Pojechałem na urlop, a tu dwa wypadki z bronią, w tym jeden dramatyczny… Ominęła mnie burza w tej materii, choć muszę powiedzieć, iż w przeciwieństwie do mego kolegi Pawła Gduli, uważam, iż prezes Możdżonek dzielnie stawał w tej sprawie.
Sęk w tym, iż tylko on jeden i niekoniecznie z dobrymi argumentami, ale to nie jest winna prezesa. W całym związku mamy problem z metodyką postępowania i argumentacją w przypadku wypadków z bronią.
Zanim do tego przejdziemy warto przedstawić dane, który opublikował Zarząd Główny PZŁ. W latach 2020-2023 doszło do 22 postrzeleń, w trakcie których ucierpiało 19 uczestników polowania i 3 osoby postronne. Wskutek wyżej wymienionych wypadków śmierć poniosło 7 osób.
Przeanalizowałem – kolportowaną przez przeciwników łowiectwa – listę 33 wypadków na polowaniach z ostatnich 15 lat i można je wszystkie generalnie podzielić na 3 grupy. Pierwsza to strzał do źle rozpoznanego celu czyli pomylenie człowieka z dzikiem. Druga, to niekontrolowany wystrzał, a trzecia nietrzymanie nerwów na wodzy czyli strzelania na zbiorówkach bez zachowania niezbędnych środków ostrożności. Mamy również kilka nieszczęśliwych wypadków, których nie można zaszeregować do wymienionych kategorii, bo nastąpiły w wyniku trudnego do przewidzenia zbiegu okoliczności.
Źle rozpoznany cel
Dziś spróbuję pochylić się bardziej szczegółowo nad grupą pierwszą. Gdy zostaje ranny lub zastrzelony człowiek, a sprawca tłumaczy, iż pomylił go z dzikiem, my myśliwi i władze związku tłumaczą, iż „nie można pomylić dzika z człowiekiem”. Teza ta mocno wybrzmiała w słynnym wywiadzie prezesa NRŁ.
A to nieprawda! Można pomylić dzika z człowiekiem! Gdyby było inaczej, to musielibyśmy założyć, iż sprawcy wypadków celowo strzelali do człowieka. A to przecież nieprawda! Oni nie strzelali do nierozpoznanego celu – jak brzmi nasza narracja – oni strzelali do źle rozpoznanego celu. Przecież przed strzałem obserwowali cel i byli przekonani, iż go rozpoznali. A jednak pomylili człowieka z dzikiem, więc na pytanie: „Czy można pomylić człowieka z dzikiem?” Moim zdaniem prawidłowa odpowiedź brzmi. TAK! Co jednak NIE USPRAWIEDLIWIA sprawcy, bo obowiązkiem myśliwego jest dobrze rozpoznać cel.
Teza – nie można pomylić człowieka z dzikiem w podtekście oznacza, iż myśliwy celowo strzelał do człowieka ergo dokonał zabójstwa z premedytacją. Stwierdzenie:- można pomylić człowieka z dzikiem mówi, iż myśliwy postąpił nieprawidłowo ale nie jest zabójca z premedytacją. I takiej tezy należy moim zdaniem używać!
Współwina poszkodowanego
Oczywiście każdy wypadek jest inny i każdy należy rozpatrywać oddzielnie. Dla mnie inną wagę ma zastrzelenie chłopaka w sadzie, a inną nocą osobę sadzącą marihuanę w kukurydzy, a my tego wątku w ogóle nie poruszamy.
W ocenie wypadków drogowych istnieje coś takiego jak ocena, czy poszkodowany przyczynił się do zdarzenia. Przyczynienie się do wypadku drogowego oznacza takie zachowanie poszkodowanego, które bezpośrednio wpływa na powstanie lub zwiększenie rozmiaru poniesionej przez niego szkody. Często to właśnie osoby poszkodowane swoim postępowaniem stwarzają niebezpieczną sytuację na drodze…
Ze współwiną poszkodowanego mamy do czynienia w przypadku takiego zachowania poszkodowanego, które obiektywnie można określić jako nieprawidłowe, co istotne, takie zachowanie nie zawsze będzie oznaczać naruszenia prawa. Przykładowo dochodzi do potrącenia pieszego, który wtargnął przed nadjeżdżający samochód na przejściu dla pieszych. Sprawca wypadku poruszał się z prawidłową prędkością. W konsekwencji tego zdarzenia pieszy ponosi śmierć na miejscu. W tej sytuacji kierujący samochodem ponosi odpowiedzialność za zdarzenie – jego obowiązkiem było ustąpienie pierwszeństwa pieszemu na pasach – jednak gdyby pieszy prawidłowo ocenił sytuację i nie podjął decyzji na przykład o wbiegnięciu na przejście z dużym prawdopodobieństwem nie doszłoby do zdarzenia.
Nie zawsze i nie bezrefleksyjnie
Podobnie jest z niektórymi wypadkami na polowaniach. Czy mężczyzna który nocą na kolanach między rzędami kukurydzy sadził marihuanę przyczynia się do wypadku? Czy małżeństwo kradnące w nocy ziemniaki sąsiadowi przyczyniło się do wypadku? Niewątpliwie tak!
I o tym musimy też mówić. Mam wrażenie, iż po każdym wypadku staramy się nie rozmawiać o konkretnych okolicznościach ale posypujemy głowę popiołem. Zawsze i wszędzie. „Nie, nie można pomylić człowieka z dzikiem.” „Nie można strzelać do nierozpoznanego celu.” Jakby ktoś celowo do takiego celu strzelał…
Kiedy trzeba sprawców potępiać – jak w przypadku zastrzelenia ucznia w sadzie – to trzeba. Ale ogólnie nie uświadamiamy ludziom, iż w łowiectwie, jak w życiu, zdarzają się też zbiegi okoliczności, które prowadzą do nieszczęścia, jak w przypadku kuli, która przeleciała przez las i trafiła pasażera w samochodzie na leśnym parkingu.
Brakuje mi w przekazie związku zniuansowanej reakcji na wypadki. Kiedy trzeba się uderzyć we własne piersi za cudze winy, to trzeba, ale nie zawsze i nie bezrefleksyjnie.
Lekkomyślny myśliwy
Poddaliśmy się też relatywizacji śmierci. Uznaliśmy, iż śmierć człowieka w wyniku wypadku z bronią jest czymś innym niż śmierć człowieka w wypadku samochodowym. Na kierowców hejt się nie wylewa, bo hejtujacy są sami kierowcami.
Sam się z tym spotykam kiedy rozmawiam ze znajomymi. Ostatnio jeden z aktorów – inteligentna przecież bestia – na moje stwierdzenie, iż w ciągu roku w wypadkach z bronią ginie średnio jeden człowiek, a w wypadkach samochodowych w zeszłym roku śmierć poniosło 1896 osób odpowiedział oburzony: „Ale tego nie można porównywać!” i nie potrafił uzasadnić, dlaczego nie można.
A czym różni się lekkomyślność kierowcy od lekkomyślności myśliwego? A czym się różni zbieg okoliczności na drodze, od złego zbiegu okoliczności na polowaniu? Moim zdaniem nie wolno wszystkich wypadków z broną wrzucać do jednego worka!
Brak obycia z bronią
W ostatnich latach nasi przeciwnicy uprawiają taka narrację: wypadki samochodowe, to efekt postępu cywilizacyjnego, a wypadki z bronią nie mają prawa się zdarzać. Myślę, iż to efekt braku powszechnej służby wojskowej. „Dziennikarze” broń widzą tyko z daleka, czasami na jakiś pokazach pozwolą im ją potrzymać w ręku, czasami pozwolą pod ścisłym okiem instruktora postrzelać na strzelnicy. Ich wyobrażenie o broni jest, kolokwialnie mówiąc, filmowe. O zielonej bolszewi nie wspomnę…
Tymczasem w „dawnych czasach” każdy młodzieniec, który musiał swoje odsłużyć – miał do czynienia z bronią przez dwa lata na co dzień. Wiedział, iż jest to narzędzie śmiercionośne, iż wymaga super ostrożności i wiedział, iż wypadki z bronią się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą. Dlatego do informacji o wypadku z broną podchodził daleko bardziej racjonalnie.
Dlaczego o tym wspominam? Bo uważam, ze jest nam potrzebna nowa strategia komunikacyjna nie tylko w tej sprawie. Przed nami cały sezon i niestety wypadki będą. Powinniśmy już teraz przemyśleć i przygotować nasz przekaz.
O potrzebie stworzenia komunikacji ze społeczeństwem piszę kolejny raz w tym roku. Mam nadzieję, iż Naczelna Rada Łowiecka nie przekaże milionów z naszych składek na agencję reklamową – której największym sukcesem była kampania proszku do prania – tylko postanowi zatrudnić osoby znające się z jednej strony na łowiectwie, a z drugiej mające doświadczenie w budowaniu pozytywnego wizerunku.