Miłość zapukała do moich drzwi…

twojacena.pl 9 godzin temu

Przyszła do mnie miłość…

Kasia wyjechała ze wsi do miasta i dostała się na studia. Po wiejskiej szkole nauka nie szła łatwo, ale całe dnie spędzała nad książkami, by zdać sesję i nie stracić stypendium. Mama mogła pomóc jej tylko paczkami z jedzeniem.

Gdy zaczęła pracować, sama zaczęła wysyłać mamie pieniądze. Każdy urlop spędzała na wsi. O morzu oczywiście marzyła, ale wszystkim mówiła, iż wieś ma tak czyste powietrze, las i rzeczkę, iż żaden południowy kurort nie jest potrzebny.

— Kasiu, kiedy wyjdziesz za mąż? Naprawdę nikt ci się nie podoba? Chyba nie doczekam wnuków — wzdychała mama.

— Nie martw się, mamo, wyjdę — odbijała piłeczkę Kasia, choć rozmowy o zamążpójściu już ją męczyły. Na wsi każdy pytał o to w pierwszej kolejności.

Chłopaków miała, i miłość też, ale do ołtarza jakoś nikt jej nie zaprowadził.

Pracowała w redakcji gazety. Kończył się dzień pracy, za oknem szalała ulewa. Deszcz na chwilę ucichł. Kasia narzuciła płaszcz, przygotowała parasol i wybiegła na ulicę. Ale gdy tylko stanęła przed budynkiem, deszcz lunął ze zdwojoną siłą. Schroniła się pod daszkiem, patrząc, jak samochody omiatają kałuże, rozchlapując wodę na boki.

Ciężkie krople rozbijały się o mokry asfalt, bryzgi sięgały jej butów. Przytuliła się do ściany, drżąc z zimna. Przed wielką kałużą zatrzymał się terenowy samochód, by jej nie ochlapać, a potem w ogóle stanął.

— Wsiadaj, dziewczyno. choćby jeżeli deszcz przestanie, drogi są zalane – krzyknął przez otwarte okno młody mężczyzna.

I Kasia wsiadła. Pół roku później jej wybawca oświadczył się. Nie zakochała się od razu, nie straciła głowy, ale czas był odpowiedni, a z Jackiem czuła się bezpiecznie. Zamieszkali z jego mamą w centrum miasta, w dużej kawalerce.

Mama Jacka od początku nie pałała do niej sympatią.

— Nie licz, moja droga, iż dostaniesz nasze mieszkanie. To ci się nie uda — ostrzegła od razu.

— Nie wypada chodzić cały dzień w szlafroku. Można w nim tylko do łazienki. Masz gościa? Przebierz się natychmiast — rozkazywała teściowa.

I Kasia się przebierała. Sprzątanie czy gotowanie w eleganckiej sukience było niewygodne. Sama Halina Władysławówna ubierała się jak na przyjęcie.

Nie dogadały się. Pewnego dnia Kasia usłyszała, jak teściowa namawiała syna do rozwodu, póki nie mają dzieci. Płacząc, powiedziała Jackowi, iż może mama ma rację i powinni się rozstać. Zaczęła pakować swoje rzeczy.

Ale Jacek nie pozwolił jej wyjść. Następnego dnia wynajął mieszkanie i wyprowadzili się od matki. Życie się ułożyło. Może Halina wciąż namawiała syna przeciwko niej, ale już tylko przez telefon. A Jacek nic żonie nie mówił. Oszczędzali, by kupić własne mieszkanie.

Pewnej niedzieli pojechali z przyjaciółmi nad jezioro. Grill, ryby… Wracali już po zmroku. Samochód znajomych odjechał daleko przed nimi. Jacek dodał gazu, by ich dogonić.

Kasia choćby nie zrozumiała, co się stało. Nagle z naprzeciwka wyskoczył terenówka. Kierowca stracił panowanie nad autem – zderzenia nie dało się uniknąć.

Jacek zginął na miejscu, a Kasia trafiła do szpitala z licznymi obrażeniami. Po czterech miesiącach wypisano ją. Blada, osłabiona, kulejąc, dotarła do wynajmowanego mieszkania, ale mieszkała tam już inna rodzina. Otrzymała tylko torbę ze swoimi rzeczami. Rzeczy Jacka zabrała teściowa, która wypowiedziała im umowę najmu.

Kasia poszła do matki Jacka. Ta otworzyła drzwi, ale nie wpuściła jej do środka. Rozmawiały przez próg.

— Halina Władysławno, mogłabym u was zostać, póki nie wynajmę mieszkania?

— W życiu. Przez ciebie mój Jasio zginął. choćby na pogrzeb nie przyszłaś. Wynoś się! — Drzwi zatrzasnęły się przed nosem Kasi.

— Wiesz, co ona mi powiedziała? Że sama jestem sobie winna… Że leżaKasia odwróciła się od drzwi, a wtedy dojrzała Romana stojącego na końcu ulicy – zrozumiała, iż choćby po największej burzy słońce w końcu przebija się przez chmury.

Idź do oryginalnego materiału