzo duża szansa, iż gwałtownie zostanie przyjęty w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia.
Pani Agnieszka: Bardzo się cieszę. Boże, dziękuję…
Dziennikarz: Idzie pani teraz odwiedzić męża?
Pani Agnieszka: Tak. Właśnie przyjechałam, mąż ma zapalenie płuc, musi zostać w szpitalu, a tu taka wiadomość!
red / „Interwencja”