Napaść na naukowca: Prof. Jan Malicki wciąż dochodzi do siebie. Przypomina sobie już moment ataku, do którego doszło 19 grudnia w parku przy Kampusie Głównym UW. Podeszło do niego dwóch mężczyzn w mundurach, które uznał za mundury policyjne. Jeden z nich zapytał go, jak się nazywa. - Dalej już nic nie pamiętam. Odzyskałem przytomność na noszach karetki pogotowia o godz. 22:41. Przez 20 minut leżałem na chodniku. W tym miejscu była wielka kałuża krwi - powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Naukowiec zaznaczył, iż nie zabrano mu pieniędzy ani telefonu, zginął mu jedynie parasol.
REKLAMA
Napastnik ze Wschodu: - Na pierwszym przesłuchaniu zapytano mnie, czy były to osoby ze Wschodu. Odpowiedziałem, iż chyba nie. Ale pomału wraca pamięć i dzisiaj już wiem, iż był to ktoś ze Wschodu, bo zadano mi następujące pytanie: "Jak pan nazywa się?". A tu jest błąd w składni. Polak zapytałby: "Jak pan się nazywa?" - wyjaśnił prof. Malicki. - Stale stykam się z ludźmi ze Wschodu, więc wtedy nie zwróciłem na to uwagi. Gdy podałem w odpowiedzi swoje imię i nazwisko, usłyszałem jedynie "ok". W Polsce młodzież mówi "oki", a starsi powiedzą "okej". Jedynie ktoś z Białorusi czy Ukrainy użyje tego "ok" - zaznaczył naukowiec. Zauważył też, iż nie jest w stanie stwierdzić, czy była to osoba z Rosji, bo tam nie był już wiele lat. - Ale z tej krótkiej rozmowy wnioskuję, iż co najmniej jeden z nich pochodził ze Wschodu - dodał.
Zobacz wideo Ukrywanie spraw dotyczących migrantów sprawia, iż one narastają
Motywy: Prof. Malicki powiedział również, iż żaden przedstawiciel środowisk uniwersyteckich czy nauki od czasu niejasnej śmierci Marka Karpia w 2004 roku "nie miał takiej podejrzanej sytuacji". - Był to prawdopodobnie napad służący przestraszeniu mnie, przestraszeniu Studium i, być może, białoruskiej emigracji w Polsce. Zwłaszcza iż nadchodzi kolejne wielkie fałszerstwo - podkreślił, mówiąc o zbliżających się wyborach prezydenckich na Białorusi. Czytaj także: Śmiertelne potrącenie 14-latka na Woli. Podejrzany ukrył samochód i poszedł pić alkohol.Źródła: "Rzeczpospolita", IAR