W piątek około godziny 12.45 na ulicy Północnej w Gnieźnie doszło do zdarzenia, które wstrząsnęło rodzicami 10-letniego chłopca i obnażyło niedoskonałości obowiązujących przepisów prawa. Uczeń jednej z pobliskich szkół wracał jak każdego dnia do domu, pokonując tę samą, dobrze znaną trasę przez osiedle domów jednorodzinnych. Rodzice od lat uczulali go, iż świat bywa nieprzewidywalny, a ostrożność jest kluczowa. Dziś ta ostrożność prawdopodobnie uratowała go przed tragedią.
Chłopiec zauważył, iż za nim podąża około 60-letni mężczyzna. Kierując się intuicją, a może instynktem samozachowawczym, zatrzymał się i przepuścił nieznajomego przed siebie, by mieć go stale na oku. W pewnym momencie szedł przez chwilę z telefonem w dłoni. Gdy ponownie podniósł wzrok, mężczyzna zniknął z pola widzenia.
Po chwili stało się coś, czego 10-latek nie mógł się spodziewać. Mężczyzna nagle wyskoczył z zarośli, chwycił dziecko za szyję i rękę, próbując wciągnąć je na teren pobliskich ogródków działkowych. Całą sytuację przerwał przypadkowy zbieg okoliczności – z naprzeciwka nadchodziła kobieta prowadząca wózek dziecięcy. Napastnik, najwyraźniej zaskoczony jej obecnością, poluźnił chwyt, co pozwoliło chłopcu wyrwać się i uciec.
Gdy tylko znalazł się w bezpiecznej odległości, włączył nagrywanie w telefonie. Kamera uchwyciła uciekającego mężczyznę, którego po charakterystycznym chodzie i ubiorze łatwo było zidentyfikować.
Na miejsce gwałtownie przybyli ojciec chłopca oraz policyjny patrol. Dzięki natychmiastowej współpracy z prezesem Rodzinnych Ogrodów Działkowych, który udostępnił nagrania z monitoringu wejścia na teren działek, agresora udało się namierzyć w krótkim czasie – właśnie na terenie ROD.
Podczas czynności prowadzonych przez policjantów mężczyzna przyznał, iż chwycił dziecko. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego to zrobił ani jakie były jego faktyczne intencje. I tu zaczyna się najbardziej zaskakujący fragment tej historii: mimo przyznania się do naruszenia nietykalności cielesnej nieletniego, mężczyzna został… wypuszczony. Dlaczego? Ponieważ chłopiec nie odniósł obrażeń fizycznych. Prawo – choć mówi wiele o ochronie dzieci i psychicznych konsekwencjach przemocy – w praktyce okazało się zupełnie bezradne wobec sytuacji, w której zagrożenie było poważne, ale do samej fizycznej krzywdy jeszcze nie doszło.
Rodzice 10-latka złożyli zawiadomienie o naruszeniu nietykalności cielesnej. Teraz to od dalszych czynności policji i prokuratury zależy, czy sprawa zostanie potraktowana z należytą wagą.
Gnieźnianie pytają: czy naprawdę musi dojść do tragedii, aby dopiero wtedy agresor naruszający bezpieczeństwo dziecka mógł zostać skutecznie powstrzymany?








